Kategorie bazy wiedzy

Manipulacja katolikami

Z okazji 37 rocznicy moich święceń kapłańskich otrzymałem od parafianina życzenia z książką Barbary Stanisławczyk „Kto się boi prawdy – walka z cywilizacją chrześcijańską w Polsce” (Wyd. Fronda 2015, Warszawa), a w niej karteczkę z takim tekstem. „Życzę Księdzu odwagi i wytrwałości w życiu duszpasterskim i cierpliwej lektury, zwłaszcza takich stron jak: 567-570. Proszę też, może przy najbliższej okazji odnieść się do tego fragmentu Ewangelii wg św. Marka w rozdziale 5, 38-39 gdzie czytamy: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”. I jeszcze jedno, jak te słowa mają się do innej wypowiedzi, gdzie Pana Jezus mówi „miejcie odwagę, Jam zwyciężył świat” (J, 16,33).

Za życzenia podziękowałem, fragmenty wskazane wyżej dobrze znam, wziąłem się zatem za czytanie wskazanych mi treści. Muszę je przytoczyć choćby przykładowo, bo rzeczywiście nie tylko robią wrażenie opisane tam sprawy, ale przede wszystkim to, że są prawdziwe, aktualne i dotyczą mnie jako chrześcijanina, Polaka i księdza wprost. Przede wszystkim są dokumentem naszych czasów. Oto co czytam na stronie 567 tejże książki, cytuję: „Próba ośmieszenia i dyskredytacji Kościoła nie osłabła, a wręcza się nasila. Jak się wyraził artysta Piotr Naliwajka: „Podejmowanie gry z religią rzymskokatolicką nie jest ryzykowne, bo nawet jeśli się sięgnie do zenitów wulgarności, brutalności, prowokacji, to człowieka nie może spotkać wielka krzywda. Najwyżej ksiądz nie da rozgrzeszenia, dziecka nie ochrzci (…). Kopanie w chrześcijaństwo jest stosunkowo przyjemnym zajęciem i mało niebezpiecznym”. W ten właśnie sposób popularność zdobyła Dorota Nieznalska, której obrazoburcza „sztuka” w postaci ukrzyżowanych genitaliów, zbulwersowała większość społeczeństwa. Żadne jej wcześniejsze ani późniejsze „dzieło” nie przebiło się tak do opinii publicznej. Nieznalskiej broniły liberalno-lewicowe środowiska, mówiąc o wolności wypowiedzi artystycznej i oskarżając katolików o próbę kneblowania artystów. Czytam dalej. Satanista i piosenkarz Adam Darski „Nergal”, lider zespołu „Behemoth”, spalił na scenie Pismo Święte, nazywając je „zbrodniczą książką”. Dalej. Gasnąca gwiazdka muzyki pop Dorota Rabczewska „Doda” powiedziała w jednym z wywiadów, że „bardziej wierzy w dinozaury niż w Biblię, bo jak wierzyć w coś, co spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła”. Zaś prominentny polityk lewicy Włodzimierz Cimoszewicz, komentując wyrok skazujący piosenkarkę na grzywnę, ironizował: „Pani Doda miała jednak trochę szczęścia. Ten przeniesiony żywcem ze średniowiecza sąd mógł ją w końcu skazać na „stos”. Koniec cytatu. Gdzieś to wcześniej słyszałem, ale nie dowierzałem.

Cóż można powiedzieć?

No cóż. Niektórzy mówią, że Kościół katolicki w Polsce od dłuższego czasu jest przedmiotem dość brutalnej krytyki i agresji. Z mojej perspektywy ta krytyka i agresja była zawsze obecna, jak tylko wspomnę choćby w takich dyżurnych tematach, jak: Galileusz, średniowiecze, inkwizycja itp. Jako uczeń podstawówki dobrze pamiętam te czasy, gdy tzw. aktywiści obiecywali, że zrobią z nas dobrych komunistów i prorokowali, że dojścia do kościołów szybko zarosną krzakami. W szkole średniej na innym nieco poziomie propaganda laicka wspierana takim tytułami jak „Argumenty’, czy też „Opowieści biblijne” Kosidowskiego miała spełniać funkcję oczyszczania świata z przesądów, religii i Kościoła. Mimo, że często była ona płytka i powierzchowna, to jednak przykuwała uwagę i siała spustoszenie nawet w dość otwartych umysłach. Wydaje się, że stosowane wtedy argumenty najczęściej można było sprowadzić do dwu kategorii. Mam tu na myśli te bardziej sensowne. Jedne miały charakter etyczny, drugie polityczny. Krytyka o charakterze etycznym sprowadzała się do jednego zarzutu podstawowego, że Kościół nakłada na ludzi ciężary, których nawet osoby duchowne nie są w stanie unieść. Krytyka zaś o charakterze politycznym wiązała się z pytaniem o rolę jaką powinien odgrywać Kościół w budowaniu naszej rzeczywistości. Z niektórymi nauczycielami nawet można było o tym porozmawiać bardziej szczerze i sensownie, inni się bali o stołki, a pozostali obojętnie czekali, jak to się wszystko skończy i czy z tego Kościoła jeszcze coś zostanie. Tymczasem niezrozumiałą dla wielu odpowiedzią na tę sytuację było np. to, że do seminarium na pierwszym roku zgłaszało się kilkudziesięciu chłopaków, do zakonów podobnie. Mam tu na myśli lata 70., 80. i 90. ubiegłego stulecia. Natomiast to, co dzieje się w ostatnich latach na polu walki z Kościołem katolickim na całym świecie, również w Polsce, przybiera formy nie tyle krytyki, co raczej jawnej agresji, a nawet fanatyzmu.

Kościół odpowiedzialny za wszelkie zło – oto współczesny program walki z katolikami

Vittorio Messori w książce pt. „Przemyśleć historię” (Wyd. m Kraków, 1998) przytacza wypowiedź niejakiego Leo Molulin’a wykładowcy historii i socjologii na Uniwersytecie w Brukseli, znawcę średniowiecza, byłego masona, jednocześnie laika, racjonalisty, o nastawieniu gnostycznym graniczącym z ateizmem. Oto jego wypowiedź skierowana do wierzących. „Proszę mi wierzyć, mnie, staremu niedowiarkowi, który się na tym zna. Majstersztyk propagandy antychrześcijańskiej polega na tym, że udało się wytworzyć w chrześcijanach, zwłaszcza w katolikach, nieczyste sumienie, wpoić im zakłopotanie, a nawet zawstydzenie własną historią. Wskutek nieustannych nacisków, trwających od wczesnej reformacji po dziś dzień, zdołano was przekonać, że jesteście odpowiedzialni za wszystkie lub prawie wszystkie grzechy świata. Sparaliżowano was w masochistycznej samokrytyce, aby zneutralizować krytykę tych, którzy zajęli wasze miejsce. (…) Feministki, homoseksualiści, przedstawiciele Trzeciego Świata i ich obrońcy, pacyfiści, reprezentanci wszelkich mniejszości, kontestatorzy i malkontenci wszelkiego pokroju, naukowcy, humaniści, filozofowie, ekologowie, obrońcy zwierząt, moraliści laiccy: „Wszystkim im pozwoliliście, niemal bez dyskusji, by wystawiali wam rachunek, często sfałszowany. Nie ma problemu, błędu czy cierpienia w historii, którym by was nie obciążono. A wy sami, tak często nie znając własnej przeszłości, w końcu im uwierzyliście, nawet im w tym pomagając. Natomiast ja – agnostyk, ale historyk, który stara się być obiektywny – mówię wam, że musicie reagować w imię prawdy. Często bowiem to wszystko nie jest prawdą. A jeśli nawet jest w tym coś z prawdy, to prawdą jest również, że w bilansie dwudziestu wieków światła mają znaczną przewagę nad cieniami. Cóż za bezwstydne kłamstwo o „mrocznych wiekach”, jakoby inspirowanych wiarą w Ewangelię”.

Wpędzanie w poczucie winy – taktyka nieprzyjaciół Kościoła

Jeśli jest tak, jak jest, to coś z tym trzeba zrobić, np. z tym poczuciem winy. Psychologia mówi nam, że z poczucia winy mogą zrodzić się dwie reakcje: frustracja lub zahamowanie. Tak czy inaczej wywołuje ono złość, agresję, żal. Doświadczając poczucia winy człowiek nie rozwija się. Poczucie winy jest ulubionym narzędziem tych, którzy chcą tobą manipulować, rządzić. Poczucie winy, jeśli jest nieadekwatne i niedojrzałe może wyrządzić wiele zła. Tymczasem trzeba zrozumieć przyczyny zła, a nie czuć się winnym za innych. Trzeba zrozumieć przyczyny zła. Wrogowie religii, wiary i Kościoła najwyraźniej chcą katolików wpędzić w poczucie winy. Wpędzanie w poczucie winy jest bronią używaną przez ludzi niepewnych, złych, którzy chcą nam zaszkodzić, uniemożliwić nam rozwój. Jest bronią wymierzoną przeciw życiu. Nie powinniśmy doświadczać poczucia winy nie za swoje winy i grzechy. Nawet na spowiedzi wyznajemy swoje grzechy, a nie cudze. Jeśli ktoś sprawia, że tak się dzieje, powinien się w nas odezwać dzwonek alarmowy i natychmiast nas ostrzec: ten człowiek jest twoim wrogiem; obserwuj go uważnie i analizuj, a dowiesz się o nim wielu rzeczy. Dowiemy się też wielu rzeczy o nas samych i jeśli mamy dobrą wolę, to naszą bronią przeciw wrogowi nie będzie odwet, ale prawda i miłość. Zło dobrem zwyciężaj. Przy tym wszystkim uważajmy na osądzanie wrogów, którzy chcą wam uniemożliwić rozwój. Nie chcą, byście kochali. Nie chcą, byście mieli o sobie dobre zdanie. Może nawet was nienawidzą, bo zazdroszczą wam życia, które w was dostrzegają. Na wszelkie sposoby próbują nadszarpnąć zaufanie, jakie macie dla siebie samych. W gruncie rzeczy dzieje się tak, bo oni sami się nie kochają, nie mają do siebie zaufania i chcieliby, żeby inni byli tacy, jak oni. Wystarczyłoby, gdyby ci ludzie zaczęli trochę myśleć o sobie i spróbowali się zmienić, a nie zatrzymywali innych na tej samej – statycznej i śmiertelnej – pozycji, jaką sami zajmują. Wpędzanie katolików w poczucie winy i odpowiedzialności jest świadomie wykorzystywane przez wrogów Kościoła z reguły do tego, aby nas sobie podporządkować. Żeby sprawę nieco uprościć i podsumować psychologicznie posłużmy się porównaniem. Typowy może być tu przykład żony, która ciągle wypomina mężowi jakiś „grzeszek” z przeszłości. Karząc go w ten sposób i podtrzymując w nim poczucie winy, sama będzie się mogła poczuć „czyściejsza”, lepsza od niego. Tak, czy inaczej poczucie winy jest dla wszystkich stron na dłuższą metę autodestrukcyjne. Jest przeciwne życiu. Jeśli ktoś interesuje się psychologią odsyłam do analizy poczucia winy, na pewno jest wiele prawdy w tym, co tutaj nakreśliłem.

Miejcie odwagę, czyli jak godnie żyć?

Co począć z tym poczuciem winy, a także z lękiem? Zamknąć na niego oczy? Zatkać uszy? A może potraktować go jako znak czasu – jako szczególny sygnał dla nas katolików, dla duszpasterstwa – jako drogowskaz zarówno krytyki, jak obrony Kościoła? Uważam, że staje przed nami zadanie przemyślenia związku między wartościami ludzkimi i boskimi. Jeszcze raz trzeba ukazać, idąc za nauczaniem św. Jana Pawła II, że to, co boskie, jest również najgłębiej ludzkie, a to co ludzkie, jest również boskie. Oczywiście niektóre wymagania stawiane dziś człowiekowi przez Kościół wydają się mu zbyt wysokie. Z całą pewnością wiele ciemnych stron Kościoła powinno robić przygnębiające wrażenie. Ale poczucie winy za wszystko i za wszystkich nie jest dobre dla zdrowia zarówno psychicznego, jak też życia religijnego. Ale to wszystko ze strony katolików i Kościoła powinno być zawsze wyrazem najgłębszej wiary w człowieka. Tej samej wiary, jaką Chrystus obdarował Piotra. Budowanie świata z Bogiem to dziś wielkie zadanie dla naszego pokolenia. Kościół dobrze wie, że państwa, systemy, partie, teorie, różne mody, a nawet całe cywilizacje to krucha struktura i pójdzie dość prędko w rozsypkę, jeśli nie zostanie związane z tym, co za Norwidem nazwalibyśmy „wielkim zbiorowym obowiązkiem”. Kościół jest przez świat teraz mocno krytykowany i atakowany, ale też sam Kościół poddaje krytyce ten świat, a zatem z natury rzeczy też prowokuje krytykę. Ale bywają puste i bywają sensowne ataki na katolików, wiarę, religię i Kościół. Sensowna krytyka Kościoła to taka krytyka, która wcześniej czy później musi stać się afirmacją Kościoła – musi przerodzić się w jego obronę. Bronić Kościoła, to znaczy pokazywać, czym on naprawdę jest. A czym jest Kościół? Jest głosem Transcendencji, która mówi do nas. Ta zaś nauka krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia – przypomina Paweł „małej owczarni”. Nawet jednak ta mała i zalękniona owczarnia musi się liczyć na płaszczyźnie ludzkiej z prawami, które socjologia i psychologia wyodrębniła już dawno, na podstawie historycznego doświadczenia. Jedno z tych praw głosi, że im bardziej jakaś grupa pozostaje w mniejszości, tym bardziej, żeby nie zostać pochłoniętą przez większość, musi być motywowana, przygotowana, zjednoczona, zdecydowana, wierna swojej wizji świata. W sumie musi być naprawdę tym, co Ewangelia nazywa „zaczynem” i „solą niezwietrzałą”. Wracając zaś do pytania, które wraz życzeniami postawił przede mną parafianin, powiem tylko tyle, że mądrej głowie, dość po słowie. A że tych słów było być może tu za wiele, to tylko z szacunku do czytelnika.

ks. Zdzisław Wójcik – dr psychologii