Kategorie bazy wiedzy

Ośmieszyć chrześcijan – oto współczesna tolerancja

Ośmieszyć chrześcijan – oto współczesna tolerancja

Prześladowanie chrześcijan kojarzy się przede wszystkim z męczeństwem, czyli z agresją. Ponieważ zaś agresja łączy się najczęściej z przemocą fizyczną, często lekceważymy inne przejawy zachowań agresywnych. Do takich należy agresja słowna, która jest na tyle zakorzeniona w społecznym funkcjonowaniu, że bywa przyjmowana za normę i jest traktowana jako zachowanie zupełnie nieszkodliwe. Tymczasem – o czym mówi psychologia – ignorowanie, krytykanctwo, obraźliwe komentarze, ironizowanie i ośmieszanie to również zachowania agresywne. Ponadto wyśmiewanie, dokuczanie, obrzucanie wyzwiskami i kpiny niosą ze sobą poważne zagrożenia, bo rodzą w ofiarach poczucie zagrożenia, odrzucenia i izolacji. W tym sensie mamy prawo mówić o prześladowaniach chrześcijan przez ośmieszanie Kościoła, religii, wiary, wspólnoty wiernych, świeckich i duchownych, czy też ośmieszanie tradycji chrześcijańskiej.

Kto jest ośmieszany?

Co do tego nie mam wątpliwości, że ośmieszanie nawet najprostszych przejawów religijności, jest ostatecznie ośmieszaniem samego Boga. Dlatego kpiny nawet z religijności, którą ktoś nazwie dewocyjną, w ostatecznym rozrachunku będzie mniej czy bardziej świadomym, i celowym, w naszym kręgu cywilizacji chrześcijańskiej, ośmieszaniem Chrystusa i Jego nauki, czyli Ewangelii. Może ktoś powiedzieć, że najprostsze i dla wielu naiwne przykazania Jezusa, (np. o miłości nieprzyjaciół) tyle razy ośmieszane są już przeżytkiem. Czy przez to samo zasługują na lekceważenie, ośmieszanie czy nawet pogardę? Uważam, że potrzebujemy tej nauki i takich przykazań bardziej niż pierwsi chrześcijanie. Mało tego, sądzę że wzgarda i ośmieszanie religii, Kościoła i wiary sprawia, że znaleźliśmy się tam, gdzie teraz jesteśmy – często zrozpaczeni, wiecznie zatrwożeni, pozbawieni znaków. A gdzie właściwie jesteśmy i za czym biegniemy, do czego dążymy? Nasza rozpaczliwa zachłanność i chciwość, niekończąca się spirala potrzeb, nasze oczekiwanie, że wszyscy, biedni i bogaci, nie tylko mamy prawo, by mieć coraz więcej wszystkiego – iż to wszystko doprowadziło nas do punktu, w którym neurotyczne napięcie powoduje przygnębiającą pustkę i bezsens. Mówią o tym wyraźnie i konsekwentnie nieliczni księża, świeccy, także psychologowie, ale są ośmieszani.

„Śmieszna prawda”

Jak to możliwe, że my chrześcijanie wiedząc, że Jezus jest ośmieszany i że ma rację, boimy się o tym mówić? Co więcej, są ludzie, głęboko wierzący, praktykujący, żyjący przykazaniami według Ewangelii, ale nigdy nie odważyliby się ich głosić. Ci, którzy się odważają – księża czy świeccy – głosić we własnym imieniu przykazania ewangeliczne na temat zachłanności i bogactw, współczucia i miłości narażają się na kpiny. Te kpiny mają postać stwierdzeń typu: „może i przykazania są wzniosłe i prawdziwe, ale na dzisiejsze czasy są takie śmieszne i niepoważne”. Dlaczego taka opinia? Może dlatego, że brzmią jak komunały. Ależ przecież powtarzamy bezustannie, bez wstydu i skrępowania, banały co najmniej równie zużyte, choć o wiele mniej ważne. Krótko mówiąc, w wielu środowiskach funkcjonuje opinia, że być chrześcijaninem to wstyd – nawet nie dlatego, że chrześcijaństwo nie cieszy się intelektualnym szacunkiem, lecz dlatego, że jest to dla wielu moralnie śmieszne. I tak oto ten niby tolerancyjny, nowoczesny i wykształcony świat doszedł do punktu, że bycie chrześcijaninem jest wstydliwe i krępujące. Ależ to smutne i żałosne.

Kto ma rację?

My chrześcijanie wiemy, że Chrystus ma rację. Wiedzą to chyba wszyscy ludzie, że przynajmniej dla części wielkich problemów ludzkości nie ma rozwiązań czysto technicznych, politycznych czy organizacyjnych, że wymagają one tego, co religia nazywa metanoją, przemianą duchową. A tej przemiany, czyli nawrócenia nie można osiągnąć w sposób techniczny. Polega ona na uznaniu, że korzenie zła są w nas, w każdym z nas, zanim wrosną w instytucje i doktryny. Owszem, łatwo to powiedzieć, zwłaszcza że bardzo trudno kierować się nimi w życiu. Ponadto metanoja w takim sensie jest ściśle zawiązana z przewidywaniem apokalipsy. I dlatego świadomość apokaliptyczna Jezusa nie tylko nie traci znaczenia dla naszego świata, ale jest fundamentem naszej nadziei na jego przetrwanie. Pojmują to ci, którym autentycznie leży na sercu dobro naszej planety. Uznanie własnej winy jest według nauczania Jezusa podstawowym warunkiem nawrócenia, warunkiem życia w Bogu i siłą rzeczy, warunkiem zbawienia. Podkreślmy, że zdolność do poczucia winy jest warunkiem bycia człowiekiem. Ta zdolność czyni nas istotami ludzkimi, osobami, jak mówi Księga Rodzaju i mówi słusznie. Słusznie dlatego, że nie mamy żadnej znajomości dobra i zła, jeśli nie odczuwamy ich w sobie. Nieumiejętność czynienia tego odróżnienia byłaby dla ludzkości samobójstwem.

Kto jest tak naprawdę ośmieszany?

O jaką postać śmieszności tu chodzi? Oczywiście, że nie o zabawność, lecz o odmienność. W dzisiejszym komórkowo-cyfrowo-internetowym świecie śmieszny jest ten, kto jest zupełnie inny, kogo myślenie i sposób życia całkowicie odbiega od przyjętych powszechnie sposobów wartościowania i decydowania o życiu. Śmieszny jest ten, kto nie jest jak wszyscy czy przynajmniej jak większość. Dobrze ilustruje to obraz pokazujący młodzież w podartych portkach i wyigłowaną kolorowym tuszem na ciele, jednocześnie zdziwioną i drwiącą z mężczyzny ubranego w garnitur. Dlatego Jezus jest śmieszny dla tych, którzy utracili poczucie humoru, czyli dystansu do siebie i swojego myślenia. Którzy uwierzyli, że oto mamy klucz do bezpiecznego spokoju i odtąd losy świata, czyli nas, będą wiodły do krainy wiecznego szczęścia, zaspakajającej wszystkie nasze potrzeby i zachcianki, w którym jest zawsze pod ręką naładowany smartfon. Oczywiście wiele spraw udało się wyprostować, ale dostatek rozleniwia i usypia. Uśpiony jest przede wszystkim zmysł moralny. Ten letarg polega na tym, że dla coraz większej liczby ludzi źródła zła nie są w jednostce, lecz w instytucjach. Tak wynika z badań psychologicznych i socjologicznych, i także z tego powszechnego dziś zjawiska, tzn. szukania winnych zawsze poza sobą, jak również z wszechogarniającej i wszechobecnej postawy roszczeniowej. Konsekwentnie więc, jednostkowe poczucie winy, jak uważa bardzo wielu, nie jest związane z grzechem, lecz jest ewentualnie chorobą, problemem, z którym idzie się do psychoanalityka, a nie prosi Boga o przebaczenie i pokutę. Dlatego dla prześmiewców i kpiarzy z religii, Kościoła i wartości religijnych Jezus jest śmieszny, bo obarcza człowieka, a nie struktury i instytucje, nakazuje źródeł zła szukać w sobie.

Czy wiesz o czym jest chrześcijaństwo?

Aktualność Jezusa nie polega na tym, że wszyscy dziś myślą tak jak Jezus, ale właśnie na tym, że już zapomnieli, czego tak naprawdę nauczał. Nasza ziemia nie jest wieczna, pewnego dnia przestanie istnieć. Egzystencja człowieka na jej powierzchni też nie jest wieczna, a każdy z nas żyje w cieniu swojej apokalipsy prywatnej, nieuniknionej i w gruncie rzeczy nieodległej, tzn. własnej śmierci. Przesłanie Jezusa jest takie: w obliczu nieuniknionego końca wszystkie dobra i rzeczy ziemskie są jeśli nie bezwartościowe, to w każdym razie drugorzędne i względne. W związku z tym nigdy nie powinny uchodzić za dobra same w sobie, a tym bardziej za wartości absolutne. Czy wiesz, że Chrystus nie zalecał surowej ascezy, umartwienia, nienawiści do ciała i tego, co należy do świata? Jadał zarówno z uczniami, jak z wielkimi grzesznikami, rozdzielał chleb, ryby, wino, błogosławił gościom weselnym, chwalił w swych przypowieściach ciężką pracę rolników i robotników, popierał przezorność, uzdrawiał chorych, pozwalał oddawać cesarzowi, co cesarskie. Ale choć nie miał pogardy czy nienawiści do tego, co cielesne, sprowadzał je na właściwe miejsce. Chrystus uczy, że to, co zmysłowe nigdy nie jest warte tego, by je czcić czy kultywować dla niego samego. Jest tylko jedna rzecz godna bezwarunkowego pragnienia, to Bóg i Jego Królestwo. Jest tylko jedna rzecz, która jest złem absolutnym, utrata duszy i jej nieodwracalne zepsucie. Czy słyszałeś, że chrześcijaństwo traci cały swój sens historyczny, moralny i religijny w momencie, gdy zapomni się o tej najważniejszej idei, że wszystkie wartości doczesne są tylko względne i drugorzędne? Znamy oczywiście w naszej epoce ludzi, którzy usiłują nas przekonać, że rdzeniem przesłania Jezusa jest taki czy inny system polityczny. Są też tacy – mniej liczni – którzy mówią, że istotą Jego nauki jest zachęta do gromadzenia pieniędzy. Nie są oni chrześcijanami w żadnym uznanym sensie i nie ma potrzeby o nich mówić. To chyba oni najbardziej zasługują na kpinę i śmiech, bo naprawdę są śmieszni i żałośni. Odrzucając przesłanie Ewangelii, a nawet walcząc z nim, wszyscy, zwłaszcza wrogowie Kościoła stają się śmieszni.

ks. Zdzisław Wójcik – doktor psychologii