Aktualności

Człowiek bezosobowy jako zagrożenie dla wiary i religii. Rozmowa z ks. Zdzisławem Wójcikiem, doktorem psychologii

Człowiek bezosobowy jako zagrożenie dla wiary i religii. Rozmowa z ks. Zdzisławem Wójcikiem, doktorem psychologii
Photo by Aaron Burden on Unsplash
14 września 2021 r.

Człowiek bezosobowy jako zagrożenie dla wiary i religii. Rozmowa z ks. Zdzisławem Wójcikiem, doktorem psychologii

Tematyka dotycząca prześladowań chrześcijan jest od samego początku nierozłącznie związana z dziejami Kościoła.  Co na temat może powiedzieć psychologia?

Ta popularna dyscyplina naukowa jaką jest psychologia, zajmuje się najogólniej rzecz biorąc zachowaniem człowieka, jego aktywnością poznawczą i emocjonalną. To, co szczególnie wydaje mi się tutaj interesujące, to przede wszystkim przyczyny agresji, a zwłaszcza motywacja takich działań.

Co według Księdza jest przyczyną współczesnych ataków na Kościół, religię, na duchownych?

Moim zdaniem ta agresja związana jest z jakimś powszechnym kryzysem człowieczeństwa, mimo wielu przejawów bardzo pozytywnych ludzkich postaw. Dlatego chciałbym raczej mówić o zagrożeniach niż o prześladowaniach. A tak najkrócej mówiąc, o zagrożeniach człowieka jako osoby.

Co zatem z psychologicznego punktu widzenia widzi Ksiądz jako najpoważniejsze zagrożenie dla chrześcijan?

Uważam, że największym zagrożeniem dla człowieka, nie tylko chrześcijanina są różne koncepcje redukcjonistyczno-deterministyczne obecne bardzo mocno w naukach humanistycznych, w życiu społecznym czy politycznym. Chodzi o bardzo powszechne w dzisiejszym świecie próby sprowadzenia wielowymiarowości człowieka do jednego, niższego wymiaru, np. tylko do instynktu, jakiegoś popędu, np. do erotyzmu. Natomiast te poglądy i koncepcje, które pozwalają spojrzeć na człowieka całościowo i wielowymiarowo, a nie tylko poprzez bodźce i reakcje, popędy i nieświadomość, spychane są na bok i deprecjonowane jako przestarzałe i wsteczne. Tymczasem człowiek jest kimś więcej niż jego ciało i popędy.  Nie jest mechanizmem, który składa się z jakiś części. Jest zdecydowanie czymś, a raczej kimś więcej niż suma najlepszych nawet jego części. Człowieka da się opisać naukowo w wymiarze biologicznym i psychologicznym, ale żeby zrozumieć trzeba też wymiaru wyższego, duchowego. Bo człowiek jest nie tylko popychany i sterowany przez popędy i instynkty, ale jest też pociągany przez wartości egzystencjalnie.

Rozumiem to w ten sposób, że rzeczywistość, która kryje się za religią i wiarą jest tak oczywista, jak oczywiste są ludzkie pytania o sens, przemijanie, miłość, odpowiedzialność, o cierpienie, dobro i zło, o śmierć, winę i karę. Wydawać by się mogło, że wystarczy choć trochę dobrej woli, by to pojąć.

Ma Pani rację. Widocznie nie wszyscy mają dobrą wolę. A przecież to, co Pani wymieniła, to przede wszystkim egzystencjalnie ważne problemy każdego człowieka, stąd nie można ich ignorować i zastępować czymkolwiek. Dlatego jestem przekonany, że agresja na Kościół, religię i wiarę jest ostatecznie atakiem na człowieka i jego godność. Natomiast sprowadzanie człowieka tylko do wymiaru biologii, instynktów, zaspokajania podstawowych potrzeb, takich jak jedzenie, picie czy seks, czy inne przyjemności zmysłowe kończy się dla niego relatywizmem moralnym i subiektywizmem poznawczym. Sam już nie wie, co to jest dobro, a co zło, a jeśli wie to jedynie przez pryzmat własnego ego.

Jeśli, jak to Ksiądz powiedział, człowiek jest kimś więcej niż jego ciało i popędy, to kim jest?

Człowiek jest osobą. Oczywiście jest to zagadnienie z zakresu filozofii, której raczej nie lubi świat współczesny, bo filozofia kojarzy się dziś z czymś bardzo niepraktycznym. Spróbuję więc wyjaśnić to od innej strony. Otóż wielu ludzi dzisiaj (można ich nazwać agnostykami) żywi osobliwe przekonanie, że Bóg który jest Osobą według antropologii chrześcijańskiej, stoi niżej od Boga, który jest bezosobowy. To, że wielu ludzi nie wierzy, że Bóg jest Osobą, można jakoś zrozumieć. Natomiast są i tacy, którzy nie wierzą, że człowiek jest osobą. Są nimi ci, którzy uwielbiają opowiadać o tych składnikach ludzkiej osobowości, które nie są osobowe – o dziedziczności, podświadomości, o naturze i obyczajach, jakie człowiek dzieli ze światem roślinnym i zwierzęcym lub o nieuchronnej kosmicznej ludzkiej zagładzie. Taką postawę można nazwać „bezosobowością”.

Na czym polega zagrożenie dla chrześcijaństwa ze strony, jak to Ksiądz nazwał, „bezosobowości”?

Ta „bezosobowość” wisi jak klątwa nad naszym życiem. Na co dzień widzimy ją pod postacią nieodpowiedzialności. Weźmy dla przykładu, taką sytuację, kiedy słyszymy, że biedny, nieszczęsny przestępca jest tylko niewolnikiem swojej sytuacji i społecznych uwarunkowań. Tkwi w niewoli duchowej lub psychologicznej. Albo zgodnie z poglądem, że jeśli ktoś urodzi się w slumsach, rodzi się tym samym jako przestępca i nic na to nie poradzi, bo jego osobowość nie zdoła przezwyciężyć wyroków losu, skazujących go nieuchronnie na przestępczy tryb życia. Tego typu rozumowanie orzeka, że rozmaite bezosobowe czynniki, takie jak dziedziczność, warunki ekonomiczne, otoczenie i instynkty, zawsze będą silniejsze niż osoba, czy też to, co w człowieku jest najbardziej osobowe. A ponieważ ta niewolnicza wymówka służy, aby usprawiedliwić prostych opryszków, tym bardziej stosuje się ją do złoczyńców o większej ogładzie i jakbyśmy dziś powiedzieli, z wyższej półki. Konsekwentnie rozpowszechnia się tendencja, by usprawiedliwiać każdego pod każdym pretekstem rozprawiając o niesprzyjających okolicznościach, a przemilczając świadome decyzje. Dlatego ataki na Kościół, religię, na chrześcijan tak trudno jednoznacznie dziś nazwać i ocenić. Bezczelne drwiny i szyderstwo ze świętości rozmywają się w ocenie, bo człowiek traci coś z człowieczeństwa. Zachowuje się jak zdalnie sterowany cyborg, mając złudne poczucie wolności i decydowania. Dlatego tak łatwo i bez konsekwencji szargane są świętości.

Kto promuje wizję człowieka, którą nazwał Ksiądz „bezosobową”?

Wrogowie Kościoła i chrześcijaństwa, a ten atak dokonuje się przede wszystkim przez media.  Jest to nie tylko uderzenie w duchowieństwo, choć w tym punkcie media się specjalizują. Sposobem atakowania jest także, a może przede wszystkim, propagowanie postaw sprzecznych z etyką chrześcijańską i prawdą o człowieku. Jednocześnie media, nawet te pseudokatolickie, proponują religię z Bogiem, ale bez odpowiedzialności moralnej i bez powiązań wiernych z Kościołem hierarchicznym. Metodą niszczenia jest także dzielenie duchownych na „postępowych” i „fundamentalistów”. Ci ostatni blokują rzekomo drogi człowieka do „prawdziwej wolności”. Media, a w nich dziennikarze, którzy przez całe lata służyli komunizmowi, teraz już ich dzieci i wnuki pouczają, że „Kościół musi się nauczyć tolerancji”. Domagają się tolerancji dla siebie, nie wykazując jej w najmniejszym stopniu wobec innych.

A wydawało się, że Polskę ominą ataki, które na Zachodzie w dużym stopniu zniszczyły wiarę.

To, co teraz dzieje się w Polsce, określiłbym jako agresję nie tylko wobec tej części społeczeństwa, dla której religia jest czymś ważnym. To jest ostatecznie autoagresja, bo zło wraca do sprawcy. Dlatego np. dążenie do wyeliminowania religii z życia publicznego odbieram właśnie jako agresję. Rozumiem, że wiara może być komuś obca. Trudno mi jednak zrozumieć, że ten ktoś jako zagrożenie traktuje moją chęć jej przeżywania także w wymiarze publicznym. Odnoszę wrażenie, że w niektórych środowiskach laickich religię uważa się za rodzaj zarazy, przed którą należy życie publiczne chronić.

Mnie jeszcze trudniej zrozumieć tych katolików, którzy godzą się z nietolerancyjnymi żądaniami, żeby wiarę zamknąć całkowicie w domu i kościele.

Świat jest terenem walki z Bogiem. Polska jest jeszcze terenem do zdobycia przeciw Bogu. Kościół katolicki w Polsce jest przeszkodą w tym „cywilizacyjnym postępie”. Że wróg Kościoła jest wrogiem, to można zrozumieć, ale że sami katolicy zachowują się podobnie, też tego nie rozumiem, chociaż można to wyjaśniać na róże sposoby. W tym wypadku uważam, że jest to problem wiary religijnej. Kościół był i jest znakiem sprzeciwu wobec deprawacji i niszczenia człowieka jako osoby, czyli jego godności. Jako strażnik wiary jest znakiem sprzeciwu wobec fałszu dokonywanego na człowieku, bo człowiek nosi na sobie odwieczny stygmat Boży – „jest obrazem i podobieństwem Boga” (por. Rdz 1,26). Kościół, religia, wiara są dla nas znakiem, czyli także wyrzutem sumienia. Dla jednych jest to powód do refleksji, a może nawet nawrócenia, a dla innych powodem do agresji.

Jak powinien zachować się katolik wobec takich zagrożeń?

Aby ochronić człowieka przed różnymi zagrożeniami potrzebna jest odwaga. Owszem człowieka stać na wiele poświęceń i wyrzeczeń, ale mało kogo stać na czyny heroiczne. Odpowiedzią na zagrożenia jest nieustraszoność, rozwaga i wytrwałość ze wszystkimi tej postawy konsekwencjami. Nielicznych stać na heroizm, ale wszystkich na pewno stać na minimum dobrej woli, rozsądku, uczciwości i wytrwałości w tym, co dobre.

Gdy mówi Ksiądz o odwadze, to myślę oczywiście o Prymasie Tysiąclecia.

O kardynale Wyszyńskim mógłbym powiedzieć podobnie, jak o Janie Pawle II. Podobnie jak św. nasz Papież, także Prymas Wyszyński, od niedawna błogosławiony, dowiódł, że można przewodzić Kościołowi zgodnie ze swoją własną wizją – wbrew politycznym, ekonomicznym i społecznym trendom. Był on bezkompromisowy w kwestii priorytetu spraw boskich nad doczesnymi. Kiedy rozpoczynał posługę prymasa, jego sprzeciw wobec komunizmu wydawał się śmiechu wart. A jednocześnie chciał w tych niezwykle trudnych czasach ocalić Kościół i wiarę. Stąd był nawet przez mało zorientowanych posądzany o jakieś kompromisy z komunistami. Ostatecznie jego krytyka władz komunistycznych okazała się dla nich nie do przełknięcia. Przypłacił to więzieniem, wieloma szykanami i prześladowaniami. Mówimy o nim, że był mężem stanu, wytrwanym dyplomatą, wybitnym duchownym, wiernym pasterzem, odważnym i głęboko wierzącym chrześcijaninem. Z tego powodu ma także do dzisiaj wrogów, nawet wśród tych, którzy go nie znali i mało o nim wiedzą. Tylko dlatego, że żył dla Boga i z Bogiem.

Dziękuję za rozmowę.

ks. prał. dr Zdzisław Wójcik – proboszcz parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Zwycięskiej w Częstochowie, wykładowca, psycholog, dydaktyk oraz członek Polskiego Towarzystwa Teologicznego. Był redaktorem częstochowskiej edycji Tygodnika Katolickiego „Niedziela”. Pełnił funkcję prefekta studiów i wicerektora w Wyższym Seminarium Duchownym Archidiecezji Częstochowskiej. Bierze czynny udział w audycji Porad pedagoga i psychologa na antenie Radia Maryja.

 

Rozmawiała: Małgorzata Uzarska

Koordynator Biura Sieci Pomocy Prawnej i Poradnictwa Obywatelskiego w Toruniu