Aktualności

Doświadczenie prześladowania – dojrzałość wiary. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR

Doświadczenie prześladowania – dojrzałość wiary. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR
15 lutego 2021 r.

Doświadczenie prześladowania – dojrzałość wiary. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR

 „Bo w ogniu doświadcza się złoto,

 a ludzi miłych Bogu – w piecu utrapienia”

Syr 2,5

 

Szczęść Boże! Prześladowanie Kościoła przybiera na sile, również w Polsce. Ojciec pracował w różnych krajach, jak to wygląda z tamtej perspektywy?

Szczęść Boże! Rzeczywiście praca w tak różnych krajach, na różnych kontynentach to jednocześnie doświadczenie różnorodnej rzeczywistości Kościoła i myślę tutaj o tym doświadczeniu pracy z ludźmi i wśród ludzi a więc tam, gdzie weryfikuje się skuteczność tego, co się głosi. Dopiero z takiej perspektywy widać jak mają się różne plany duszpasterskie do rzeczywistości, jak odbierane jest nauczanie Kościoła, czy dociera do ludzi, jaki wpływ ma na kształtowanie się postaw konkretnych osób i jak, i czy w ogóle ma wpływ na życie społeczne.

Podobnie rzecz ma się z tym, co Kościół przechodzi na całym świecie, a więc z prześladowaniami. Tak, to jest doświadczenie Kościoła na całym świecie. W każdym miejscu, gdzie znajdziemy ludzi przyznających się do Chrystusa, zawsze ta obecność naznaczona jest prześladowaniem.

Docierają do nas wieści z różnych stron świata i nierzadko przeraża okrucieństwo z jakim spotykają się ludzie wierzący. Czy te prześladowania, których Ojciec był świadkiem są w jakiś sposób widoczne, odczuwalne?

Formy są różne, te intensywne i te jeszcze mniej odczuwalne, te naznaczone przelewem krwi i te bardziej subtelne choć nie mniej dotkliwe. 19 sierpnia 1991 roku, miesiąc przed moim przyjazdem do Argentyny zamordowano dwóch franciszkanów o. Michała Tomaszka i o. Zbigniewa Strzałkowskiego znanych jako Męczennicy z Pariacoto, dziś są wyniesieni na ołtarze jako błogosławieni. Dowiedziałem się o tym będąc już w Argentynie, a przecież na misje wyjechaliśmy niemal w tym samym czasie (różnica dwóch lat), Peru od Argentyny nie jest tak daleko, sytuacja polityczna podobna. Był to impuls do refleksji i uświadomienia sobie, że misje to nie romantyczna przygoda lecz wyzwanie z najwyższej półki, misjonarz musi dojrzeć do bycia gotowym praktycznie na wszystko a to, co wydarzyło się w Pariacoto pomogło z czasem dojrzeć do tego, aby nie przywiązywać się do miejsc, czy desperacko trzymać się stanowisk. Bycie misjonarzem niesie w sobie tak bogactwo, jak i wymagania, a jest zadaniem dla tego, kto ma powołanie misyjne i jest w stanie rozeznać do jakiego typu misji jest powołany. Patrząc na takie świadectwa wiary jak tych dwóch młodych misjonarzy i jednocześnie realizując własne powołanie misyjne, człowiek albo ugruntowuje swoje wiarę albo musiałby zrezygnować, albo pozwala Bogu oczyszczać je ze wszelkich ludzkich naleciałości albo poddaje się wygodnym choć skorumpowanym układom. Misje dają tę niepowtarzalną możliwość wyboru i potwierdzenia tego, co się wybrało, a raczej KOGO się wybrało, a jeszcze precyzyjniej przez KOGO jest się wybranym do wypełnienia konkretnej misji, a jednocześnie hartują i umacniają, ucząc patrzeć z dystansem na wszystko, a przede wszystkim patrzeć z dystansu, tak, z tego dystansu, z tej perspektywy Chrystusa. Można powiedzieć, że odkrycie powołania misyjnego to wejście na drogę myślenia Chrystusem, patrzenia na życie, na to, co nas otacza i to, co się dzieje wokół nas z Chrystusem i działanie z Chrystusem.

Jednak z reguły, gdy mówimy o prześladowaniach to zawsze ma to konotacje negatywne, kojarzy się z uciążliwością, cierpieniem, a co zmienia to „patrzenie Chrystusem”?

Patrzenie Chrystusem, to jest patrzenie oczami wiary, przecież właśnie dopiero wtedy, gdy człowiek spojrzy na wszystko oczami wiary, widzi to, co jest naprawdę. Chodzi o to patrzenie z dystansu, ale z dystansu pozwalającego widzieć całość, nie tylko dany moment, przeżycie, ale również to, co z tego wynika, do czego prowadzi, jakie są konsekwencje. W duchowości człowieka wierzącego oznacza to widzieć tak, jak Bóg to widzi, to jest proces, droga dojrzewania duchowego. Dlatego prześladowania stawiają pytania, są impulsem do dojrzewania w wierze, a jednocześnie pozwalają odkryć coś, co wykracza poza ten ograniczony horyzont ludzkich możliwości, również tych rozumowych, poznawczych. I tutaj wkraczamy w ten podstawowy wymiar, wymiar osobisty naszego życia, naszego istnienia. Wszystko, również wiara, a także cierpienie ma przede wszystkim ten wymiar osobisty. Św. Jan Paweł II przypominał o tym wielokrotnie, od samego początku swojego pontyfikatu. To osobiste spotkanie z Chrystusem sprawia, że człowiek wchodzi na drogę wiary i zaczyna odkrywać prawdziwe znaczenie i sens tego wszystkiego co dzieje się, najpierw w jego osobistym życiu, a również krok po kroku to, co dzieje się wokół niego; odkrywa sens i cel swojego istnienia. Wtedy zaczynamy rozumieć, pojmować, zaczynamy odróżniać dobro od zła, prawdę od kłamstwa. Również zmienia się nasze spojrzenie na prześladowania tak te, które mają miejsce jeszcze daleko od tego naszego osobistego doświadczenia, a tym bardziej, gdy już staną się naszym udziałem, gdy odczujemy je na własnej skórze. Nie patrzymy już w kategoriach czysto ludzkiego cierpienia lecz odnajdujemy sens tego, co jest przecież niełatwym doświadczeniem.

Osiągnięcie tej dojrzałości w wierze jest wyzwaniem pięknym, ale i trudnym, czy nie da się ominąć, uniknąć tego „etapu” jakim jest cierpienie wynikające z doświadczenia prześladowania?

Nie, nie da się. Uczeń idzie tą sama drogą, przechodzi ten sam proces jaki przechodzi mistrz, a mistrzem dla nas jest Chrystus. Droga do zmartwychwstania prowadzi przez krzyż, innej nie ma. I tutaj od razu trzeba przypomnieć słowa św. Jana Pawła II „krzyża bez miłości nie zrozumiesz, miłości bez krzyża nie znajdziesz”. Droga do pełni człowieczeństwa, a tym jest odkrycie i wejście w przestrzeń miłości i miłosierdzia Boga, wiedzie przez krzyż czyli cierpienie. Prześladowanie jest więc tym, czego człowiek doświadczy, wcześniej czy później. Zresztą nawet ludzie niewierzący doświadczają cierpienia, nie da się go wyeliminować, choć dziś wielu by tak chciało i nieraz żyją złudzeniem, że uda im się wyeliminować cierpienie ze swojego życia. Wiara natomiast nadaje sens tak cierpieniu, jak i całemu życiu człowieka. I teraz warto zauważyć: ludzi patrzących oczami wiary, prześladowanie umacnia ich w wierze, zjednoczenie z Chrystusem staje się coraz ściślejsze, pełniejsze, natomiast dla ludzi, którzy są wierzącymi z nazwy, czyli tak zwani CINO (Christian In Name Only) doświadczenie prześladowania jest często powodem rezygnacji z wiary, odejścia od Kościoła i Chrystusa. Pozwoli Pani, że posłużę się przykładem mało znanej nam rzeczywistości. Podczas studiów w Rzymie poproszono mnie o przywiezienie z lotniska księży z Wietnamu, którzy przybywali z międzylądowaniem w jednej ze stolic europejskich. Obowiązywała całkowita dyskrecja, tak przed, w trakcie jak i po ich przybyciu, ponieważ istniało realne niebezpieczeństwo, że zostaną zawróceni na lotnisku, gdyby komunistyczne władze Wietnamu dowiedziały się kim są i po co przylatują do Włoch. W samym Wietnamie nie wszyscy mogą się ujawnić, że są kapłanami. Dla mnie było to dosyć zaskakujące, ponieważ wydawało się, że podobne sytuacje należą już do przeszłości z czasów żelaznej kurtyny. Zresztą informacji na temat życia Kościoła w Wietnamie jest mało, chodzi o to, aby nie narażać katolików na większe prześladowania.

Natomiast to, co mogłem zaobserwować w Australii prawie 15 lat później, gdzie osiedliło się bardzo wielu wietnamskich emigrantów, to ich świadectwo wiary, prostej i mocno zakorzenionej w Chrystusie, nacechowanej głębokim życiem duchowym. To jest ten Kościół żywy i żyjący. Tam, gdzie są sprawowane Msze Święte w ich języku kościoły są pełne. Fenomenem jest, że bardzo mocno odczytali przesłanie Miłosierdzia Bożego świętej Faustyny. I tutaj warto zaznaczyć, że w każdym miejscu na świecie, gdzie dane było mi pracować czy nawet tylko głosić misje, nabożeństwo do Miłosierdzia Bożego rozwija się w sposób imponujący.

W samej Australii natomiast w trakcie kursu językowego na Australijskim Uniwersytecie Katolickim, tak Katolickim (!) nie obyło się bez ataków na Kościół w kwestii nauczania o małżeństwie i to niemal na każdych zajęciach. Pod koniec kursu praktycznie nie miałem innych pytań i zaczepek. Nie był to fenomen jednostkowy, jednego czy drugiego wykładowcy lecz jest to dominująca tendencja do tego stopnia, że arcybiskup Melbourne utworzył oddzielny instytut dla kształcenia kleryków, tak aby mogli poznać nauczanie Kościoła Katolickiego. To obrazuje jak neomarksistowska mentalność opanowała wyższe uczelnie również te z nazwy „Katolickie” i jest to symptom wszystkich krajów zachodnich, także Polski.

W Niemczech natomiast wygląda to jeszcze gorzej. Dojeżdżając do jednej z placówek na poranną Mszę Świętą w niedzielę miałem okazje słuchać audycji katolickiej w jednej z rozgłośni radiowych. Przez kilka miesięcy jedyny temat jaki się przewijał to: kobiety do ołtarza, czyli święcenia kapłańskie dla kobiet. Z kolei przed jedną z Mszy Świętych dla wiernych języka włoskiego miałem okazję „podziwiać” występ pani, tak zwanej agentki duszpasterskiej, może dziś byłaby to „akolitka”, ubranej w albę i pląsającej wokół ołtarza, próbującej coś grać na flecie. Z relacji wiernych, którzy przyszli wcześniej na naszą Mszę Świętą, zszokowanych tym występem dowiedziałem się, że ksiądz nie ruszył się z krzesła podczas całej „mszalnej celebracji”. Wyraźnie podekscytowana pani rozdała kilku osobom (dokładnie na tej „celebracji” było 5-6 osób) hostie z puszki znajdującej się na ołtarzu (konsekracji nie było, bowiem ksiądz nawet nie drgnął), a całość zakończyła się ukłonem jak na widowni teatralnej. Próba mojej interwencji w tej sprawie zakończyła się „dywanikiem” w kurii, gdzie dowiedziałem się, że musze się inkulturować, bo jestem zamknięty na nowe formy.

Mówiłem, że Msze Święte z udziałem Wietnamczyków zapełniają kościoły, natomiast na Eucharystii w języku angielskim, szczególnie w centrum Melbourne, frekwencja miała wymiar symboliczny. Nie inaczej jest w Niemczech. Jaki z tego wniosek można wyciągnąć? Prześladowania, te zewnętrzne tak, jak było to kiedyś w Polsce i do teraz ma miejsce w Wietnamie umacniały i pogłębiały wiarę, natomiast te od wewnątrz tak jak w przypadku Australii czy Niemiec, najpierw rozmyły wiarę w tym wymiarze osobistym, a później łatwością wypychają ludzi nie tylko z formalnego członkostwa w Kościele Katolickim, ale przede wszystkim z tej przestrzeni Miłości i Miłosierdzia Boga.

Czy jest to żelazna reguła?

Oczywiście, że nie jest to żelazną regułą choćby z racji natury wiary, której nie da się zaszufladkować, zaszeregować w jakiś sztywny i powierzchowny schemat. Jednak charakterystyczne jest, że te prześladowania z zewnątrz są zawsze łatwiejsze do rozpoznania. Klarowniej można odróżnić dobro od zła, kłamstwo od prawdy, bardziej jednoznacznie można też okazać swoją wiarę, nawet w tych najbardziej podstawowych postawach jak chodzenie na Mszę Świętą. Natomiast te prześladowania od wewnątrz są bardziej zakamuflowane, mają pozory prawdziwości, potrafią łatwo zmylić, trudniej odróżnić prawdę od kłamstwa, czy półprawdy, przynajmniej na początku nie są wrogo nastawione, ale trochę tak jak ta pokusa kwasu faryzeuszy, potrafią zakwasić wnętrze człowieka i zdegenerować mentalność.

Zdaję sobie sprawę, że mówienie o tych prześladowaniach, które rodzą się wewnątrz Kościoła nie jest tematem łatwym, czy jednak możliwe jest zmierzyć się z tym zagadnieniem, a jednocześnie nie stwarzać wrażenia, że atakuje się Kościół?

Rzeczywiście jest to temat delikatny i nie taki łatwy do rozpoznania: gdzie są wyzwania czasu, a gdzie już jest prześladowanie, kto jest na drodze do świętości, a kto na drodze do apostazji i herezji. Czy uda się to ukazać, nie wiem, ale warto spróbować. Na początek posłużę się przykładem: kapłan jest w swoim zakonie bity i torturowany, w końcu zostaje oficjalnie zasuspendowany i dekretem usunięty z zakonu, trafia nawet do więzienia, z którego ucieka, na polecenia władz kościelnych policja wysyła za nim list gończy. Gdyby Pani miała przed oczyma taką sytuację, co Pani czy też większość ludzi pomyślałaby o tym człowieku? Chyba byłoby to powodem zgorszenia, że taki „przestępca” i to w dodatku ksiądz! Nie trudno sobie wyobrazić jakie myśli zrodziłyby się w głowach wielu.

Teraz, jeśli przeniesiemy się pięćset lat w historii znajdziemy takiego „przestępcę”, kapłana, zakonnika i to ŚWIĘTEGO! Tak, chodzi o św. Jana od Krzyża, dziś znanego jako reformatora zakonu karmelitańskiego, mistrza życia duchowego, Doktor Kościoła!

Historia uczy nas, że prześladowania, również te wewnątrz Kościoła są doświadczeniem prowadzącym do świętości. Chrystus założył Kościół na krzyżu, w momencie, gdy cierpienie osiągnęło apogeum. Jednak Miłość jest potężniejsza od nawet najbardziej nieludzkiego cierpienia i prześladowania, nawet od śmierci. To właśnie w Miłości Boga jest zawarta odpowiedź: czym jest i po co doświadczamy prześladowania?

To na początek, aby zachęcić do refleksji nad sposobem postrzegania i przeżywania prześladowań. Pozostańmy z pytaniem: a co ze współczesnym prześladowaniem wewnątrz Kościoła? Czy w ogóle ma miejsce? Czy jesteśmy tego świadkami, jesteśmy wśród prześladowanych czy prześladowców? Na te i inne pytania podejmiemy próbę refleksji następnym razem.

Dziękuję za rozmowę!

 

O. Paweł Pakuła – redemptorysta, Licencjat (absolutorium) z Teologii Biblijnej na PUG w Rzymie, były Dyrektor Sanktuarium MBNP w Rzymie, duszpasterz akademicki, misjonarz w Argentynie, Włoszech, Niemczech, Australii.

 

Rozmawiała: Małgorzata Uzarska

Koordynator Biura Sieci Pomocy Prawnej i Poradnictwa Obywatelskiego w Toruniu