Aktualności

Duch Święty prowadzi Kościół. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR

Duch Święty prowadzi Kościół. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR
Photo by Mateus Campos Felipe on Unsplash
27 lutego 2023 r.

Duch Święty prowadzi Kościół. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR

Szczęść Boże! W naszej ostatniej rozmowie wspomniał Ojciec o „czytaniu między wierszami” w kontekście analizowania wyników różnych sondaży i ankiet. Chciałam zapytać, co Ojciec rozumie pod tym pojęciem „czytania między wierszami”?

Ten wątek rzeczywiście pojawił się, choć nie starczyło czasu, aby pochylić się nieco nad tym, a także innymi aspektami, według mnie bardzo ciekawymi i które warto, a nawet trzeba mieć na uwadze zważywszy na fakt, że przeprowadza się coraz więcej różnego rodzaju sondaży, ankiet również w środowisku kościelnym czy też w sprawach, które bezpośrednio odnoszą się do życia Kościoła.

Taką pierwszą obserwacją, która warta jest podkreślenia jest z jednej strony to, że sam Kościół przez adekwatne struktury, instytucje, przygotowaną kadrę posiada odpowiednie narzędzia, aby takie badania przeprowadzać i trzeba to robić, ponieważ jeśli tego typu działań zabraknie, to jak zawsze zrobią to inni i niekoniecznie w sposób adekwatny i obiektywny. Trzeba przyznać, że w Polsce dosyć późno zdano sobie sprawę z potrzeby i konieczności takich badań, które powinny być przeprowadzane w ramach wspomnianych instytucji kościelnych do tego przygotowanych. Niestety takie zwlekanie pozwoliło na bezkrytyczne zajmowanie się Kościołem grupom czy też organizacjom, nie tylko spoza Kościoła, ale trzeba powiedzieć wprost, środowiskom nastawionym wrogo do Ewangelii i ludzi wierzących. To niestety otworzyło dosyć szerokie pole do nieograniczonej wręcz manipulacji i przedstawiania zniekształconego obrazu Kościoła. I choć zapewne jest wiele czynników, które sprawiły, że dziś Kościół katolicki jest przez wielu ludzi postrzegany w taki, a nie inny sposób, to jednak te zaniedbania i opóźnienia na tym polu badań socjologicznych miały spory wpływ na to, co nazywamy „praniem mózgów” czy „kreowaniem wirtualnej rzeczywistości”. Nie można zapomnieć, że właśnie socjologia podobnie jak psychologia, choć wartościowe dziedziny nauki, to jednak zostały zaprzęgnięte do bezpardonowej walki, nie tylko z Kościołem katolickim, ale też ze wszystkim co wartościowe, tak w życiu społecznym, jak i osobistym każdego człowieka. Myślę tutaj między innymi o tym, co nazywamy wartościami tradycyjnymi. Tych samych narzędzi używa się przecież do niszczenia małżeństwa rozumianego po Bożemu jako związek jednego mężczyzny i jednej kobiety, i chodzi tutaj nie tylko o samą instytucję małżeństwa, ale też o to, co Kościół katolicki głosił i czego bronił stanowczo, czyli o nierozerwalność więzów małżeńskich.

Pozwolę sobie wejść w słowo, ponieważ powiedział Ojciec, że „głosił” w czasie przeszłym, czy to jest przejęzyczenie?

Tutaj trzeba szczerze odpowiedzieć, że i tak, i nie. Z jednej strony pozostaje to principium nierozerwalności więzów małżeńskich. Od strony formalnej to się nie zmieniło i nawet trudno sobie wyobrazić, aby taka zmiana mogła kiedykolwiek nastąpić, ponieważ byłoby to, mówiąc wprost, zanegowanie nauczania wypływającego z Ewangelii, a tego nie może zrobić nawet Papież. To trzeba podkreślić, że nawet Papieżowi nie wolno wszystkiego. Niestety dziś mamy sporo zamieszania, również w kwestii nieomylności Papieża nie mówiąc już o interpretacji czy manipulacji słowami, które Papież wypowiada, ale to jest jednak inny, ważny, ale dosyć obszerny temat. Natomiast, gdy mówimy o obronie małżeństwa ewangelicznego, tego według zamysłu Chrystusa to, choć od strony formalnej nic się nie zmieniło, to jednak nastąpił pewien wyłom po zmianie Prawa Kanonicznego i mam na myśli kwestie tzw. „ułatwienia” w procesie unieważniania sakramentalnego związku małżeńskiego. I tutaj po raz kolejny trzeba mieć na uwadze, że jedną rzeczą są intencje, co do których chyba nie ma wątpliwości, że były dobre i miały na celu min. odblokowanie wielu skomplikowanych i kosztownych, a przez to niedostępnych dla tzw. „zwykłych i niezamożnych ludzi” spraw w trybunałach kościelnych; inną rzeczą jest zmiana procedur formalnych, a jeszcze inną jest to, jakie skutki w praktyce i przede wszystkim w życiu wiarą i świadomości wiernych to spowodowało.

Mam wrażenie, że troszkę odeszliśmy od tematu, ale myślę, że warto się nad tym zatrzymać.

Odeszliśmy od tematu samych sondaży czy ankiet socjologicznych, ale myślę, że paradoksalnie podjęcie tego tematu małżeństwa pozwoli nam zrozumieć lepiej czym jest to „czytanie między wierszami”, czyli ta różnica między językiem i pojęciami technicznymi, naukowymi, tym co ktoś chciał osiągnąć wprowadzając pewne rozwiązania, również natury prawnej, a tym, co i jak jest rozumiane w praktyce i jakie są rzeczywiste konsekwencje wprowadzanych rozwiązań. Warto podjąć choćby próbę takiego wyjaśnienia.

Wróćmy do pierwszej kwestii: unieważnienie Sakramentu. Nie jest tajemnicą, że powszechne wprowadzenie rozwodów przez prawodawstwo świeckie spowodowało, że niewielu ludzie rozumie, że w Kościele nie ma rozwodów. Patrząc z perspektywy mojego doświadczenia duszpasterskiego mogę powiedzieć, ze 99% ludzi pojmuje unieważnienie Sakramentu Małżeństwa, które jest stwierdzeniem, że taki sakrament nie zaistniał, nie miał miejsca, choć odbyła się ceremonia ślubna z całą otoczką, jak to jest w zwyczaju, jako tzw. „rozwód kościelny”. Pojęcie unieważnienia funkcjonuje w języku oficjalnym i rozumiane jest przez duchownych i wąską, a nawet bardzo wąską grupę osób, które temat zgłębiły lub są nim zainteresowane starając się o wspomniane unieważnienie. Staram się tutaj mówić językiem prostym, mniej „technicznym” tak jak to nieraz tłumaczyłem ludziom, którzy przychodzili z pytaniami, i trzeba powiedzieć, że wiele razy na końcu rozmowy i tak pojawiało się stwierdzenie „rozwód kościelny”. W pracy duszpasterskiej trzeba mieć na uwadze to, że operowanie językiem zbyt technicznym, formalnym choć tworzy otoczkę fachowości, czyli że ktoś zna się na danym temacie, to jednak tworzy zarazem barierę często nie do przebicia. Jeśli już same określenia i słownictwo jest tak niedostępne, to i trudno się dziwić, że pojmowanie problemu idzie w kierunku uproszczeń i to tych wypaczających rzeczywistość. I teraz proszę sobie wyobrazić, że z jednej strony ludzie słyszą, że małżeństwo jest „aż po grobową deskę”, a z drugiej, że teraz to jest łatwiej o „rozwód kościelny”. Wiadomo, że zmęczenie trudną i wymagającą sytuacją w małżeństwie własnym lub kogoś z rodziny czy znajomych, a przede wszystkim wroga i destrukcyjna propaganda medialna nastawiona wręcz wściekle antyewangelicznie, nie pomijając nieprzyjaznego trwałości małżeństwa prawa świeckiego, wszystko to razem wzięte powoduje, że nauczanie o nierozerwalności małżeństwa, czy nam się to podoba czy nie, po prostu zostało do tego stopnia wyeliminowane ze świadomości ludzi, że odbija się jak groch o ścianę. I tutaj mamy właśnie to „czytanie między wierszami”: w zamyśle było uproszczenie skomplikowanych procedur, a w efekcie mamy chyba już zbyt powszechne zanegowanie nierozerwalności małżeństwa. Osobiście mam nadzieję, że z czasem zostanie podjęta refleksja w tym temacie i nastąpią pewne korekty, choć zapewne potrwa to dosyć długo, co niestety spowoduje poważne, destrukcyjne konsekwencje i to nie tylko w łonie samego Kościoła, ale całych społeczeństw, nie pomijając największych szkód i destrukcji w życiu jednostek. Taka pozornie niewinna łatwiejsza możliwość zmiany partnera życiowego ukierunkowuje, tak naprawdę nie tylko na relatywizację wszystkiego, ale na dłuższą metę, też na utratę sensu życia, a czym to się kończy to nie trzeba mówić. Zachwianie fundamentem życia ludzi, a więc podważanie małżeństwa, a w konsekwencji destrukcja życia rodzinnego jest jednym z podstawowych założeń w procesie dehumanizacji, zredukowania człowieka do bezdusznej masy biologicznej, którą można sterować. I tutaj trzeba by zadać sobie pytanie czy to „czytanie między wierszami” dokonuje się zgodnie z mechanizmami ideologów tzw. Nowego Porządku Świata czy w świetle Ducha Świętego? Moja dotychczasowa obserwacja skutków, niestety raczej wskazuje na to pierwsze.

Pozostańmy jeszcze w temacie małżeństwa i rodziny, bowiem wielu dostrzega, że dziś toczy się właśnie bitwa o rodzinę jako ostateczne starcie między dobrem a złem, czy może się Ojciec podzielić obserwacjami w innych aspektach tego tematu?

Można i nawet trzeba się zgodzić, że właśnie rodzina jest jednym z ostatnich twierdz normalności, którą próbuje się zburzyć i to zawsze, gdy jakaś ideologia czy kolejna dyktatura totalitarna pretenduje przejąć władze na światem. I powiedziałbym, że nie chodzi tylko o bitwę, ale jeśli już wiele razy słyszeliśmy między innymi z ust papieża Franciszka, że już toczy się III woja światowa to nie ulega wątpliwości, że jest to woja o małżeństwo, to prawdziwe małżeństwo według zamysłu Bożego i o rodzinę, również tą według zamysłu Pana Boga. Wprowadzenie powszechności rozwodów w prawie świeckim, a dziś już próba zrównania z małżeństwem tzw. zawiązków partnerskich, nie jest niczym innym jak właśnie kolejnym etapem tej niewypowiedzianej wojny i to nie tylko człowiekowi, któremu próbuje się odebrać sens życia, ale też jest to wojna przeciwko Bogu. I choć przegrana, ponieważ Boga nikt nie zwycięży i Szatan ma tego świadomość, to jednak chodzi o jak największe straty wśród ludzi, którzy przecież są stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. W tej wojnie mamy potężnego orędownika jakim jest Święty Jan Paweł II, dlatego nie mogą nas dziwić diabelskie wręcz ataki na tego patrona rodzin. Jednak to, co może szokować, to fakt, że najdotkliwsze ataki pochodzą z wewnątrz Kościoła. Tutaj pozwolę sobie przypomnieć, że już kilkakrotnie rozmawialiśmy o tej trudnej rzeczywistości Kościoła, o ludziach, którzy wyszli z nas, ale nie są naszego ducha. Trzeba mieć świadomość, że infiltracja dokonywała się w Kościele nie tylko poprzez zadeklarowanych agentów czy tzw. Tajnych Współpracowników, ale najdotkliwsza jest ta infiltracja mentalności. Na najwyższych stanowiska w Kościele zasiadają ludzie o zdecydowanie antyewangelicznej mentalności i już nawet się z tym nie kryją. Wielu ludzi wierzących, a nawet także i niewierzących, którzy postrzegali Kościół jako ostoję normalności, nawet jeśli nie byli gorliwymi wyznawcami, ci, którzy zmagają się z trudnościami codziennego życia, walcząc o swoje małżeństwa, o obecność Boga w rodzinie, a wiec o normalność, z przykrością i rozczarowaniem zadają pytanie: „Czy Kościół nas opuścił?”. Nie brakuje już stwierdzeń afirmatywnych. To smutne, gdy słyszy się takie zdanie. Ci ludzie nie mają czasu ani sił, aby spędzać czas na spotkaniach, zebraniach czy jakichś protestach, bowiem cały swój czas poświęcają dbałości o rodzinę, wychowywaniu dzieci, opiece nad starszymi i schorowanymi członkami rodziny. Ci ludzie, których słusznie trzeba by uznać za ewangelicznie najwartościowszych, zostali pozostawieni na pastwę ideologii. Jakiego wsparcia mogą oczekiwać np. od tzw. Papieskiej Akademii Życia, która w swoich szeregach ma zadeklarowanych aborcjonistów? Dzięki Bogu dziś już ta świadomość, że nawet to, co płynie ze struktur Kościoła też trzeba weryfikować w świetle zdrowego nauczania i Ewangelii jest coraz pełniejsza, jednak świadomość, że Kościół opuścił tych, którzy najbardziej potrzebowali wsparcia jest niestety również coraz bardziej powszechna. Owszem, można wytłumaczyć tam, gdzie to jest możliwe, że Kościół to Chrystus, a ludzie Kościoła niekoniecznie mają Ewangelię w sercu, że w historii Chrystus wyprowadził zwycięsko swój Kościół z niejednego i może nawet większego kryzysu, można to wytłumaczyć i ludzie to rozumieją, ale jednak pozostaje to zranienie, że tam, gdzie szukali wsparcia, tam otrzymali cios w plecy. Zamiast podania ręki wyśmiewanie i pogarda „bo rozmnażają się jak króliki”, zamiast ideału ewangelicznego, ideologiczne ścieki. Przypatrując się jak wyglądają prace Synodu o synodalności, to coraz bardziej widać, że małżeństwo i rodzina zostały wyrzucone już nie na peryferie, ale na margines. Teraz jak niektórzy mówią: „pozostał nam tylko Bóg”. Zawsze trzeba dodać „AŻ BÓG”! Jednak rozgoryczenie jest coraz większe. Tych ludzi się nie wysłuchuje, lekceważy robiąc zasłonę dymną z pustych deklaracji, fałszywych gestów. Może ktoś się nawet oburzyć na to, co mówię, że to zbyt skrajne stwierdzenia, ale czy można przemilczeć ból i zranienia jakie ideolodzy śmierci, którzy na zewnątrz deklarują się jako katolicy, a nierzadko zajmują eksponowane godności i stanowiska zadają tym współczesnym ewangelicznym maluczkim?

Trzeba choć nadmienić, że w Polsce małżeństwa i rodziny mogą jeszcze liczyć na spore wsparcie ze strony Kościoła. Dobrą rzeczą jest zaproponowany temat na rok duszpasterski „Wierzę w Kościół Chrystusowy”. W końcu podjęto bardziej zdecydowaną obronę Świętego Jana Pawła II. To są takie oznaki nadziei, które radują serce i dają wsparcie tym, którzy chcą wzrastać i dojrzewać w wierze.

Temat wart rozwinięcia, ale niestety zbliżamy się już do końca naszej rozmowy, niektóre wątki musimy pozostawić na przyszłość. Jakie lekarstwo na ten trudny czas próby dla Kościoła podpowiada Ojcu doświadczenie duszpasterskie zdobyte na różnych kontynentach, a tym samym w różnych rzeczywistościach Kościoła?

Lekarstwo znane i skuteczne: Nawrócenie czyli metanoia, zmiana mentalności, z tej zdegenerowanej, światowej na tę ewangeliczną. Dziś mówi się dużo o nawróceniu, ale jakoś mało o tym, na kogo czy do kogo trzeba się nawracać. To jest łaska od Boga, o którą trzeba zabiegać, którą trzeba wymadlać. Prosić o dar męstwa dla tych, którzy trwają przy Chrystusie i Ewangelii. Nie zapominajmy, że paradoks polega na tym, iż takie trudne czasy jakie przeżywamy współcześnie oczyszczają wiarę, która musi stać się dojrzalsza, bo inaczej zgaśnie. Właśnie w takich czasach Duch Święty wzbudza wśród wiernych tych autentycznych świętych, którzy doświadczają prześladowania nie tylko od „tego świata”, ale też i od tzw. ludzi Kościoła. Nie wolno zapomnieć, że nie jesteśmy na tej wojnie sami. Duch Święty już przygotował nam potężne orędownictwa w osobie Świętego Jana Pawła II, Świętej Siostry Faustyny, wskazał nam jasno i dobitnie, że w Bożym Miłosierdziu trzeba się nie tylko schronić, ale też z Niego czerpać, jak z najczystszego i jedynego Źródła. Dlatego nie traćmy czasu na wymyślanie jakiejś karykatury ewangelii czy próby destrukcji Kościoła pod chwytliwymi hasłami reformowania. Nie wolno zapomnieć, że Kościół to Chrystus, a Duch Święty prowadzi niezmiennie tenże Kościół, czasami jako taką Izajaszową resztę Izraela przez burzliwe dzieje, tak świata, jak i samego Kościoła. Uczmy się „czytać między wierszami”, między bazgrołami zapisanymi diabelską mentalnością tego świata, nawet na kartkach z pieczątkami kościelnymi. Wystarczy jedno Słowo Boga, a cały misterny plan szatana legnie w gruzach. Naszym zadaniem jest nie tyle bezproduktywny i płytki aktywizm, co dawanie świadectwa wierności i bezgranicznej ufności naszemu Odkupicielowi Jezusowi Chrystusowi. On już zwyciężył świat, nie wolno pozwolić się zastraszyć czy ogarnąć ciemnościom, jakie są wokół nas!

Dziękuję za rozmowę.