Aktualności

„Infiltracja” mentalności. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR

„Infiltracja” mentalności. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR
Photo by Alicia Quan on Unsplash
6 lipca 2021 r.

„Infiltracja” mentalności. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR

Wyszli oni z nas, lecz nie byli z nas;

bo gdyby byli naszego ducha, pozostaliby z nami;

a to stało się po to, aby wyszło na jaw,

że nie wszyscy są naszego ducha.

1J 2,19

Prześladowanie Kościoła, to najbardziej zaskakujące i najtrudniejsze do zrozumienia, a więc to, które rodzi się od wewnątrz. Poprzedni wywiad zakończyliśmy zachętą do refleksji i kilkoma pytaniami. Czy podejmie się Ojciec odpowiedzi na te pytania?

Jak najbardziej, spróbować warto, choć trzeba mieć na uwadze, że w pełni wyczerpującej odpowiedzi nie uzyskamy, ponieważ takiej odpowiedzi trzeba szukać w Bogu, a więc w perspektywie wiary, a życie wiary to rzeczywistość dynamiczna, niemniej jednak choć jest to temat trudny i delikatny to jednak wyzwania współczesnego świata wręcz domagają się refleksji na tym wymiarem prześladowań od wewnątrz. Warto na samym początku wyzbyć się złudzeń i podkreślić, że takie prześladowania zawsze były, są i będą miały miejsce wewnątrz Kościoła. Jeśli ktoś obiecywałby Kościół idealny, słodki i błogi to trzeba powiedzieć wprost, że jest albo niezdrowy na umyśle albo jest zwykłym oszustem. Nie oznacza to, że nie można mówić i pisać prawdy, choć takie zapędy cenzorskie dziś się pojawiają, a tym mniej, że mamy zaniechać walki z fałszem, kłamstwem i złem. Przecież Kościół zrodził się z przebitego serca Chrystusa i powołany został do istnienia na krzyżu, a to oznacza, że konfrontacja dobra ze złem, prawdy z kłamstwem, miłosierdzia z grzechem jest wpisana w rzeczywistość Kościoła. Pełni świętości dostąpimy w niebie, a tutaj na ziemi trzeba toczyć ten pawłowy bój o zbawienie, a to oznacza, że również doświadczyć prześladowań wewnątrz samego Kościoła. W dodatku żyjemy w czasach niebywałego zagmatwania, którego jedną z głównych przyczyn jest chaotyczna próba „reformowania” Kościoła. I nie wiem, czy można to nazwać reformowaniem, czy raczej trochę takie zmiany dla samych zmian i nie ważne co, i nie ważne w jakim kierunku. Poniekąd jest to efekt dojścia w Kościele do głosu pokolenia narcyzów, zapatrzonych w siebie, którzy żyją przeświadczeniem, że to oni robą łaskę Panu Bogu i Kościołowi, że są w Kościele, a jak Kościół nie spełni ich oczekiwań, też narcystycznych, to i tak sami zmienią Kościół według swoich upodobań w przekonaniu, że to uszczęśliwi cały świat. Przypomina to rozdzieranie szat, kto urwie więcej dla siebie. Bardzo wyraźnie jest to dostrzegalne na Zachodzie. Swego czasu, pracując u naszych zachodnich sąsiadów często słyszałem stwierdzenie, że „my zawsze jesteśmy o krok do przodu przed innymi” problem w tym, że zależy gdzie się stoi, ponieważ stojąc nad przepaścią to akurat ten „krok do przodu” nie jest najlepszym rozwiązaniem.

Dziś słychać coraz wyraźniej głosy, że stoimy w obliczu schizmy w Kościele niemieckim. Nie wydaje się jednak, aby był to efekt ostatnich kilku lat?

Oczywiście, że takie rzeczy jak to, co dziś obserwujemy w Kościele niemieckim jest owocem całych dekad odchodzenia od Ewangelii, a dziś mamy do czynienia z bezkrytycznym narzucaniem, czymś w rodzaju dyktatury antyewangelii. Na jednej z placówek wraz z wiernymi języka włoskiego chcieliśmy w maju jako miesiącu poświęconemu Maryi, odmawiać różaniec w Kościele, trzy razy w tygodniu, przy wystawionym Najświętszym Sakramencie. Spotkałem się z pytaniami: a po co aż trzy razy w tygodniu? Wystarczyłoby raz na miesiąc! Dla wielu może to być niewyobrażalne, ale udało się wystawić Najświętszy Sakrament tylko raz w tygodniu i trzeba było uciec się do karkołomnych forteli, aby chociaż to było możliwe. Kościół jako struktura socjalna, a ideologie jako bóg, taki kierunek obrano w wielu miejscach i to nie tylko w Niemczech.

Warto też zauważyć, że posługując w Polsce nie raz słyszałem zachwyty nad „systemem niemieckim” funkcjonowania Kościoła. W jednej z placówek zetknąłem się z sytuacją, w której grupa byłych studentów uzurpowała sobie prawo do własności prywatnej całego duszpasterstwa akademickiego. Gdy zapytałem, jak chcą pomóc i jak widzą swoją rolę w duszpasterstwie spotkałem się z pogardliwym „to nasze duszpasterstwo i my tu rządzimy”. Przy jednej z okazji wyjaśnili, że oni są w Kościele jak ser szwajcarski, tacy lepsi od innych. Jeden ze studentów skonkludował, że tak jak ser szwajcarski charakteryzuje się wyjątkowym smrodem tak i tutaj roznosi się smród pychy i zarozumialstwa. Nie ukrywali, że ich ambicją jest reformowanie Kościoła, aby było tak jak w Niemczech.

Dziś, gdy stoimy wobec jawnego odrzucenia Ewangelii i sprzeciwu wobec nauczania Kościoła w kwestii błogosławienia par homoseksualnych i nie tylko, właśnie w Niemczech, ten „zachwyt” odbiera się zupełnie inaczej. Ale jeśli ktoś by pomyślał, że przyszło otrzeźwienie co do „systemu niemieckiego” to jest w dużym błędzie. Ta ślepa fascynacja tym, co na Zachodzie, którą można już nazwać „zakompleksieniem Zachodem” postępuje w najlepsze i nie ważne jakie efekty przynosi, ważne, żeby było tak jak na Zachodzie.

Czy można to nazwać zmianą mentalności, która jest jednym z celów neomarksizmu antykulturowego?

Niestety tak. Mamy tutaj do czynienia z takim kanałowym myśleniem, gdzie jakikolwiek przejaw weryfikacji czy rozeznania działa jak płachta na byka. Przypomina to tunel, który choć prowadzi donikąd, ale za to jest wyłożony lustrami, w których takie narcystyczne osobowości mogą się podziwiać i nie ważne dokąd idą, ważne, że jego, czy jej odbicie jest wszędzie, gdzie tylko się spojrzy. Takie życie, którego celem jest brak celu. W Kościele przejawia się to wymyślaniem teologii różnej maści, które pod hasłami bycia bardziej ludzkimi, zło nazywają dobrem, a w praktyce przeżywania wiary noszą znamiona samouwielbienia, przesadnego akcentowaniem własnej „wielkości”, tak jak to było choćby we wspomnianym duszpasterstwie akademickim. Z reguły w praktykowaniu tej „wiary w siebie samych” pojawia się „troska” o przesadne miejsce Matki Bożej, która przeszkadza i najlepiej, aby była w cieniu, no bo jak tutaj pogodzić wyobraźnię o własnej „boskości” z Niepokalanym poczęciem Maryi? A i Pan Bóg, też jakiś niemrawy i trzeba mu Kościół pozmieniać, bo On sam nie wie jak, a ten, który jest, mu się nie udał. Tak skrótowo można scharakteryzować efekt tej zmiany mentalności, tyle, że nie jest to nawrócenie do Boga, o którym mówi Ewangelia, lecz odwrócenie się i oddalanie od Ewangelii. Kościół redukowany jest do wymiaru grupy socjalnej, dla zaspokojenia potrzeb przeżyciowo emocjonalnych. A każdy przejaw braku uwielbienia takiej „postaci” spotyka się z zaciekłą i histeryczną, choć nierzadko bardzo wyrafinowaną reakcją. To są typowe postawy samozwańczych „zbawicieli”. Ktoś taką postawę nazwał „mędrcy bez głowy”. Historia zresztą lubi się powtarzać, jeśli popatrzymy na 2000 lat Kościoła Katolickiego, nie jest to czymś nowym, ale dziś mamy do czynienia z bardziej wyrafinowanymi metodami. Każdy, kto nie przyjmuje z entuzjazmem tych zmian staje się obiektem bezpardonowych ataków, a i w tym wypadku to prześladowanie jest „dopracowane”.

Pomimo to, nie wolno jednak zapomnieć o tym, że w całym tym zamieszaniu Duch Święty prowadzi Kościół, a to oznacza, że wzbudza ludzi, którzy są mu posłuszni i tych najczęściej spotyka to „prześladowanie” od wewnątrz, to są przyszli święci tacy jak właśnie św. Jan od Krzyża, czy św. Ojciec Pio z Pietreliciny, który odcierpiał swoje od tzw. „ludzi Kościoła”. Z naszego podwórka wystarczy wymienić bł. księdza Jerzego Popiełuszko. I to właśnie przez takich ludzi Pan Bóg reformuje swój Kościół.

Jak w tym zagmatwaniu rozpoznać co jest od Boga, a co nie jest?

Nie ulegać pokusie łatwych, kwadratowych i wręcz magicznych rozwiązań. Przecież patrząc na to, co było w przeszłości, ktoś mógłby powiedzieć, że to jest już wiadome, to są już święci i błogosławieni, a jak odnaleźć prawdę dzisiaj, jak rozpoznać proroków od karierowiczów, tych, którzy są z „naszego Ducha” od tych, których interesuje tylko stanowisko, tytuł? Są to pytania, na które odpowiedź jest formułowana w czasie, a kropkę postawi Pan Bóg. W międzyczasie „złoto musi być oczyszczone w ogniu próby”, dlatego warto nie definiować za wcześnie, kto jest prorokiem, a kto błądzi. Natomiast konieczne jest dojrzewanie w wierze, które tutaj można nazwać wyostrzaniem wzroku duchowego, tak aby rozróżnić jaka postawa jest od Boga, a jaka nie, jakie „reformy” i zmiany prowadzą do umocnienia w wierze, a jakie ją osłabiają czy wręcz wykluczają wiarę i ludzi szukających Boga. Nie zapominajmy też o kryteriach, choć dziś mamy wręcz dyktaturę subiektywnych tak indywidualnych czy grupowych odczuć i emocji, gdzie wszystko sprowadza się do „lubię” albo „nie lubię”. Jednak dzięki kryteriom obiektywnym można już wiele „zobaczyć” i rozpoznać.

Czyli te prześladowania od wewnątrz nie są niczym nowym, ale czy koniecznym i czy w ogóle można je nazwać prześladowaniami czy też należy je postrzegać tak jak Ojciec już zaznaczył, jako oczyszczenie do Boga?

Tak naprawdę jedno i drugie. Z punktu widzenia człowieka wierzącego to są prześladowania, lecz mają inny sens i w świetle wiary nabierają tego wymiaru oczyszczającej próby, która potwierdza autentyczność, czyli pochodzenie od Boga. Tutaj chodzi o ofiarę z samego siebie, to jest to ewangeliczne „zaparcie się siebie”. Poza tym, nie ma innej drogi do zmartwychwstania aniżeli przez krzyż, a z kolei krzyż dla człowieka wierzącego to nie tyle cierpienie, co miłość większa od najbardziej nieludzkiego cierpienia i to właśnie ta jedyna i prawdziwa miłość uzasadnia, tak pojawienie się prześladowań w samym Kościele, jak i znoszenie prześladowań. Przecież nie wszyscy są w Kościele z miłości do Chrystusa, a wielu z tych „nie kochających Boga” nawracało się pod wpływem świadectwa danego właśnie, gdy prześladowali „miłujących Boga ponad wszystko”. Miłość zawsze wymaga ofiary, im dojrzalsza i pełniejsza, tym wymaga większej ofiary i warto zaznaczyć, że nie chodzi o cierpiętnictwo. Dlatego świętym zawsze towarzyszyło poczucie humoru, nawet w tej ostatecznej próbie jaką było męczeństwo.

Wróćmy jednak do pytania: jak rozpoznać, kto jest świętym, a kto heretykiem? Jak rozpoznać, gdzie jest działanie Ducha Świętego, a gdzie zwykłe ludzkie ambicje czy wręcz podszepty złego? Z reguły podaje się dwa główne kryteria: próba czasu i jakie wydaje owoce…

… pozwolę sobie wejść Ojcu w słowo, ponieważ dziś można wszystko zakłamać, tworzy się narracje, mamy przykłady fałszowania historii, kreowania skrajnie negatywnego obrazu Kościoła, ludzie nie znający prawdy łatwo mogą uwierzyć w cokolwiek i nazywać zło dobrem, a prawdę kłamstwem i żyć z tym przeświadczeniem.

To prawda i dlatego jako podstawa do weryfikacji tej „próby czasu” i „owoców” pozostaje niezmiennie to, co dziś spycha się w zapomnienie, czyli wierność Chrystusowi nawet za cenę utraty dobrego imienia, a nawet życia oraz wierność Kościołowi pomimo wszystko, również pomimo doznanych prześladowań od ludzi zwanych „ludźmi Kościoła”. Postawa pokory „królowej wszystkich cnót” jak mawiała św. Teresa z Ávila jest niezmienna i konieczna. Przypomnę tylko, że Kościół to Chrystus, a my na tyle jesteśmy Kościołem na ile jesteśmy wszczepieni w Chrystusa, czyli ewangeliczny winny krzew i latorośle. Dziś niestety przyjęto, choć nieformalnie, zasadę panicznego lęku przed krytyką „tego świata”. Każdą uwagę ze strony ludzi wierzących odbiera się jako nieposłuszeństwo, a każdą krytykę ze strony „świata” czci się bardziej niż Najświętszy Sakrament. Dzięki Bogu nie jest to postawa wszystkich, ale jest to niestety postawa dominująca. I tutaj warto się zapytać skąd taka degeneracja mentalności, która przeniknęła do wnętrza Kościoła? Odpowiedź nie jest prosta, ale chyba można mówić o dosyć powszechnej „infiltracji mentalności”.

Słowo „infiltracja’” kojarzy się powszechnie z agentami i tajnymi służbami. Czy o taką infiltrację chodzi?

Zapewne nie brakuje tutaj wpływu tajnych służb, znamy z naszego podwórka problem tajnych współpracowników, jednak z tą „infiltracją mentalności” chodzi o coś o wiele bardziej niebezpiecznego i o wiele trudniejszego do wykrycia. Chodzi o ludzi, którzy nie muszą być formalnymi agentami czy członkami organizacji, mniej lub bardziej tajnych, znanych ze zwalczania Kościoła Katolickiego, lecz ludzi, których myślenie i co za tym idzie, sposób działania nie wypływają z Ewangelii i nie są zakorzenione w Chrystusie. Choć brak jest tej formalnej przynależności, a w deklaracjach nie zabraknie powoływania się na Ewangelię, nauczanie Kościoła, jednak ich mentalność jest antyewangeliczna i antykościelna. Formalnie przynależą do Kościoła jednak duchem i umysłem są zakorzenieni na przeciwstawnym biegunie. Oczywiście, gdyby ich otwarcie o to zapytać, wywoła to oburzenie, jeśli w jakikolwiek sposób zakwestionuje się ich postawy czy głoszone twierdzenia zaraz pojawi się magiczne „nie oceniaj, nie krytykuj”, traktują to wręcz jako zamach terrorystyczny na „godność osobistą”, choć sami bezkrytycznie negują wszystko co nie odpowiada ich wyobrażeniu. Ci ludzie wierzą, owszem i to z przekonaniem, ale nie w Chrystusa, a jeśli już to sobie Go wymyślają takiego jak im się podoba, a to jakiegoś rewolucjonistę, a to znów uzdrawiacza czy wolontariusza socjalnego. Tak czy inaczej chodzi o samoubóstwienie. Można to nazwać mentalnością Judasza, który choć był z Jezusem to jednak nigdy nie przyjął Go jako Boga i Zbawiciela.

Rozpoznać taką „zinfiltrowaną mentalność” jest trudno, dziś operuje się bardzo chwytliwymi hasłami empatii, integracji, jednak przypatrując się „owocom” decyzji czy działaniu łatwo zdać sobie sprawę, że Chrystusa tam nie ma. Posłużę się tutaj przykładem. W Niemczech można spotkać wielu ludzi, tak księży, jak i świeckich pracujących w strukturach kościelnych, którzy poszli do seminarium czy też studiowali teologię, ale nie po to, by zrealizować swoje powołanie, poznać Boga czy pogłębić wiarę, ale z postanowieniem zreformowania Kościoła. Owoce takiego neomarksistowskiego „marszu przez instytucje”, który nie ominął Kościoła dzisiaj szokują, a postawy przesiąknięte podobnym „myśleniem” nie tylko pojawiają się w Polsce, ale są promowane jako reformatorskie, integracyjne, otwarte i takie „bardziej ludzkie”. Brzmi to bardzo ładnie, ale to też można zaliczyć do neomarksizmu semantycznego mającego na celu zmianę treści pojęć. Czyż nie mówi się dziś wszędzie o miłości? Tyle, że redukuje się miłość do subiektywnej definicji, do emocji, odczuć. Przecież ideolodzy LGBT też mówią, że „miłość to miłość”. Wielu, również w Kościele, zachwyca się tego typu hasłami, a później są zaskoczeni, że tak naprawdę chodziło o coś zupełnie innego. Pozornie, na papierze wszystko jest tak, jak być powinno, a w rzeczywistości tworzy się dyktatura wykluczająca tak samego Chrystusa, jak i wierzących. Na szczęście dociera to już do niektórych ludzi wpływowych w Kościele. O tym wykluczeniu Chrystusa wspomniał chociażby kard. Cantalamessa w czasie ostatnich rekolekcji wielkopostnych na Watykanie.

Zbliżamy się do końca naszego wywiadu. Czy można wyróżnić, według Ojca jakieś grupy, których dziś takie prześladowanie od wewnątrz dotyka?

Na pewno są to ludzie, którzy przyjmują Komunię Świętą do ust i na klęcząco, a którym w wielu kościołach odmawia się Komunii Świętej. Może to zaskakiwać, a nawet szokować, ale gdy ogłoszono tzw. „pandemię” niejeden teolog i proboszcz przyjął to z nieopisanym zadowoleniem, bo w końcu „po pandemii nic już nie będzie, tak jak dawniej”. To jest typowy symptom tej zinfiltrowanej mentalności ludzi, którzy „wyszli z nas, ale nie są naszego ducha”. Pod pozorem rzekomych zasad sanitarnych narzucano Komunię Świętą „na rękę” pod przymusem, jakoby była bezpieczna higienicznie, co jest kłamstwem. W konsekwencji notorycznie dochodzi do profanacji. Natomiast ludziom, klękającym do Komunii odmawiano jej, a nierzadko znęcano się nad nimi próbując wymusić zmianę postawy, dochodziło do scen jak na przesłuchaniu na gestapo czy UB. Tak w praktyce wygląda „Kościół otwarty”, wychodzący do ludzi, pełen empatii. Narcystyczne zapatrzenie w siebie, pycha, arogancja, wykluczenie i pogarda, tak wobec Chrystusa, jak i wobec wiernych. Ktoś może mi zarzucić, że to zbyt skrajne widzenie problemu, ale po ponad 25 latach kapłaństwa i posługi w różnych rzeczywistościach Kościoła, zbyt wiele widziałem i zbyt wiele doświadczyłem, aby naiwnie wierzyć w hasła i propagandę. Jedną rzeczą jest grzeszność i błądzenie, z którego człowiek, również kapłan się nawraca, a inną rzeczą jest tyrania ignorancji i zaślepienie samouwielbieniem.

A co z tymi ludźmi, którzy zostali poranieni i odrzuceni, doświadczyli tego przecież w Kościele?

Większość z tych ludzi, przyjmuje to z ewangeliczną pokorą, jako oczyszczenie i utwierdzenie w wierze, ich myślenie kształtuje miłość do Chrystusa, w którym znajdą uzasadnienie prześladowań, które ich dotknęły. Są świadomi, że trzeba przejść przez wiele prób, doświadczeń, prześladowań, aby wejść do Królestwa Bożego. To są ludzie, którzy myślą z perspektywy życia wiecznego, nie są idealni, ale są wszczepieni w ewangeliczny winny krzew. Poddani próbom, przyjmują je jako oczyszczenie i wydadzą obfite owoce. Choć wielu z nich cierpi z powodu odrzucenia, to jednak znakomita większość szuka pełniejszego przylgnięcia do Chrystusa. Mam przywilej spotykać wielu takich ludzi. Potrzebują wciąż formacji, aby nie dać się zepchnąć w skrajność, jednak wielu wzrasta i dojrzewa w swojej wierze. Jak ich rozpoznawać i jak im pomóc wytrwać w wierze? Powtórzę to, co już zaznaczyłem wcześniej, uczyć się: Chrystusem myśleć, Chrystusem patrzeć na to, co dzieje się wokół nas, Chrystusem działać, Chrystusem interpretować wszystko i jak trzeba, to Chrystusem się osłonić! Proste, a jednocześnie tak bardzo wymagające we współczesnym świecie. Tak dojrzewa się do dawania prawdziwego świadectwa, nie teoretyczne, ładnie brzmiące deklaracje, ale rzeczywiste, naznaczone poświęceniem i ofiarnością. Święci nie wyskakują z magicznej skrzynki!

Dziękuję za rozmowę!

o. Paweł Pakuła CSsR – licencjat z Teologii Biblijnej (absolutorium) na PUG w Rzymie. Były Dyrektor Sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Rzymie. Misjonarz, pracował w Argentynie, Włoszech, Niemczech, Australii oraz jako duszpasterz akademicki w Polsce.

Rozmawiała: Małgorzata Uzarska

       Koordynator Biura Sieci Pomocy Prawnej i Poradnictwa Obywatelskiego w Toruniu