Aktualności

Prześladowanie „od wewnątrz”. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR

Prześladowanie „od wewnątrz”. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR
Annie Theby on Unsplash
21 listopada 2021 r.

Prześladowanie „od wewnątrz”. Rozmowa z o. Pawłem Pakułą CSsR

Postawa wobec obecności Chrystusa pod postacią chleba

Szczęść Boże. Pozwolę sobie wrócić do tematu prześladowań Kościoła, tych najtrudniejszych, tych które rodzą się od wewnątrz. Mówił Ojciec już o infiltracji Kościoła podkreślając, że ta „infiltracji mentalności” jest tą najbardziej destrukcyjną. Czy da się zaobserwować w ostatnim czasie jakieś wyraźne przejawy, symptomy? A przede wszystkim jak temu przeciwdziałać.

To drugie pytanie jest prostsze od odpowiedzi, choć wymagające w praktyce. Na każdy kryzys, szczególnie ten od wewnątrz lekarstwo jest zawsze to samo i tak samo skuteczne: nawrócenie. Ale trzeba doprecyzować: nawrócenie do Boga. To doprecyzowanie jest konieczne, ponieważ dziś mówi się dużo o nawróceniu ale Boga wyklucza się, w praktyce jest to coraz bardziej oddalaniem się od Boga. Zamiast postawy pokory wobec Boga, przyjmuje się postawę arogancji i pychy. Można tutaj wymienić choćby nawoływanie do nawrócenia na ekologizm, który nie ma nic wspólnego z ekologią i w rzeczywistości jest próbą odwrócenia Bożego porządku stworzenia, gdzie człowiek jest nie arcydziełem stworzonym na obraz i podobieństwo Boga ale najgorszym i niepotrzebnym ze stworzeń. W ten sposób oskarżamy Boga, że jest zły a to my ludzie „postępowi” dopiero naprawimy Jego błędy. Propaguje się też tak zw. nawrócenie duszpasterskie z pozornie ładnymi i chwytliwymi hasłami konieczności wyjścia do ludzi a tak naprawdę jest to, nie tylko oddalenie się od Boga ale wręcz zdetronizowanie Go i postawienie na ołtarzu ludzkich frustracji, niepowodzeń, zranień i grzechów jako obiektu adoracji i do tego wymiaru redukuje się też samego człowieka. Synod o synodalności pod hasłem słuchania tego świata, któremu próbuje się nadać rangę jakoby był głosem Ducha Świętego, wykluczył w praktyce słuchanie Boga, tak jakby Bóg nie wiedział jakie są ludzkie biedy, skąd się biorą i jak im zaradzić.

Odwołując się do obrazów biblijnych mamy tutaj powtórkę z Edenu, gdzie pierwszych ludzi Szatan kusił tak samo: „będziecie jak bogowie!”, sami ustanawiajcie co jest dobre a co złe. Innym obrazem jest wieża Babel, gdzie ludzie postanowili osiągnąć niebo sami, bez Boga. A sięgając już do historii Kościoła mamy dziś akumulację niemal wszystkich herezji od pelagianizmu po protestantyzm. W efekcie zanika używanie rozumu, wiara staje się ślepym posłuszeństwem ignorancji, naukowość redukowana jest do kategorii zabobonu. Wystarczy tylko mieć władzę na różnych szczeblach i możliwość propagandy (nie tylko medialnej) a niedługo będziemy się modlić do „świętej” żyrafy albo wyśpiewywać uwielbienia listkowi sałaty.

Patrząc z perspektywy doświadczenia pracy na różnych kontynentach i obserwacji tych procesów jakie się dokonywały w Kościele, czy odważyłby się Ojciec podać jakiś przykład konkretny, choć wiem, że to trudny temat?

Trudny i delikatny, choć nie można go pomijać. Owszem można wymienić choćby tak zw. komunie na rękę. Jest to chyba jeden z najniebezpieczniejszych zabobonów jaki narzucono w Kościele. Pod przykrywką higienizacji wmówiono ludziom, że takie przyjmowanie Komunii świętej jest bezpieczniejsze. I tutaj trzeba podkreślić, że wprowadzono to bez żadnych podstaw naukowych, nie ma bowiem żadnych badań, który potwierdzałyby taką tezę, za to motywacja wprost szokuje: lęk i prywatne odczucie. Co więcej zignorowano apele lekarzy (65 polskich, 21 austriackich, 27 niemieckich) ostrzegających przed zwiększonym ryzykiem zakażeń. Nie można więc inaczej nazwać tak zw. komunii na rękę jak zwykłym zabobonem będącym produktem ignorancji. Na bazie lęku można ludziom wmówić, że jak będą nosić czajnik na głowie to też unikną zarażenia i zapewne wielu by tak postąpiło. Warto przy tym dodać, że wiara nie opiera się na fantazjach, wyobrażeniach, nie bazuje się też na lęku czy innych subiektywnych odczuciach nawet na tych pozytywnych. To czego Kościół nauczał zawsze było oparte na rzetelnych podstawach rozumowych, weryfikowanych i sprawdzanych a tutaj mamy do czynienia z teoriami na bazie chwiejnych, podatnych na manipulację odczuć, pozbawionych jakiejkolwiek rzetelnej argumentacji.

Jakie to może spowodować konsekwencje?

Konsekwencje takie jak na zachodzie: systematyczne odchodzenie od Kościoła i stopniowy zanik wiary. Sumienia ludzi zostały zagłuszone do tego stopnia, że dziś myli się sumienie z poglądami. W szerszej perspektywie trzeba zwrócić uwagę na wprowadzenie jako kryterium lęku co już spowodowało tragiczne skutki, które z czasem będą narastać. Depresje, przejawy zbiorowej paniki i to w skrajnej formie, obsesje na punkcie śmierci, wrogość ludzi do siebie, takie obrazki obserwujemy już nie tylko w sklepach ale i w kościołach. Sami kreatorzy tej zbiorowej psychozy przyznają, że problemy psychiczne szczególnie u dzieci i młodzieży przybierają rozmiary zatrważające. Osoby starsze pozostawia się samym sobie, już nikogo nie interesują, wielu posłuchało i „zostało w domu”. Takie niestety są efekty zaniechania używania rozumu i wprowadzania zabobonów. Oczywiście nie można zapomnieć, że tak zw. komunia na rękę nie jest jedynym zabobonem jaki wprowadzono ale jednak ma znaczenie kluczowe. Zawsze jest ten punkt zwrotny, którego przekroczenie powoduje lawinę. To tak jakbyśmy uznali, że sam Bóg trzęsie się ze strachu i nic nie może. Rozum pozbawiony światła wiary głupieje i staje się niewolnikiem zła.

Uzasadnionym jest pytanie: jak to przebóstwienie lęku ma się do Ewangelicznego przesłania nadziei, ufności Bogu? Gdzie podział się rozum? Od Kościoła każdy, nawet niewierzący miał prawo oczekiwać rzetelnej weryfikacji a tymczasem otrzymaliśmy potwierdzenie lęku, strachu i bezradności. Czy zniewolony, zaślepiony lękiem człowiek może zdobyć się na jakikolwiek przejaw rozumnej postawy szczególnie w trudnych sytuacjach? Szukać drogi wyjścia?

Wielu uzasadniało komunię na rękę w perspektywie historycznej czy też godności ciała ludzkiego, jak ojciec to postrzega?

Te historyczne próby uzasadniania tak zw. komunii na rękę przypominają wycieczki archeologiczne w poszukiwaniu kości mamutów. Sam Papież Franciszek przypomniał, że „chrześcijanin nie cofa się” a Kościół „to nie muzeum” jednak tendencje cofania się w czasie, wśród wielu nawet zacnych teologów i nie tylko są dziś bardzo mocne. Kościół ustanowił powszechnie Komunię świętą do ust i na klęcząco w wyniku procesu dojrzewania i odkrywania tego czym jest Tajemnica Wiary i jak to wyraził św. Jan Paweł II Sakrament Miłości. Próby cofania się w czasie są zanegowaniem tego procesu, tak rozwoju rozumu jak i dojrzewania w świetle wiary. Warto zadać sobie pytanie czy nie jest to grzech przeciwko Duchowi Świętemu skoro negujemy Jego działanie w Kościele i prowadzenie tegoż Kościoła poprzez wieki? Nie należą do rzadkości wypowiedzi jakoby przez wieki Kościół nic nie zrobił i dopiero teraz wrócimy do czasów Apostołów i zaczniemy działać jako ten prawdziwy Kościół. Tacy głosiciele przyciśnięci do muru tłumaczą, że chodzi o gorliwość pierwszych wspólnot wyznawców Chrystusa tyle, że jeśli poczytamy Dzieje Apostolskie i Listy to nasuwa się myśl, aby pozdrowić ich słowami świętego Pawła: „O głupi Galaci!”.

Niestety takie sentymentalne wycieczki archeologiczne prowadzą jedynie do frustracji. Trudno i tutaj odnaleźć przejawy błysku refleksji rozumowej a tym mniej solidnych podstaw światła dojrzałej wiary. Duch Święty działa ku przyszłości. Jeżeli Kościół dojrzał do pełniejszego odkrycia Tajemnicy rzeczywistej obecności Chrystusa pod postacią chleba i wina to cofanie się do etapu niedojrzałości jest zanegowaniem działania Ducha Świętego.

Można zaobserwować przejawy „sfrustrowanego mesjanizmu” czyli postaw zacietrzewionych w upartości reformowania czego się da. W połączeniu z ignorancją intelektualną te mesjańskie zapędy przeradzają się z czasem w zgorzkniałość. Wiara zastępowana jest bujaniem w obłokach, rozum chaotycznie lawiruje między instynktem a emocjami a takiemu chaosowi próbuje się na siłę nadać status naukowości. Później pozostają nam tylko statystyki odzwierciedlające te mesjańskie frustracje.

Co do drugiej kategorii argumentacji, która próbuje opierać się na godności całego ciała ludzkiego, to trzeba by zapytać się czy któregoś dnia nie wprowadzimy możliwości przyjmowania Komunii Świętej… pośladkami, bo przecież nie ma części ciała „niegodnej”. Jeśli ktoś będzie uważał, że właśnie taka forma jest według niego najbardziej godna i adekwatna to biorąc pod uwagę twierdzenia wysuwane przy okazji komunii na rękę nie będzie możliwości odmówienia takiej formie. I nikt nie będzie miał prawa oponować, bowiem całe ciało, każda część stworzona jest przez Boga, a ci co by się tym gorszyli zostaną stygmatyzowani jako oszołomy i zaliczeni do kategorii rygorystów, którzy negują możliwość przyjęcia Komunii Świętej. I chyba tak daleko od tego nie jesteśmy. Jeden z kapłanów relacjonując swoją rozmowę z przełożonym przytoczył jego „argumentację” na fakt, że Ciało Chrystusa jest profanowane poniewierając się na posadzce, usłyszał odpowiedź „a co ty się przejmujesz, że Pan Jezus sobie na ziemi poleży, nic mu nie będzie”.

Co prawda dziś mamy czasy, że twarz nakazuje się zasłaniać ale ta tylna część ciała jest eksponowana wszędzie. Może w nowych dowodach osobistych nie będzie już zdjęcia twarzy ale właśnie tamtej części ciała? Wystarczy zrobić kampanię propagandowa 24 godziny na dobę w mediach i zapewne wielu przystałoby na taki pomysł z przekonaniem, że to jest najlepsze wyjście.

Mamy do czynienia ze swego rodzaju paradoksami. Przykładowo: pojęcie profanacji właściwie wykreślono całkowicie, podobnie jak wzrastanie, dojrzewanie w wierze czy rozwój intelektualny. Natomiast wyniesiono na piedestał takie pojęcia jak skandal, subiektywne odczucie, wrażenie. Decydujący jest instynkt, przelotne emocje, trochę sentymentalnych podróży w przeszłość. Nie zapominajmy, że elity światowe to pokolenie specjalistów od samouwielbienia z hasłem „po nas już nic”, używających co drugie słowo naukowe choć ich teorie i działania w praktyce prowadzą jedynie do destrukcji. Jeśli się im przypatrzeć to koniec świata pewny, oczywiście z nimi w roli głównej jako tymi sfrustrowanymi mesjaszami, którzy chcieli zbawić świat, ale jakoś nie wyszło. Fala tego sfrustrowanego mesjanizmu przeniknęła do Kościoła, który „zachorował” na amnezję. „Zapomniał” min. o śmierci, o życiu wiecznym redukując wiarę do wymiaru doczesnego. Ewangelię zastępuje się współczesną mitologią, ludzkimi fantazjami, które sformułowane odpowiednim językiem przedstawia się jako fachowe, teologiczne. Struktury kościelne, tam gdzie podejmowane są decyzje, środowiska akademickie, przesiąknięte są bardziej ideologiami aniżeli Ewangelią. Wydaje się decyzje, dokumenty, opracowania według klucza poprawności ideologicznej, domagając się ich bezkrytycznego egzekwowania. I choć Kościół zawsze był obiektem prześladowań, nie tylko tych „z zewnątrz”, to dziś, gdy mówimy o prześladowaniach „od wewnątrz” nie mamy do czynienia już tylko z członkami masonerii czy agentami tajnych służb, ale z mentalnością antyewangeliczną nierzadko ubraną w dostojność stanowisk czy tytułów akademickich.

Patrząc na całą historię dwóch tysięcy lat to jednak sporo było reform w Kościele?

Oczywiście, zgadza się ale trzeba zaznaczyć, że chodzi o to reformowanie, którego autorem jest ten, który powołał Kościół do istnienia i jest Kościołem – Jezus Chrystus, Syn Boży. Takie zmiany były odpowiedzią na wyzwania zmieniającego się świata ale zawsze było to przejście na etap pełniejszej dojrzałości, pogłębienia wiary a w tym konkretnym wypadku, pełniejszego odkrycia obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. To oznacza, że okazanie szacunku i czci, również przez postawę ciała powinno się doskonalić a nie degenerować według tego, co się komu wydaje. Ludzkie kaprysy a tym mniej lęk, nie mogą być kryterium. Kościół jest w permanentnym procesie reformowania ale to Duch Święty reformuje Kościół przez ludzi świętych, a ci jednoznacznie wskazują jaka jest dojrzała postawa ciała również w kwestii przyjmowania Komunii Świętej. Postawa, która jednocześnie wyraża, wspomaga i potwierdza tę dojrzałość obejmującą całego człowieka. Nie można redukować przeżywania wiary do jednego z wymiarów bycia człowiekiem – jego odczuć czy cielesności i pretendować dojrzałej postawy wiary całego człowieka. Tutaj zawsze zachodzi ta wzajemna korelacja, człowiek jest jednością, jedno ma wpływ na drugie, jeden wymiar wyraża inny. Jeśli nie odkryjemy tego autentycznego świadectwa ludzi świętych, żyjących ewangelią, których świętość była zakorzeniona właśnie w Chrystusie obecnym w Najświętszym Sakramencie, to jak później możemy mówić o świętości do człowieka współczesnego? O jakiej świętości mówić i jak do niej prowadzić? O „świętości” z wieży Babel czy tej z Wieczernika Zesłania Ducha Świętego? Papież, biskup czy ksiądz niekoniecznie muszą być najbardziej święci ale nie blokujmy świeckim drogi do świętości. Świętość nie jest wymysłem ckliwej wyobraźni ludzkiej w stylu „róbta jak chcecta”. Jej autorem jest ten, z którym się jednoczymy w Komunii Świętej. Jeśli więc źródło świętości potraktujemy jak kałuże po deszczu, to raczej z tej wody nikt nie ugasi pragnienia. Ludzie dojrzalsi w wierze znoszą dzielnie pogardliwe traktowanie przez niedojrzałych kapłanów, którzy albo odmawiają im Komunii świętej do ust albo upokarzają wręcz chamskim traktowaniem wobec całej wspólnoty zgromadzonej na celebracji Eucharystycznej, co niestety ma miejsce w czasach, gdy tyle się mówi o szacunku dla każdego człowieka. Światowych ideologii czy ludzkich frustracji słuchamy jak świnka grzmotu a pragnienie świętości, tej autentycznej zaciekle zwalczamy. I trzeba po raz kolejny przypomnieć: mają miejsce prześladowania i to w swoim najbardziej perfidnym wymiarze, tam gdzie najmniej powinniśmy się ich spodziewać. Te bolą najbardziej.

Mówimy tutaj o ludziach dojrzałych w wierze, a co mają zrobić ci, którzy przychodzą do kościoła dopiero z pragnieniem odkrycia obecność Boga, bo w świecie wiedzą, że Go nie znajdą? Odejdą rozczarowani. Przyszli szukać Boga a w Kościele zastają targowisko ideologii, powierzchowności, lęku i czołgania się przed światem. Zastaną Kościół, który z namaszczeniem wsłuchuje się w ten świat, ten sam który ich sponiewierał ale Boga, którego pragną i potrzebują odsunął do kąta.

Nieuznawanie rzeczywistej obecności Jezusa Chrystusa w Eucharystii jest niestety dosyć powszechne, również wśród katolików. Dotyczy to np. 70% katolików w Stanach Zjednoczonych.

Amerykanie lubują się we wszelkiego typu statystykach, dlatego wiemy o tym problemie, który może szokować. W innych miejscach, również w Polsce obawiam się, że mielibyśmy podobne proporcje. Niestety fakt relatywizacji formy przyjmowania Komunii Świętej choć w teorii i można przyjąć optymistycznie, że w intencjach nie miał tego celu, to jednak w powszechnym odbiorze jest co najmniej poddaniem pod wątpliwość rzeczywistej obecności Chrystusa pod postacią chleba i wina. I tutaj warto zauważyć dwie niepokojące rzeczy. Pierwsza to zredukowanie całej dyskusji tylko do formy przyjmowania Komunii Świętej. Padają ekstrawaganckie deklaracje, że Komunię można przyjmować nawet na siedząco i na leżąco, pełna wolność, tyle, że ci którzy przyjmują Komunię Świętą na leżąco, ponieważ już nie są w stanie nawet usiąść, nie robiliby tego, gdyby mieli siły. Natomiast od tego co najistotniejsze a więc rzeczywistej obecności Chrystusa pod postacią chleba, wszyscy propagatorzy komunii na rękę uciekają jak diabeł od święconej wody. Jeśli pochylimy się nad tym, co Katechizm Kościoła Katolickiego naucza o Eucharystii nie ma wątpliwości, że najistotniejsza jest rzeczywista obecność Jezusa Chrystusa pod postacią chleba i wina: „Sposób obecności Chrystusa pod postaciami eucharystycznymi jest wyjątkowy. Stawia to Eucharystię ponad wszystkimi sakramentami i czyni z niej „jakby doskonałość życia duchowego i cel, do którego zmierzają wszystkie sakramenty”. W Najświętszym Sakramencie Eucharystii „są zawarte prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie Ciało i Krew wraz z duszą i Bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, a więc cały Chrystus”. „Ta obecność nazywa się <<rzeczywistą>> nie z racji wyłączności, jakby inne nie były <<rzeczywiste>>, ale przede wszystkim dlatego, że jest substancjalna i przez nią uobecnia się cały Chrystus, Bóg i człowiek” (KKK 1374).  W świetle nauczania Kościoła, który odkrywał przez wieki tę Tajemnicę rzeczywistej obecność Jezusa Chrystusa pod postacią chleba i wina warto zapytać: to ludzkie odczucia bazowane na lęku wywołanym manipulacją medialną mają być decydujące o formie przyjmowania Komunii Świętej? Czy odkupieńcza ofiara Chrystusa na krzyżu jest ckliwą opowiastką, że ponad nią stawiamy prywatne widzimisię? Czy takie jak kto chce prowadzi do umocnienia wiary i ufności w obecność Boga? Przecież pod postacią chleba w sposób Tajemniczy (KKK 1357) jest obecny ten Bóg, który mnie powołał do istnienia, wykupił własną krwią z mocy grzechu, zła i śmierci, ten Bóg, który jest Miłością, Miłosierdziem, Mądrością, Dobrem, Prawdą i Pięknem. Czy wobec tak wielkiej Tajemnicy Miłości, którą „można pojąć nie zmysłami, lecz jedynie przez wiarę, która opiera się na autorytecie Bożym” (KKK 1381) można jako kryterium postawić powierzchowne ludzkie odczucia oparte na zmysłach i fałszywym lęku? Czyż nie jest wręcz naturalną rzeczą przyjąć postawę najbardziej wyrażającą cześć i miłość jako naszej odpowiedzi, choć przecież i tak nieporównywalnie małej i nieporadnej wobec tak wielkiej Miłości? „W liturgii Mszy świętej wyrażamy naszą wiarę w rzeczywistą obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina, między innymi klękając lub skłaniając się głęboko na znak adoracji Pana.” (KKK 1378). W zamian utwierdzono ludzi w pysze i arogancji wobec Boga. A więc to, czego wielu już nie dostrzega: jako kryterium postawiono na piedestale ludzką pychę i nacechowane arogancją „ego”. Miłość Boga została odrzucona, zastąpiona ludzkimi emocjami, frustracjami i fantazją.

I tutaj jako konsekwencja przychodzi ten drugi element: jeżeli odrzucimy Miłość, tę jedyną i prawdziwą, obecną pod postacią chleba i wina, to jak możemy oczekiwać, że małżeństwa nie będą się rozpadać, że wrogość między ludźmi zamiast zanikać będzie narastać? Jeśli odrzucamy Boga obecnego w Eucharystii to jednocześnie wiarę redukujemy do neopogańskiego zabobonu a Kościół do organizacji pożytku publicznego tyle, że nie przynoszącego żadnego pożytku.

W krajach, gdzie miałem okazje posługiwać właśnie wprowadzenie komunii na rękę spowodowało systematyczny odpływ ludzi z Kościoła. Później wystarczy jakiś skandal i wszystko usprawiedliwione. Gdy zredukuje się Kościół do wymiaru horyzontalnego jako wspólnoty tylko międzyludzkiej, jeśli wiara będzie kwestią prywatnych ulotnych odczuć to wtedy rzeczywiście powrócimy ale do epoki kamienia łupanego tyle, że zamiast maczugi i kija będziemy mieli w ręce kartę kredytową i smartfon.

Jak można by na zakończenie podsumować tę kwestię tak ważną dla ludzi wierzących?

Jako podsumowanie pozwolę sobie przywołać coś, z czym zetknąłem się niedawno. Otóż proboszcz jednej z parafii skierował zapytanie o to, jak przyjmować Komunię Świętą do… Sanepidu. Oczywiście odpowiedź była przewidywalna, że najlepiej w żadnej formie. Zważywszy, że szefem Sanepidu jest elektryk, to chyba lepiej by było zapytać bezpośrednio w Zakładzie Energetycznym, odpowiedź mogłaby być bardziej elektryzująca. To niestety czarny humor nadający się bardziej do kabaretu, jednak obrazujący poziom intelektualny a jednocześnie stawiający pytanie o dojrzałość wiary. Wypada oczekiwać następnego pytania np. o istnienie Boga skierowanego do ateistów i uznać to za „naukowy” wyznacznik doktryny katolickiej.

W krótkiej rozmowie nie jesteśmy w stanie uwypuklić wszystkich aspektów tego wyjątkowo perfidnego prześladowania, jakiego doświadczają ludzie wierzący w tak istotnej sprawie jaką jest Komunią Święta, dlatego tylko kilka pytań:

Kto jest Bogiem: Ludzkie kaprysy i odczucia czy Bóg w Trójcy Świętej Jedyny? Kto odkupił nas z mocy grzechu, zła i śmierci: światowe ideologie, ludzkie fantazje czy Jezus Chrystus? Miłość to ulotne emocje, odczucia, definicja teoretyczna czy osoba Syna Bożego? Czy uznajemy i wyznajemy prawdę rzeczywistej obecności Jezusa Chrystusa pod postacią chleba eucharystycznego czy traktujemy Mszę Świętą jak imprezę towarzyską?

Nawrócenie to zmiana mentalności, z tej światowej na tę, według zamysłu Bożego. W którą stronę podążamy?

Dziękuję za rozmowę.

o. Paweł Pakuła CSsR – redemptorysta, licencjat (absolutorium) z Teologii Biblijnej na PUG w Rzymie, były Dyrektor Sanktuarium MBNP w Rzymie, duszpasterz akademicki, misjonarz w Argentynie, Włoszech, Niemczech, Australii.

 

Rozmawiała: Małgorzata Uzarska

Koordynator Biura Sieci Pomocy Prawnej i Poradnictwa Obywatelskiego w Toruniu