Aktualności

Świadectwo porwanej zakonnicy

Świadectwo porwanej zakonnicy
Photo by Ricardo Gomez Angel on Unsplash
8 stycznia 2022 r.

Świadectwo porwanej zakonnicy

Uwolniona w październiku 2020 r. w Mali kolumbijska siostra zakonna Gloria Cecilia Narváez, opowiedziała Papieskiemu Stowarzyszeniu Pomoc Kościołowi w Potrzebie (ACN International) o swojej misyjnej pracy, niewoli i zaapelowała o bycie żywym świadkiem Chrystusa. 

S. Gloria rozmawiała z PKWP w klasztorze w Pasto w Kolumbii, miejscu jej urodzenia, gdzie przybyła pod koniec listopada, aby spotkać się z rodziną i dokończyć rekonwalescencję. Na początku opowiedziała nam o swojej największej pasji: misji w Afryce: „Siostry Franciszkanki Maryi Niepokalanej są w Mali od ponad 25 lat. Jedną z naszych głównych trosk jest wzmocnienie kobiet, ze szczególnym naciskiem na umiejętność czytania i pisania, ponieważ w tym kraju edukacja praktycznie nie istnieje”. Miejscowe kobiety uczą się podstawowych technik rolniczych i szycia, tak aby stopniowo mogły zwiększyć swoją niezależność i stać się samowystarczalne.

CZUŁOŚĆ BEZ ZEGARKA

W kulturze malijskiej ludzie nie spieszą się, nie patrzą na zegarek, a Siostry Franciszkanki Maryi Niepokalanej doskonale to przyswoiły, oddając całą swoją dyspozycyjność i czas na opiekę nad ludźmi i na rozmowy z nimi. Spotykały się z nimi o każdej porze dnia i nocy, słuchały ich, starały się pomóc im w ich problemach, uczyły ich radzić sobie z drobnymi dolegliwościami dzieci. Planowały nawet wieczory, wystawiając sztuki teatralne, pokazy śpiewu i tańca, na które przychodzili także niektórzy muzułmańscy wodzowie wiosek. W Mali około 90 procent ludności to muzułmanie. Siostra Gloria mieszkała w północnej części kraju. „Nie było żadnych zamkniętych bram, żadnych murów” – wspomina i dodaje, że rodziny przyjmowały je do swoich domów i dzieliły się z nimi jedzeniem. Na przykład pod koniec Ramadanu zapraszano je do świętowania w domach i zawsze panowała tam przyjazna atmosfera.

BĄDŹ SPOKOJNA, PONIEWAŻ BÓG CIĘ CHRONI

Podczas długiej niewoli, w czasie której była ciężko maltretowana, miała czas na przemyślenie wielu spraw, w tym swojego statusu religijnego i swojej pracy misjonarskiej. W końcu zdała sobie sprawę, że jej uprowadzenie było prawdziwą szansą: „To była okazja, którą Bóg mi dał, bym przyjrzała się mojemu życiu, mojej odpowiedzi danej Jemu… rodzaj exodusu”.

W tym exodusie towarzyszył jej przykład św. Franciszka poprzez modlitwę o pokój, doskonałą radość i błogosławieństwo dla wszystkich. Nawet wtedy, gdy była źle traktowana, pamiętała słowa świętego: „Potraktuj to jako łaskę”.

Każdy nowy dzień był kolejną okazją do dziękowania Bogu za życie, pośród tak wielu trudów i niebezpieczeństw: „Jak mogę Cię nie chwalić, nie błogosławić i nie dziękować Ci, mój Boże, ponieważ w obliczu zniewag i złego traktowania napełniłeś mnie pokojem”. Doceniała każdą małą rzecz, jakkolwiek nieistotna się wydawała.

Jeżeli chodzi o cierpienie, często przypominała sobie nauki założycielki swojego zgromadzenia, błogosławionej Caridad Brader: „Bądź spokojna, ponieważ Bóg cię chroni” oraz swojej matki, Róży Argoty: „Bądź zawsze pogodna, Gloria, bądź zawsze pogodna”. Rodzinna spuścizna jest w niej bardzo silna; pamięta inne słowa swojej matki, które powtarzała podczas uwięzienia, aby zachować spokój: „Jeśli ktoś jest zapałką, nie jest świecą”. Powtarza to zdanie jako wyraz uznania dla swojej matki, która zmarła w zeszłym roku.

Nawet wtedy, gdy była bita bez powodu lub dlatego, że się modliła, mówiła do siebie: „Mój Boże, ciężko jest być związanym łańcuchami i otrzymywać ciosy, ale żyję tą chwilą tak, jak mi ją ukazujesz… I mimo wszystko, nie chciałabym, aby komukolwiek z tych ludzi [jej oprawców] stała się krzywda”.

Czasami czuła potrzebę oddalenia się nieco od obozu, w którym przebywała, aby głośno chwalić Wszechmogącego. Kiedy to robiła, odmawiała niektóre psalmy, a także modlitwy świętego Franciszka.

Pewnego razu jeden z liderów grupy, która ją pilnowała, wpadł w złość i zabrał ją z powrotem do obozu, bijąc ją i obrażając ją oraz Boga: „Zobaczymy czy ten Bóg cię stąd wyciągnie”. Siostrze Glorii łamie się głos, gdy go wspomina: „Mówił do mnie używając bardzo mocnych, bardzo brzydkich słów… Moja dusza drżała na myśl o tym, co ten człowiek mówił, podczas gdy inni strażnicy śmiali się głośno z obelg. Podeszłam do niego i powiedziałam mu z całą powagą: Słuchaj szefie, proszę, okaż więcej szacunku naszemu Bogu; On jest Stwórcą i naprawdę bardzo mnie boli, że tak o Nim mówisz”. Wtedy porywacze zaczęli wpatrywać się w siebie nawzajem, jakby poruszeni siłą tego prostego, ale mocnego stwierdzenia, a jeden z nich powiedział: „Ona ma rację. Nie mówcie tak o jej Bogu”. I zamknęli się.

Misjonarka jest pewna, że co najmniej pięć razy Bóg lub Najświętsza Dziewica interweniowali, aby ją ochronić. W jednym przypadku wielka żmija kilkakrotnie okrążyła miejsce, w którym spała, nie zbliżając się do niej; innym razem bardzo duży i krępy strażnik nagle stanął na drodze innemu mężczyźnie, który chciał podciąć jej żyły.

WOLNOŚĆ RELIGIJNA, KLUCZ DO WIARY

Siostra Gloria była przetrzymywana z dwiema innymi kobietami, muzułmanką i protestantką. Jako misjonarka żyła tolerancją i szacunkiem dla innych, jasno zdając sobie sprawę, że jest to niezbędne do wykonywania swojej pracy: „Jeśli szanujemy wolność innych do życia zgodnie z ich religią, wtedy możemy otrzymać ten sam szacunek”.

Gdy została uprowadzona, nie spotkała się jednak z żadnym szacunkiem. Niewola dała jej okazję do stanowczej obrony swojej wiary: „Kazali mi powtarzać fragmenty muzułmańskich modlitw, nosić ubrania w stylu islamskim, ale ja zawsze dawałam im do zrozumienia, że urodziłam się w wierze katolickiej, że wychowałam się w tej religii i że za nic w świecie tego nie zmienię, nawet gdyby miało mnie to kosztować życie”, co kilkakrotnie było blisko.

„Bardziej jednak niż słowami, musimy bronić wiary świadectwem życia. Jesteśmy powołani, by być świadkami naszej wiary” – podkreśla s. Gloria. W nawiązaniu do tego wspomina, że niedawno pewien malijski ksiądz powiedział jej, że dzięki jej przykładowi wiara jego wspólnoty wzrosła i umocniła się.

Podczas gdy przez cztery lata i osiem miesięcy nie doznawała wielu dobrych uczuć, obecnie otrzymuje czułość, gdziekolwiek się udaje – dowód czułości Boga poprzez ludzi. Może chodzić po korytarzach klasztoru w Kolumbii, gdzie odbywała formację zakonną i czuje, że miłość, którą otrzymuje od ludzi, ma zasadnicze znaczenie dla stopniowego odzyskiwania wewnętrznego pokoju. Dając mocne świadectwo swojej wiary, apeluje: „Bądźcie wytrwali, nie ustawajcie w modlitwie, nie męczcie się nią”.

Na zakończenie rozmowy pogodnym głosem nie waha się powiedzieć, że chciałaby jak najszybciej wrócić na misję „do Afryki lub gdziekolwiek Bóg zechce”. Wierzy bowiem, że ona i siostry z jej zgromadzenia są powołane, aby zaspokoić wszystkie potrzeby braci i sióstr, którzy cierpią najbardziej oraz, jak podkreślała ich założycielka, błogosławiona Caridad Brader, by „uczynić ich wspólnoty małym skrawkiem nieba”.

Źródło: https://pkwp.org/newsy/badz_spokojna_poniewaz_bog_cie_chroni