Kategorie bazy wiedzy

Amba Boys podpalają kościół i porywają księży

Jest taki kraj, którego anglojęzyczni mieszkańcy walczą z francuskojęzycznymi, zaś ofiarą ich sporu pada Kościół, ponieważ nie chce opowiedzieć się po żadnej ze stron konfliktu. Tym państwem jest Kamerun, a trwająca w nim wojna domowa stanowi dziedzictwo podziałów dokonanych jeszcze w czasach kolonialnych.

Żeby zrozumieć istotę tego sporu, trzeba cofnąć się o stulecie – do roku 1920, gdy Niemcy na skutek przegranej wojny światowej utracili swe afrykańskie kolonie, w tym Kamerun, który został podzielony między Brytyjczyków i Francuzów jako ich terytoria mandatowe. Na dodatek sam Kamerun Brytyjski był też wewnętrznie podzielony na Kamerun Północny i Kamerun Południowy.

Wojna domowa

Nowa era w historii tego regionu zaczęła się w czasach dekolonizacji. W 1960 roku niepodległość proklamowały Kamerun Francuski i Nigeria. W następnym roku rozstrzygnął się los Kamerunu Brytyjskiego. W lutym pod nadzorem ONZ przeprowadzono tam plebiscyt na temat dalszej przynależności tych ziem. Większość mieszkańców Kamerunu Północnego opowiedziała się za przyłączeniem do Nigerii, natomiast Kamerunu Południowego za połączeniem z francuskojęzycznym Kamerunem. Ten ostatni w 1972 roku przekształcony został z państwa federacyjnego w unitarne. W ten sposób anglojęzyczna część kraju, w której mieszka ok. 20 proc. obywateli, utraciła większość swych autonomicznych praw na rzecz frankofońskiej części, w której żyje ok. 80 proc. mieszkańców.

Stało się to źródłem dzisiejszych problemów, ponieważ anglojęzyczna mniejszość uważa, iż jest dyskryminowana i marginalizowana przez francuskojęzyczną większość, faworyzowaną politycznie i gospodarczo. To spowodowało, że narodził się tam ruch separatystyczny, który dwukrotnie – w 1999 i 2009 roku – proklamował niepodległość nowego kraju: Ambazonii (nazwa pochodzi od zatoki Ambas). Deklaracje te nie miały jednak żadnych konsekwencji poza symbolicznymi. Żadne państwo na świecie nie uznało bowiem jej istnienia.

Sytuacja zmieniła się w 2017 roku, gdy secesjoniści po raz trzeci ogłosili niezawisłość Ambazonii. Najpierw doszło do strajków, protestów i walk ulicznych, zaś później do wybuchu wojny domowej. Do tej pory pochłonęła ona około 4 tysięcy istnień ludzkich. Poza tym około 700 tysięcy przesiedleńców musiało opuścić swoje domy w obawie przed utratą życia i uciec w inne regiony Kamerunu, zaś około 64 tysięcy uchodźców znalazło schronienie w sąsiedniej Nigerii.

Ofiarami konfliktu zbrojnego są też pośrednio chrześcijanie mieszkający na północy Kamerunu. Rząd wycofał bowiem stamtąd jednostki wojskowe i rzucił je do walki z ambazońskimi separatystami. Skorzystali na tym nigeryjscy dżihadyści z islamistycznej organizacji Boko Haram, którzy zaczęli z ziem Nigerii atakować opuszczone przez żołnierzy tereny i terroryzować tamtejszą ludność.

Ataki na Kościół

Ostatnio konflikt wszedł w nową fazę. 16 września uzbrojeni secesjoniści (tzw. Amba Boys) napadli i podpalili kościół pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny we wsi Nchang w diecezji Mamfe, uprowadzając ze sobą dziewięć osób, w tym pięciu księży, zakonnicę, katechetkę, kucharkę i miejscową dziewczynę. Porywacze zażądali 100 tysięcy dolarów okupu, jednak Konferencja Episkopatu Kamerunu podjęła decyzję, że nie zapłaci napastnikom ani centa. Sprawcy obniżyli więc cenę wykupu do 50 tysięcy dolarów, ale biskupi pozostali nieugięci. Nie chcą bowiem stwarzać precedensu i zachęcać tym samym do podobnych aktów w przyszłości.

Arcybiskup Andrew Nkea Fuanya z diecezji Bamenda uważa, że Kościół stał się celem ataków nie tylko z powodu łatwych pieniędzy, jakie można na nim zarobić, ale także dlatego, że jest oskarżany przez separatystów o sprzyjanie władzom centralnym. Kościół od początku konfliktu stara się bowiem zachować neutralność i pełnić rolę mediatora między zwaśnionymi stronami. To nie podoba się części radykalnie usposobionych secesjonistów, którzy podpalili kościół w Nchang i porwali księży. Przedstawiciele tej frakcji nie życzą sobie nawet szkół w dawnym Kamerunie Brytyjskim, ponieważ uważają je za narzędzia manipulacji i asymilacji w rękach rządu federalnego. Dlatego protestują przeciw działalności Kościoła, który prowadzi na tych terenach całą sieć placówek oświatowych. Biskupi i misjonarze nie zamierzają jednak rezygnować z działalności edukacyjnej wśród tamtejszych dzieci i młodzieży.

W tej sytuacji Episkopat Kamerunu zaapelował do wszystkich wiernych o odmawianie różańca przez cały październik w intencji uwolnienia uprowadzonych oraz przebaczenia porywaczom, „tak jak uczynił to Chrystus na krzyżu”. Przypomniał też sprawcom, że nie walczą przeciwko ludziom, lecz przeciw samemu Bogu, z którym nikt jeszcze nigdy nie wygrał. Ich zdaniem, zamachowcy uczynili to samo, co król Nabuchodonozor w 587 roku przed naszą erą, gdy spalił i splądrował Świątynię Jerozolimską oraz porwał kapłanów do Babilonu. Otrzymał wówczas to, na co zasłużył. Jak podaje Księga Daniela: „Wypędzono go spośród ludzi, żywił się trawą jak woły, a rosa z nieba zwilżała go. Włosy jego urosły niby pióra orła, paznokcie zaś jego jak pazury ptaka” (Dn 4,30). Przypominając te słowa ze Starego Testamentu, biskupi kameruńscy potwierdzają, że nie mają zamiaru ustępować terrorystom.

red. Grzegorz Górny