Kategorie bazy wiedzy

Chrześcijanie potrzebują pomocy

Jeżeli my – polscy chrześcijanie – zapomnimy o naszych braciach, którzy giną, narazimy się na to, że fala prześladowań dotrze także tu, do Polski.

Polsce grożą sankcje ze strony europejskiej biurokracji. Wszystko z powodu twardego stanowiska wobec mechanizmu tzw. „relokacji uchodźców”.

Z ideologicznej dyskusji, jaka toczy się przy tej okazji, wynika – tak twierdzi np. „Tygodnik Powszechny” – że Polska stała się dziś nagle ksenofobiczna i nieczuła na cierpienia ofiar wojny. Najśmieszniejszy w tym jest fakt, że takich argumentów używają autorzy, którzy nigdy na własne oczy nie widzieli wojny i nie mają najmniejszego pojęcia jak wygląda tzw. struktura fali uchodźców, jaka podmyła Europę.

Niewielu uczestników sporu zadaje sobie przy tym pytanie: czego w istocie potrzebują prawdziwe ofiary wojny?

Chór ideologicznie zacietrzewionych doktrynerów pozostaje głuchy na argumenty, mówiące o tym, że najlepszą pomocą dla ludzi rzeczywiście dotkniętych złem wojny jest zaprzestanie działań zbrojnych i umożliwienie im powrotu do własnych miast i domów.

Ślepe przyjmowanie nachodźców sprawia, że do Europy dostają się najsilniejsi i najbogatsi, tymczasem ludzie najbardziej poszkodowani, pozbawieni elementarnych możliwości normalnego życia, tłoczą się w biednych namiotach i minimalnie korzystają z pomocy humanitarnej, która na tereny wojenne płynie z bogatych krajów.

Dodajmy do tego informacje, że tzw. NGOS-y – organizacje zawodowo zajmujące się niesieniem pomocy – na własne potrzeby zużywają ponad pięćdziesiąt procent gromadzonych przez siebie funduszy. „Pomoc charytatywna”, w dzisiejszym świecie, stała się znakomitym interesem przede wszystkim dla jej organizatorów. Do tego wszystkiego dochodzą bardzo wątpliwe rezultaty „pomocy” świadczonej przez najpotężniejsze organizacje kontrolowane przez Billa i Melindę Gatesów oraz George Sorosa.

Poza tym tzw. „organizacje pomocowe” często wykorzystywane są – przez służby specjalne różnych krajów – do działań, które w istocie niewiele mają wspólnego z humanitarną pomocą.

Wszystkie te uwagi są ważne w kontekście krytyki, jaka spada na polskie władze ze strony europejskich biurokratów.

Nasze władze niewiele tłumaczą i nie używają argumentów, które mogłyby ośmieszyć argumenty służące Brukseli do ataków. Być może wynika to ze słabości rządowych komórek do spraw public relations, a może też z niedoceniania powagi sytuacji.

Tymczasem koronnym argumentem dla Polski i Polaków jest fakt, że jesteśmy krajem, który najmocniej zaangażował się w pomoc na miejscu ofiarom konfliktów w Iraku i Syrii.

Polski kościół katolicki zrobił więcej niż ogromne korporacje zajmujące się „akcjami humanitarnymi”. Organizacje takie jak polski Caritas czy „Pomoc Kościołowi w Potrzebie” dostarczają pomoc do najbardziej potrzebujących, a zorganizowanie takich akcji jest o wiele tańsze niż regularne działania humanitarnych NGOS-ów.

W latach 2015-2019 byłem na terenach, które właśnie niszczyli bandyci z tzw. „Państwa Islamskiego”. Realizowałem wtedy pierwszy polski film o cierpieniach irackich i syryjskich chrześcijan, którzy byli prześladowani przez dzihadystów spod znaku „czarnego sztandaru proroka”. Film „Insha Allah” miał później swoją premierę na antenie programu I TVP. Teraz oczekuje na premierę moja nowa produkcja pt. „Święci z Doliny Niniwy” opowiadająca o tym jaki ogrom cierpień dotknął chrześcijańskich Asyryjczyków i Jezydów z Iraku w czasie wojny z ISIS.

W czasie tygodni, które wtedy spędziłem w Dolinie Niniwy, widziałem ogrom cierpienia i ofiar, które dotknęły naszych chrześcijańskich braci. Te obrazy na długo pozostaną mi w pamięci. W chrześcijańskiej dzielnicy Erbilu, stolicy irackiego Kurdystanu, poznałem dziesiątki uchodźców z chrześcijańskiego miasta Karakoush. Przed wojną liczyło ono ponad pięćdziesiąt pięć tysięcy mieszkańców i tętniło życiem. Było bogate, w większości zamieszkiwali je chrześcijańscy Asyryjczycy. Ich obrządek jest najstarszym z chrześcijańskich rytów. Trwająca trzy godziny Msza Święta niewiele została zmieniona od czasów Jezusa Chrystusa.

Mieszkańcy Karakoush mieli piękne kościoły i dobre życie. Wszystko skończyło się w momencie, gdy nadeszli zbrodniarze z ISIS. Chrześcijanie zostali pozabijani albo uciekli, kościoły zamieniono na strzelnice lub więzienia, domy zrujnowano, a ulice pokryły się cuchnącymi hałdami śmieci.

Minęło wiele miesięcy, ofensywa szyickich milicji z południa, irackiej armii i Peshmergów – kurdyjskich żołnierzy wiernych Masudowi Barzaniemu, oswobodziła Mosul i jego okolice. Wyzwolone zostało także Karakoush, a raczej to co z niego zostało. Ruiny, zaminowane domy i pola, brak lekarzy, nauczycieli, inżynierów, fachowców. Mieszkańcy muszą teraz sami – od podstaw – odbudować swoje normalne życie.

I tu pojawiła się inicjatywa, do której chciałbym namówić jak największą rzeszę czytelników, kapłanów i wiernych. Mówiąc krótko przyszedł mi do głowy nieco szalony pomysł – odbudujmy Karakoush!

Spotkałem Bartłomieja Rutkowskiego, emerytowanego oficera marynarki wojennej, który pewnego dnia dojrzał – na ekranie telewizora – ukrzyżowanego chłopca, dwunastoletniego chrześcijanina, któremu śmierć zadali w ten sposób ludzie z islamskiego kalifatu. Tego dnia Rutkowski postanowił pojechać na tereny wojny i zająć się pomocą cierpiącym ludziom. Założył fundację „Orla straż”, której dziś jest prezesem i jedynym pracownikiem. Od wielu miesięcy jeździ na tereny, gdzie mieszkają chrześcijanie i pomaga jak może. Prowadzi zbiórkę pieniędzy, kupuje konkretne rzeczy, których tam najbardziej potrzeba i zawozi je dzieciom i rodzinom. Ta działalność stała się jego pasją. Kiedy opada z sił i ogarnia go zwątpienie po prostu się modli.

Z Rutkowskim szybko znaleźliśmy wspólny język. Postanowiliśmy pomóc w odbudowie chrześcijańskiego Karakoush.

Czy kilku niezbyt zamożnych ludzi z Polski może odbudować miasto? Na pierwszy rzut oka taki pomysł wydaje się być szaleństwem. Jeśli jednak serca są czyste, a zamiary dobre, to przecież nie takie rzeczy udawało się osiągnąć.

Oni wytrwali w wierze pomimo zagrożenia życia, pomimo tego, że otacza ich zewsząd islamska niechęć. Teraz należy im się za to nasze serce i troska.

Jeśli chrześcijanie na tamtych terenach zanikną, to tak jakbyśmy wyrzekli się naszych korzeni, czystych źródeł naszej wiary.

Mój film pokazuje m.in. rezultaty tej akcji. Zebraliśmy ponad 500 tysięcy złotych, które przeznaczyliśmy na odbudowę Karaquoash, Bartelli, Teleskuf, a więc chrześcijańskich okolic, w których zawsze mieszkali naturalni gospodarze tych ziem – chrześcijanie.

Także pełnometrażowy film dokumentalny, który zrealizowałem powstał wyłącznie ze składek moich widzów, słuchaczy i czytelników. To wszystko pokazuje, że Polacy są hojni i gotowi do pomocy braciom. Wystarczy tylko uczciwie wskazać cele i dobrze rozliczać wszelkie zbiórki.

My – polscy chrześcijanie mamy wielką siłę i coraz częściej powinniśmy z niej korzystać w służbie dobra.

Witold Gadowski, redaktor