Kategorie bazy wiedzy

Chrześcijanin wobec agresji

Wielu ludzi szczerze wierzy w Pana Boga i w Nim pokłada nadzieję.  Jest On dla nich ważny, a oni liczą się z Jego prawem. Przekroczenie przykazań Dekalogu uważają za grzech, a wtedy korzystają z sakramentu spowiedzi i starają się poprawić. Żyją na tym świecie, dlatego podlegają wpływom tego świata. Nie wszyscy z nich są odporni na zaczepki i agresję z powodu wyznawanej i praktykowanej religii. Nie urodzili się  bohaterami, którzy odważnie nadstawiają kark do bicia, a twarz do oplucia. Dlatego poddani silnej presji nietolerancji mogą czuć się zdezorientowani, a przykre doświadczenia  są dla  nich trudne, niepokojące i bolesne. W wielu miejscach stykają się  już nie tylko z krytyką Kościoła, co raczej prymitywną walką z religią, a nawet bardziej czy mniej zakamuflowaną agresją. Jest to poważne egzystencjalne wyzwanie, na które musi odpowiedzieć sobie wierzący chrześcijanin. Ponadto za swoją wiarę ponosi odpowiedzialność nie tylko przed sobą, ale i przed swoim otoczeniem. A poza tym,  chce po prostu spokojnie pracować, cieszyć się życiem, otwarcie świadczyć o swoich poglądach,  a wobec innych dawać świadectwo wyznawanej wierze, do czego ma prawo jako obywatel i człowiek wolny.

Człowiek to więcej niż ciało i popędy

Zapytany niedawno, co uważam za największe zagrożenie dla wiary, religii i Kościoła powtórzę w tym miejscu. Moim zdaniem największym błędem i jednocześnie zamachem na człowieka, a zatem także na wiarę i religię są poglądy i koncepcje redukcjonistyczno-deterministyczne obecne bardzo mocno w naukach społecznych.  Chodzi o bardzo powszechne w  dzisiejszym świecie próby sprowadzenia wielowymiarowości człowieka do jednego, niższego wymiaru, np. tylko do instynktu, jakiegoś popędu, np. do erotyzmu. Szczególnie mocne tendencje redukcjonistyczne behawioryzmu czy psychoanalizy wyraźnie ograniczają sens takich pojęć jak wiara, religijność albo je w ogóle pomijają.  Natomiast te poglądy i koncepcje, które  pozwalają spojrzeć na człowieka całościowo i wielowymiarowo, a nie tylko poprzez bodźce i reakcje, popędy i nieświadomość, spychane są na bok i deprecjonowane jako przestarzałe i wsteczne. A  przecież rzeczywistość, która kryje się za religią i wiarą  jest tak oczywista, jak oczywiste są ludzkie pytania o sens, przemijanie, cierpienie, dobro i zło, o śmierć, winę i karę. Są to niewątpliwie popularne i interesujące tematy dla literatury, sztuki, filmu czy teatru.  Jednak pozostają przede wszystkim egzystencjalnie ważnymi problemami dla człowieka, stąd  nie można  ich ignorować i  zastępować byle czym i byle jak. Dlatego jestem przekonany, że agresja na Kościół, religię i wiarę  jest ostatecznie atakiem na człowieka i jego godność. Z redukcjonizmem idzie w parze relatywizm moralny i subiektywizm poznawczy. Stąd też żyjemy coraz bardziej w cywilizacji wyczerpującego się zaufania, kiedy już niczego nie można być pewnym. Zamiast uporządkowanego modelu wszechświata, który był naszym dziedzictwem, otrzymujemy niespójny, chaotyczny model, złożony z elementów, które do siebie nie pasują i stają się sprzeczne ze sobą.

Szacunek dla tradycji

Tak bardzo powszechne i modne przekonanie, że nowe jest lepsze i musi zastąpić to co stare, wcale nie jest najlepszym rozwiązaniem w życiu. Zakłada bowiem jednostronny, deterministyczny i redukcyjny sposób ujmowania rzeczywistości. Pogląd, że wszystko co stare musi być stwardniałe i sztywne znajduje zastosowanie być może w analogii z ciałem. Lecz to nieadekwatna metafora, bo oparta na skojarzeniu biologiczno-fizjologicznym. W wymiarze ponadczasowym starość oznacza przede wszystkim  różnorodność i wiele możliwości do zaoferowania. Patrząc na dzieje chrześcijaństwa  można dostrzec swoisty płodozmian – dawne pola mogą przez dłuższy czas leżeć odłogiem, a potem znów stają się uprawne. Kiedy zaś nowa jakaś quasi religia, czy inna bieżąca moda zasiewa wszędzie tę samą  monokulturę, po pewnym czasie pola jałowieją, a wiatr porywa ziarna. Religia tak stara jak katolicyzm miała czas, by zapełnić wielkie skarbce mądrości i roztropności. Może umiejętnie wybierać między zasobami wielu wieków, przywołując jedno stulecie na pomoc innemu. Może wezwać stary świat, aby w nowym przywrócić równowagę. Natomiast każda moda pasuje do swego świata, do swoich czasów – i to jest jej tymczasowość, a zatem także ułomność. Każda stanowi wytwór współczesnych warunków. Szczerze powiedziawszy współczesne mody, udające jakieś celebracje (np. kult zdrowia, kult młodości i pieniędzy, kult używania, przyjemności, seksu, i wolności bez odpowiedzialności itp.) owszem nadają się do użycia ale tak naprawdę nie nadają się do prawdziwego i sensownego życia.  Fakt że łatwo je przyjąć i stać się ich „wyznawcą” sprawia, że dla chrześcijanina są nijakie. Oczywiście, wszystkie podkreślają własną postępowość. A jakże, twierdzą, że są demokratyczne i tolerancyjne, ale najczęściej tylko tak twierdzą. Chcą być w zgodzie z nauką, co nierzadko oznacza tylko tyle, że chcą. W pośpiechu pozbyły się wszelkiej symboliki, którą nazwały przestarzałą, i wszelkich szat, które uznały za staromodne. Szczycą się, że mają wesołe obrzędy i najlepszą nowinę. Ich stan ducha sprowadza się najczęściej do wychwalania przyjemności i rozkoszy. Są to przyjemności zaiste znakomite i znakomita jest wolność, pozwalająca się nimi cieszyć. A jednak wszystko to ma ograniczenia i konsekwencje, często bardzo żałosne.  Tymczasem chrześcijaństwo ma nie tylko świeżość nowej religii, lecz także bogactwo starej, a zwłaszcza jej wszystkie rezerwy. Pod tym względem  daje wielką przewagę, szczególnie gdy chodzi o odnowę i zachowanie młodości.

Komu przeszkadza chrześcijaństwo i Kościół?

Ludzie uważający się za nowoczesnych, postępowych, wolnych akceptują nowoczesne trendy z całym dobrodziejstwem ich inwentarza – niestety coraz wyraźniej z tym co, puste, brzydkie, obsceniczne, wulgarne  – i domagają się, by religia została przykrojona na ich miarę. Mówią, że religia powinna być bliżej ludzi – podczas gdy sami wolą obracać się wśród ludzi dalekich od religii. Mówią, że duchowni i katolicy powinni być tolerancyjni i wyrozumiali dla innych, a sami nawet nie próbują takimi być. Głoszą, że religia ma być praktyczna – to znaczy bez przykazań, a najlepiej żeby chrześcijanie zamknęli się w swoich izdebkach, a księża w zakrystiach i nie wychylali z nich nosa. Zupełnie inaczej wygląda sprawa, gdy religia – w swoim etymologicznym znaczeniu oznaczająca coś, co wiąże – nakłada ludziom więzy etyki, która nie jest zgodna z trendem panującym w danym miejscu i czasie. Przecież tak działo się, gdy święci mówili o pojednaniu, kipiącym ze wściekłości warchołom, nie znoszącym nawet widoku przeciwników. Tak działo się, kiedy głoszono miłosierdzie poganom, którzy ani trochę w to nie wierzyli. Tak dzieje się i dziś, kiedy głosi się np. czystość nowym poganom, którzy też zupełnie w to nie wierzą. Właśnie wtedy  człowiek zderza się z autentyczną religią i wówczas wyraźnie widać szczególną wyjątkowość i siłę wiary katolickiej. Nie polega ona po prostu na tym, że ma słuszność tam, gdzie i my mamy słuszność, ani że niesie pogodę ducha, nadzieję czy humanitarne współczucie. Nie – wyjątkowość  katolicyzmu leży w tym, że ma on słuszność tam, gdzie my byliśmy w błędzie, a świadomość ta, jak bumerang, wraca do nas już po fakcie.

W zgodzie z Ewangelią Chrystusa

Wobec zaciekłych zwolenników dechrystianizacji świata, właśnie dlatego świat powinien pozostać miejscem przenikniętym religią, a ludzie religijni nie powinni porzucać jej dla doraźnych celów i przejściowych mód. Jeśli świat był dla Boga wystarczająco dobry, by go stworzyć, to Jego wyznawcy powinni umieć się w nim znaleźć. Ściganie się i konkurowanie ze światem w budowaniu raju na ziemi  nie jest tym, co religia robi najlepiej, bo ludzie wciąż potrzebują nieba, nawet kiedy są już blisko zbudowania raju na ziemi. Sprawą najpilniejszą jest, aby nowoczesny chrześcijanin nie odwracając się  od doczesności, poszukiwał niemniej wytrwale  nieskończoności i dążył do wieczności. A tam, gdzie wiara nie cieszy się poparciem społecznym lub występuje przeciw uprzywilejowanym w danym momencie społecznym wartościom, znaczy ona więcej, niż gdy funkcjonuje w ramach przestarzałej rutyny czy rozgorączkowanej i zainfekowanej teraźniejszości.  W gruncie rzeczy wolny i odpowiedzialny człowiek-chrześcijanin  nie potrzebuje takiej religii, która ma rację tam, gdzie wszyscy mają rację. Potrzebuje religii, która ma rację tam, gdzie człowiek się myli i błądzi.

ks. dr Zdzisław Wójcik – psycholog