Kategorie bazy wiedzy

Czy katolik ma prawo do gniewu?

Czy katolik ma prawo do gniewu?

Tym artykułem chcę odpowiedzieć na problem postawiony w tytule, a czynię to w nawiązaniu do następującego pytania.

„Zachowania i wypowiedzi niektórych znanych powszechnie osób nasycone są takim jadem i złością wobec tego, co święte, religijne, katolickie i polskie, że już sam ich widok podobne u mnie wywołuje reakcje. To, że wrogów Kościoła nie brakuje, przekonuję się już od wielu lat. Nie robi to na mnie już takiego wrażenia, zawsze przecież sprawę można oddać do sądu. Natomiast gdy słyszę, że nie powinienem się obrażać i gniewać na tych, którzy obrażają moje uczucia religijne, a tylko wrogowie mogą wyrażać swój gniew, to już sam nie wiem co o tym myśleć. A z drugiej strony słyszę z ust jakiegoś „specjalisty”, że wszelka złość powinna być wyrzucona na zewnątrz, ponieważ tłumienie lub powstrzymywanie jakiegokolwiek silnego uczucia jest emocjonalnie oraz fizycznie szkodliwe. Już sam nie wiem co o tym myśleć i jako chrześcijanin mam wątpliwości, czy da się pogodzić powyższy pogląd z chrześcijańskim przykazaniem, że „każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu (Jk 1,19-20). Chodzi mi po prostu o to, czy złość jest grzechem, zwłaszcza gdy obrażane są moje uczucia religijne i atakowane wartości dla mnie najważniejsze?”.

Złość zaślepia

To, że złość i gniew może każdego zaślepić i odebrać rozsądek, to sprawa oczywista. Czytamy już o tym w Piśmie Świętym, gdy autor natchniony podkreśla, że „własna złość ich zaślepiła” (Mdr 2,21). W tych kategoriach trzeba też patrzeć na wrogów Kościoła i religii. Rzecz jasna, że nie wszystko, co nazywamy złością i gniewem jest naruszeniem prawa Bożego, jako że w Liście do Efezjan 4,26 jesteśmy pouczeni: „Gniewajcie się, a nie grzeszcie”. Wiersz ten mówi, że istnieje różnica między silną emocją, a kipiącą wrogością. Owszem jest pewna słuszność w przekonaniu, że uczucia złości i gniewu nie powinny być przechowywane wewnątrz. Proces, poprzez który spychamy silne uczucie w sferę naszej nieświadomości jest niebezpieczny z psychologicznego punktu widzenia i może w rezultacie objawić się, np. w postaci depresji, niepokoju, lub różnych  zaburzeń fizycznych. Ważne jest też abyśmy pamiętali, że złość ma naturę emocjonalną i biochemiczną. Ten automatyczny system obronny jest reakcją, która zachodzi bez udziału naszej woli. Z chwilą, gdy organizm przechodzi w „stan alarmu” (a więc adrenalina, wzrasta ciśnienie krwi, przyspieszone bicie serca, pot, mięśnie dostają przypływu energii) nie sposób lekceważyć uczuć jakie one wywołują. A ponieważ Bóg stworzył taki system jako środek, za pomocą którego organizm może bronić się przed niebezpieczeństwem nie należy sądzić, by potępiał On nas za jego prawidłowe funkcjonowanie.

Kiedy złość jest grzechem?

Wtedy, kiedy wciąż na nowo „odtwarzamy” w myśli to, co wywołało naszą reakcję. Kiedy zgrzytając ze złości zębami i szukając okazji do zemsty lub gdy napadamy na kogoś w otwartym akcie agresji, wówczas całkiem logiczny jest wniosek, że przekroczyliśmy granicę i weszliśmy w strefę grzechu. Jeśli taka interpretacja Pisma Świętego jest właściwa, wówczas ćwiczenie woli (tzn. praca nad sobą) znajduje się gdzieś pomiędzy dwiema częściami tego wersetu”: „gniewajcie się” … „a nie grzeszcie”. Jest takie zdanie w Liście św. Pawła do Rzymian 12,18: „Jeżeli to jest możliwe, o ile to od was zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkim ludźmi”. Innymi słowy, oczekuje ten Apostoł Narodów od nas wszystkich kształtowania w sobie opanowania i powściągliwości. Niektórzy odniosą na tym polu większe sukcesy niż inni dzięki różnicy temperamentu. Nie chodzi jednak o to, by kryć się za swoim temperamentem i zrzucać na niego to, co już zależy tylko od naszej woli.

Znosząc siebie nawzajem w miłości

Złość, która stanowi dla nas motywację do zranienia bliźniego – gdy chcemy zadać drugiej osobie ból, dociąć jej czy ją ukąsić, hodując w sobie jad – taka złość jest nie do przyjęcia. Przypomnijmy sobie przeżycia św. Piotra Apostoła, gdy krzyżowano Jezusa. Jego emocje znajdowały się w stanie zupełnego zamieszania. Jezus jednak upomniał go ostro, gdy ten odciął ucho rzymskiemu żołnierzowi. Jeżeli był kiedykolwiek ktoś, kto miałby jakieś „usprawiedliwienie” dla swojego wybuchu złości i gniewu, to tą osobą wydawałby się być porywczy Piotr. Mimo to Jezus nie zaakceptował jego zachowania. W tym wydarzeniu tkwi niezmiernie istotne przesłanie skierowane do nas wszystkich. Nic nie usprawiedliwia postawy nienawiści lub pragnienia wyrządzenia krzywdy drugiemu człowiekowi i stąpamy po grząskim  gruncie, jeśli nasze czyny, a nawet same myśli zaczynają prowadzić nas właśnie w tym kierunku (por. Mk 5,22). A zatem, jak mówi św. Paweł w liście do Efezjan (rozdz. 4) „Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce ! (…) Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym. (…) Niech zniknie spośród was wszelka gorycz, uniesienie, gniew, wrzaskliwość, znieważenie – wraz z wszelką złością. Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie”.

Wrażliwość na wartości to zadanie dla wszystkich

Chociaż odpowiadam w tym artykule na konkretne pytanie o postawę katolika wobec ataków na wartości chrześcijańskie, to chcę zakończyć bardziej ogólną i uniwersalną uwagą. Otóż uważam, że stosunek do wiary i religii jest miarą ludzkiej wrażliwości. Stojąc w obliczu różnych wartości, człowiek może liczyć jedynie na swą własną wrażliwość aksjologiczną, nie pomoże mu bowiem ani intelektualny ogląd sytuacji, ani wiedza o jej aksjologicznym wymiarze. Być zdolnym do poznania wartości, to nad logikę rozumu przedkładać logikę serca (św. Augustyn, Pascal), to być zdolnym do transcendencji swego organizmu psychofizycznego i jako osoba otwierać się na rzeczywistość go przerastającą, to wreszcie w drugim umieć rozpoznać „inne Ja” – czyli „Ty” – i stawać mu „naprzeciw”. Przyjmując taką tylko postawę, człowiek może wniknąć w świat wartości i pójść za jego wezwaniem. Będąc wolnym wobec apelu, jaki kierują w jego stronę wartości, człowiek jest równocześnie odpowiedzialny za to, jaki jest wobec nich: czy wsłuchuje się w ich głos i idzie za nimi, czy ulega „iluzji” i zamiast stawać się zgodnie z kierunkiem, jaki wyznacza ich obiektywna hierarchia i wedle niej budować swoje człowieczeństwo, stopniowo zatraca się w podążaniu za tym, co nie będąc wartością, jest tylko jej ułudą. Człowiek stając wobec wartości korzysta zatem ze swej wrażliwości, jest to wrażliwość sumienia, serca. Nie może liczyć jedynie na rozstrzygnięcia rozumu, na jakąś chłodną kalkulację, musi się serdecznie na wartości otworzyć. Wrażliwość na wartości pozwala człowiekowi odkrywać wartość spraw i osób. Zwłaszcza w odniesieniu do innych ta wrażliwość jest potrzebna. Inaczej kontakty z innymi pozbawione są czułości, serdeczności, troski, radości, wreszcie miłości. Te ostatnie uwagi skierowane są do wszystkich stron, bo wszyscy, czy wierzący czy nie wierzący jesteśmy odpowiedzialni przed sobą, drugim człowiekiem i Bogiem.

ks. Zdzisław Wójcik – dr psychologii