Kategorie bazy wiedzy

Dyskryminacja w czasach pandemii. Prawa zwierząt i hazardzistów ważniejsze od praw chrześcijan

Pandemia koronawirusa pokazała, jak bardzo prawa chrześcijan są ograniczane, nawet w tych krajach, które należą do zachodniego kręgu cywilizacyjnego i szczycą się wolnością religijną. Pierwszy z brzegu przykład: podczas trwania powszechnej kwarantanny we Włoszech ludzie mogli wychodzić z domów, by wyprowadzić psy za potrzebą, ale nie mogli wyjść do kościołów, żeby się pomodlić. Prawa zwierząt okazały się więc ważniejsze niż prawa osób wierzących.

Ostatnio otrzymaliśmy kolejny dowód potwierdzający prawdziwość tego zjawiska, tym razem ze Stanów Zjednoczonych. Sąd Najwyższy USA odmówił zajęcia się skargą protestanckiego zboru Calvary Chapel z Dayton Valley, który poskarżył się na dyskryminację religijną ze strony stanu Nevada. Otóż władze tego stanu wydały rozporządzenie, że z powodu epidemii Covid-19 w tamtejszych świątyniach może przebywać maksymalnie 50 osób, niezależnie od wielkości budynku. Równocześnie obowiązuje tam jednak prawo, które zezwala innym obiektom, np. restauracjom, barom, salom gimnastycznym czy kasynom gry, na wpuszczenie do środka 50 proc. dopuszczalnej liczby osób bez względu na pojemność gmachu. Mamy więc sytuację paradoksalną: z jednej strony w dużym kasynie może przebywać nawet kilka tysięcy hazardzistów, a z drugiej – w olbrzymiej katedrze katolickiej zaledwie 50 wiernych.

Protestanci z Calvary Chapel zażądali od władz stanowych równości wobec prawa, domagając się takich samych regulacji, jakie mają inne podmioty, czyli 50-procentowego limitu dopuszczalnej liczby osób, niezależnie od wielkości budynku. Oznaczałoby to, że mogą wpuścić na nabożeństwa do swojego zboru 90 zamiast 50 osób. Odpowiedziano im jednak negatywnie, wobec czego skierowali sprawę sądu w Nevadzie. Przegrali, więc zwrócili się do Waszyngtonu.

Sąd Najwyższy USA odmówił jednak zajęcia się skargą Calvary Chapel stosunkiem głosów 5:4. Podzielił tym samym argumentację sądu w Nevadzie, który stwierdził, że w stanie doszło rzeczywiście do dyskryminacji, ale była ona uzasadniona ze względu na zdrowie publiczne oraz interesy gospodarcze.

Prawo do hazardu okazało się więc dla najwyższej władzy sądowniczej w USA ważniejsze niż prawo do swobodnego wyznawania własnej religii. Kluczowe okazały się wspomniane „interesy gospodarcze”, czyli dochody z hazardu. Przekaz jest jasny: twoje prawa i twoja wolność zależą od twojej użyteczności finansowej dla państwa – jeżeli nie przynosisz zysków, twoje prawa mogą być podeptane, a ty możesz być dyskryminowany.

Przykre w całej historii jest to, że po raz kolejny w tym roku Sąd Najwyższy USA, w którym przewagę (5:4) mają kandydaci konserwatywni mianowani przez republikańskich prezydentów, podjął decyzję sankcjonującą dyskryminację. Tym razem wspólnie z lewicowo-liberalnymi sędziami zagłosował prezes Sądu Najwyższego John Roberts.
Z drugiej strony trudno dziwić się prawnikom, że coraz mniej szanują wolność religijną obywateli, jeżeli nie ceni jej także wielu duchownych. Są bowiem na świecie kraje, gdzie biskupi i księża są „bardziej cesarscy od cesarza”, zamykając kościoły dla wiernych, mimo że państwo tego od nich nie wymagało. To choćby przykład Irlandii, co jest kolejnym smutnym potwierdzeniem sekularyzacji, jaka wdarła się do wnętrza tamtejszego Kościoła.

Grzegorz Górny, redaktor