Kategorie bazy wiedzy

Gdzie jest Bóg, który pozwala prześladować tych, którzy w niego wierzą?

Gdzie jest Bóg, który pozwala prześladować tych, którzy w niego wierzą?

Wierzymy, że Bóg nie chce, aby spotkało człowieka jakieś nieszczęście. Tymczasem w życiu pewne sprawy układają się niekiedy w sposób bardzo skomplikowany. Jak wytłumaczyć te liczne sytuacje, kiedy złe rzeczy zdarzają się dobrym ludziom? I najważniejsze pytanie: Gdzie jest Bóg, który pozwala prześladować tych, którzy w Niego wierzą i Jemu zaufali?

DOPUST BOŻY I WOLA BOŻA – PERSPEKTYWA TEOLOGICZNA

Odnosząc się do tego zagadnienia sformułowanego w powyższym pytaniu, trzeba najpierw podkreślić, że teologia posługuje się dwoma terminami: „dopust Boży”, i „wola Boża”. Z dopustem Bożym mamy do czynienia w sytuacji, w której Bóg dopuszcza nasze (złe czy błędne) działanie, ale sam zaraz usuwa jego skutki. Wtedy na przykład, gdy Piotr przy pojmaniu Jezusa w Ogrójcu, obcina mieczem ucho żołnierzowi, a Jezus to ucho natychmiast uzdrawia. O dopuście Bożym możemy mówić również wtedy, gdy pokutujemy dobrowolnie za grzechy innych. Taka sytuacja znana jest np. z życiorysu św. o. Pio, św. Faustyny Kowalskiej i wielu innych. Chodzi tutaj o pokutę zastępczą, która stała się na przede wszystkim udziałem Pana Jezusa. Wreszcie o dopuście mówimy wtedy, kiedy Bóg przestrzega nas przed konkretnym złym działaniem, a my pomimo wszystko „wiemy lepiej” i „brniemy dalej”. Wtedy Bóg pozwala nam w jakimś stopniu doświadczyć skutków tego działania. Chciałeś, to masz.

Wielu powiada, że w sytuacji dramatycznej dla człowieka, Bóg powinien powstrzymać krzywdziciela i złoczyńcę. I tu dotykamy problemu wolnej woli. Bóg nie ma wpływu na ludzi, którzy postępują w sposób karygodny i haniebny, bo szanuje wolną wolę człowieka. A to, co jest dopustem Boga wynika z tego, że wielu ludzi nie liczy się z Bożym planem zarówno wobec siebie, jak i wobec innych ludzi. Bóg traktuje nas poważnie. Dopuszcza spowodowane czy wywołane zło, ale zawsze pragnie nawrócenia. To od każdego zależy czy pójdzie w dobrą stronę czy też nie. To zależy od naszej dobrej czy złej woli. Wielu ludzi rozeznaje wolę Boga, a swoje decyzje poprzedza modlitwą i radzi się osób doświadczonych. Nie brakuje jednak tych, którzy w swoim gniewie, żalu, złości, czy chorej ambicji, podejmują decyzje, które nie są wolą Bożą. Ponieważ Bóg patrzy na człowieka z perspektywy wieczności jako kochający Ojciec, zawsze pragnie naszego nawrócenia. Wszystkie Jego działania są zbawcze i mają cel, którym jest nasze ostateczne zbawienie. I to jest właśnie wola Boża.

Byłoby to dla nas niezwykle pomocne, gdyby inni ludzie wiedzieli, co jest wolą Bożą wobec nas. Niestety, wielu tego nie rozeznaje. Dlatego szczególnie tam, gdzie jest dopust Boży, potrzeba wielkiego zawierzenia Jezusowi. Może dopiero po wielu latach odkryjemy, że określone wydarzenia postrzegane przez nas jako nieszczęścia, były na daną chwilę opatrznościowe. Bóg naprawdę nas zna i wie, co jest dla nas lepsze. Trzeba Mu całkowicie zawierzyć i zaufać, patrząc na Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. On doświadczając skrajnego odrzucenia i osamotnienia stanął po stronie wszystkich, a zwłaszcza tych, którym przyszło cierpieć. Nie zlikwidował cierpienia ani zła, ale zwyciężył je swoją miłością i obecnością. A przyjmując i wypełniając wolę Ojca, pokazał nam jaką drogą mamy iść. Dlatego nie powinniśmy w nieskończoność roztrząsać i pytać o przyczyny i cel cierpienia. Powinniśmy raczej pytać o to, co mamy robić, by wyjść z takiej próby zwycięsko, nie poddając się rozpaczy i nie przeklinając Boga i ludzi. Bóg jest z nami, cierpi wraz z nami, rozumie, współczuje, towarzyszy na drodze krzyża. A ostatecznie daje nam nadzieję zmartwychwstania.

DOŚWIADCZENIE WIARY – PERSPEKTYWA PSYCHOLOGICZNA

Spróbujmy teraz spojrzeć na to zagadnienie z perspektywy psychologicznej. Od strony epistemologiczno-metodologicznej tematyka wiary, doświadczenia religijnego, religijności stanowi poważne wyzwanie dla psychologii. Rzecz jasna, że psychologia zajmując się religią, nie zajmuje się dowodami na istnienie Boga i treściami doktrynalnymi jak teologia. Psycholog jako naukowiec i badacz nie stawia sobie pytania czy Bóg istnieje, ale interesuje się tym, że Bóg jest ważny dla ludzi. Psychologia religii pozwala zaakceptować transcendentne doświadczenie i przekonanie bez podejmowania badania faktyczności bądź prawdziwości istnienia transcendentnego przedmiotu. Opisuje przede wszystkim subiektywne i osobiste aspekty wierzeń religijnych. Próbuje wyjaśnić np. to, dlaczego ludzie pozostają przy wierze pomimo wielu trudności, nawet prześladowań, inni zaś odchodzą od religii, tracą wiarę? Kiedy więc mówimy o wierze, o wierze religijnej, to nie chodzi nam głównie o zgodną z rozumem i wolą afirmację określonych dogmatów, lecz o zasadnicze „tak” człowieka wobec Boga, o jego zaufanie do Boga. Dlatego tylko wtedy możemy wierzyć Bogu (na przykład objawionym przez Niego prawdom zbawienia), kiedy Mu całkowicie zaufamy. To samo odnosi się przecież do stosunków międzyludzkich. O prawdziwości wypowiedzi drugiego człowieka, która jest (lub jeszcze jest) niesprawdzalna, możemy być przekonani bez zastrzeżeń tylko wtedy, kiedy wierzymy jego prawdomówności, to znaczy wtedy, gdy mu ufamy. To samo dzieje się z naszą wiarą w Boga. Wiary tej nie należy rozumieć jako zwykłą, ślepą akceptację pewnych tez, lecz – zgodnie z jej istotą – jako pełną zażyłości i ufności więź Boga z człowiekiem.

Dla człowieka wierzącego wiara jest darem – nie tylko w sensie teologicznym, lecz i fenomenologicznie – czymś danym mu, a zarazem zadanym. Do jej istoty należy poczucie uczestniczenia, a zarazem bycia częścią tajemnicy. Doświadczenie religijne ma swoją formę psychiczną, ale jego treść przekracza tę formę i nie wyczerpuje się w niej. Odniesieniem dla wiary jest prawda obiektywna zawarta w Objawieniu. Nie jest to jednak cała prawda. Apostoł Paweł mówi: „Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; kiedyś zobaczymy twarzą w twarz. Teraz poznaję częściowo…” (1Kor 13,12). Prawda dana stanowi jedyną pewną podstawę weryfikacji doświadczenia religijnego. Także tej – obecnej w nim – subiektywnej, fenomenologicznej oczywistości, że dar się otrzymało. Wszystko, co poza tę prawdę wykracza lub ją pomija, jest już niepewne; może być – choć nie musi – wytworem ludzkiego umysłu. Nie bez powodu wielcy mistrzowie życia wewnętrznego przestrzegali przed niezwykłymi wewnętrznymi doświadczeniami i więcej cenili pustkę i tzw. ogołocenie wewnętrzne niż „duchowe pociechy”, a radowali się nimi jedynie wówczas, gdy odnajdywali wyraźny związek ich „owoców” – pokory i miłości – z tą obiektywną prawdą.

Wiara odnosząc się do tego, czego się spodziewamy, może nadać życiu człowieka sens, może ułatwić rozumienie jego empirycznego, skończonego wymiaru. Niewątpliwie jest to bardzo ważna jej funkcja, jednakże sens wiary, zwłaszcza wiary dojrzałej, nieskończenie wykracza poza takie jej rozumienie. Jeżeli Boga doświadcza się nie obok codziennych doświadczeń, lecz w nich, to musi w naszych elementarnych doświadczeniach ludzkich być coś, co niejako przebija się poza nie i na co już nie mamy wpływu. Otóż faktem jest przede wszystkim to, że człowiek ostatecznie wierzy, iż jego egzystencja mimo wszelkiej rozterki i załamania ma sens i cel. W zrozumieniu tego przychodzi nam np. psychologiczna koncepcja sensu znanego psychologa V.E. Frankla. On zresztą sam jako więzień obozu koncentracyjnego przeżył takie doświadczenie. Jedno z najbardziej przejmujących świadectw wiary w doświadczeniu Boga zawdzięczamy franciszkaninowi, świętemu Ojcu Maksymilianowi Kolbemu, który na krótko przed dobrowolnym ofiarowaniem swego życia za współwięźnia wysłał do matki kartę pocztową, pisząc m.in.: „Bądź o mnie spokojna, bo Dobry Bóg jest w każdym miejscu i z wielką miłością myśli o wszystkich i o wszystkim”. Chodzi tu o ostatnią znaną nam, pisemną wypowiedź Ojca Kolbego; kartę tę napisał w obozie koncentracyjnym. Słowa Ojca Maksymiliana pozwalają dotknąć tego, co stanowi o istocie wiary. Wiara naznacza życie wierzącego tęsknotą, przemienia je w jeden wielki Adwent, a z niego samego czyni pielgrzyma, który „z bojaźnią i drżeniem” oczekuje końca drogi i Wielkiego Spotkania.

Wiara angażując człowieka w Prawdę, która go przekracza, bynajmniej nie zwalnia go od doświadczeń wątpliwości i cierpienia: „niespokojne jest moje serce, dopóki nie spocznie w Tobie” pisał św. Augustyn, a te tak często cytowane słowa akcentują trzy konstytutywne dla doświadczenia religijnego momenty: niepokój, tęsknotę i absolutną, na przekór wszystkiemu, pewność. Możliwości, kiedy człowiek może doświadczyć Boga z konieczności zakładają wiarę w Niego, bo bez wiary nie ma żadnego świadomego doświadczenia Boga. Człowiek wierzący czuje się powołany do tego, by innym, zwłaszcza niewierzącym bliźnim uświadamiać to niejasno określone doświadczenie Boga. Z tym, że zadanie wierzących polega na tym, żeby niewierzących przekonać. A do tego może dojść jedynie wtedy, gdy wyruszą „w drogę”. Nowy Testament nazywa to „pójściem za Jezusem”. Kiedy wierzący rzeczywiście żyje wiarygodnie, wtedy nie tylko sam doświadczy Boga, ale i innych ludzi do tego doświadczenia doprowadzi. Chrześcijaństwo nie jest przecież jedynie jakimś posłaniem, w które się wierzy, lecz doświadczeniem wiary, które jako posłanie się upowszechnia.

Jedyna sensowna odpowiedź jaka się rysuje na pytanie na początku postawione: „Gdzie jest Bóg, który pozwala prześladować tych, którzy w Niego wierzą?, może być tylko jedna. Jest to odpowiedź całego człowieka, jego rozumu, uczuć, jego woli. Oto ona: pójście za Jezusem z wiarą, miłością i nadzieją.

ks. dr Zdzisław Wójcik – psycholog