Kategorie bazy wiedzy

„Głuchy” Synod a Kościół Chrystusowy

„Głuchy” Synod a Kościół Chrystusowy

Prześladowanie Kościoła od wewnątrz

Odrzucenie wymagającej prawdy Ewangelii i próby dostosowywania się do mentalności tego świata, są z reguły symptomami kryzysów, jakich Kościół katolicki doświadczał na przestrzeni wieków. Już w pierwszym wieku Święty Jan Apostoł ostrzegał w swoim Pierwszym Liście: „Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie. Jeśli ktoś miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca” (1J 2,15). Pomimo upływu czasu, a dziś dosyć powszechnemu dostępowi, tak do Pisma Świętego, jak i wszelkiego rodzaju opracowań, katechez i tego, co można określić jako powszechny dostęp do źródeł umożliwiający lepsze zrozumienie przesłania Ewangelii, to napomnienie Apostoła jest wciąż aktualne. Choć na przestrzeni wieków Kościół poddany działaniu Ducha Świętego dojrzał do pełniejszego odkrycia wielu Tajemnic objawionych przez Syna Bożego, Jezusa Chrystusa zgodnie z Jego obietnicą „A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (J 14, 26)[1], to jednak zawsze musi pamiętać, również o innych słowach z tej samej Ewangelii: „Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować” (J 15,20)[2]. Prześladowania nie są więc czymś nadzwyczajnym, czego Kościół doświadcza sporadycznie, wręcz przeciwnie, są rzeczywistością, która dopełnia wyznawanie wiary w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego i bez której mielibyśmy do czynienia z czymś w rodzaju baśniowej opowiastki[3] czy mitologicznej iluzji. Czy należy się więc dziwić, że nadeszła kolejna fala prześladowań? Raczej nie.

Anestezja przewlekła

Natomiast to, co powinno niepokoić to fakt, że sami katolicy zostali, z wręcz dziecinną łatwością „uśpieni”[4]. Można użyć obrazu człowieka (tutaj: Kościół głoszący wiernie Ewangelię), którego nie wiadomo dlaczego przywieziono do szpitala i zarejestrowano jako pacjenta. I choć żadnej operacji nie potrzebował, to jednak zaaplikowano mu wszelkiego typu środki uśmierzające, usypiające czy wręcz pełną anestezję. Po takim zabiegu można zakwalifikować go, jako pacjenta wymagającego koniecznej i niezwłocznej interwencji chirurgicznej, łącznie z amputacją części jego ciała, choć te są zdrowe (tutaj: próby zmiany zdrowej doktryny Kościoła katolickiego czy nawet domaganie się modyfikacji samej Ewangelii). Aktualnie, sytuację w jakiej znajduje się Kościół można określić jako taką, że nikt już nie postrzega go jako normlanego i zdrowego (czyli takim jakim Kościół jest[5]), lecz jako pacjenta, który leży na stole operacyjnym i coraz to nowe zespoły chirurgów (pod szyldem reformatorów) próbują dokonywać amputacji poszczególnych części ciała. Choć pojawiają się symptomy wybudzenia z tego stanu letargu i niemocy u ludzi wierzących, to jednak jest to wybudzenie częściowe. Spora liczba ochrzczonych biernie poddaje się działaniom destrukcyjnym, a nie brakuje tych, którzy wręcz domagają się amputacji.

Pozostawiając tak obrazowe przedstawienie stanu „uśpienia”, jak i jego bardziej szczegółową analizę, warto wspomnieć również o innym, nie mniej destrukcyjnym czynniku, o którym wspominałem już wielokrotnie wcześniej. Chodzi o prześladowanie, które rodzi się od wewnątrz wspólnoty ludzi wierzących. I tutaj pozwolę sobie przytoczyć dwa, moim zdaniem symptomatyczne przykłady, spośród wielu choć jednocześnie niewielu, które ujrzały światło dzienne poprzez publikację w mediach.

Synod, który nie słucha

Jako pierwsze warto przytoczyć nieoczekiwane wydarzenie, którego prawie nie odnotowano w mediach katolickich i to tych, które poświęcają sporo miejsca samemu Synodowi i bezkrytycznemu propagowaniu narzucanych tez zaczerpniętych bardziej z ideologii neomarksistowskiej aniżeli z Ewangelii. Wszystko oczywiście w imię „szlachetnej” postawy słuchania i wsłuchiwania się… no właśnie i tutaj pojawia się pytanie: słuchania, ale kto, kogo i czego?

Chodzi o niewysłuchanie kobiet (tak, KOBIET, nie chodzi o hierarchów!). Cztery uczestniczki niemieckiej Drogi Synodalnej zdecydowały się opuścić to gremium i nie brać dalszego udziału w obradach. Swoją decyzje uzasadniły w liście otwartym, w którym czytamy min. „Uczestnictwo w procesie, w którym zignorowane zostały powtarzane interwencje i wyjaśnienia ze strony urzędów watykańskich i samego papieża, wiązałoby się ze wsparciem kursu Kościoła w Niemczech, który ewidentnie zmierza w inną stronę niż Kościół powszechny. Nie możemy i nie chcemy wziąć za to współodpowiedzialności”[6].

Rodzi się pytanie: czy tak promuje się kobiety? Bo przecież w konkluzjach wszystkich spotkań kontynentalnych, jak mantrę powtarza się min. zatroskanie i konieczność promocji kobiet. No tak, ale może wina za to, że nie zostały wysłuchane leży po stronie „tych” właśnie kobiet, jako że nie są ani aborcjonistkami ani też nie domagają się święceń i w dodatku reprezentują wysoki poziom intelektualny.

Po żenującym spektaklu roszczeniowo-zgorzkniałym, który miał miejsce na otwarcie obrad Synodu, czy można się spodziewać, że wierni i to świeccy Kościoła katolickiego będą słuchani, czy raczej chodzi o dyktatorskie i ślepe posłuszeństwo, i bezwzględny nakaz, już nie tylko słuchania, lecz adoracyjnego przyznawania racji wspomnianym już neomarksistowskim tezom, które stawia się na miejscu Ewangelii?

Na temat obecnego Synodu o synodalności padają coraz mocniejsze zarzuty o schizmę, apostazję, bluźnierstwo, a pomimo to nie widać nawet cienia refleksji. Z góry przygotowane tezy są uparcie forsowane. Wypada zapytać: a co z empatią, wrażliwością na głos wiernych, zatroskaniem duszpasterskim? O refleksji, która rodziłaby się z Ewangelii już zupełnie zapomniano. Wiara bez Boga, Kościół bez Kościoła.

Negowanie Eucharystii

Drugim przykładem degeneracji mentalnej jaka uwydatnia się coraz wyraźniej w kręgach kościelnych, a jednocześnie jest bardzo rzadko eksponowana publicznie, jest wyznanie amerykańskiego jezuity Thomas ­Reese. Sam zainteresowany „wyznaje swoją wiarę w realną obecność Chrystusa w Eucharystii, ale odrzuca doktrynę o przeistoczeniu – ponieważ, przyznaje, nie wierzy w arystotelesowską metafizykę, na której owa doktryna jest zbudowana.”[7]. Z jednej strony szlachetne wyznanie potwierdzające jeszcze wiarę w rzeczywistą obecność Syna Bożego pod postacią chleba i wina, a z drugiej strony dosyć przebiegłe zakwestionowanie tej samej obecności.

Warto nadmienić, że tak filozofia czy teologia, jak i każda inna dziedzina nauki spełniają rolę służebną wobec wiary, dlatego błędem jest traktowanie jakichkolwiek twierdzeń, tez czy sformułowań i tak samo tej czy innej filozofii jako przedmiotu wiary. Przedmiotem wiary jest Bóg w Trójcy Świętej Jedyny, a nie sposób opisywania i wyjaśniania tego, jak i dlaczego wierzymy w Boga osobowego.

Oczywiście warto pamiętać, że różnego rodzaju dyskusje mogą, a nawet powinny toczyć się tyle, że w kręgu akademickim, na poziomie argumentów. Niestety takie głoszenie własnych wątpliwości, dziś nie tylko modne, ale zyskujące wręcz wymiar powszechnej poprawności skutkuje nie tylko rozmyciem nauczania i podważaniem podstawowych prawd wiary, ale przede wszystkim sieją zamęt wśród wiernych, którzy mają prawo oczekiwać od „uczonych” i hierarchów klarownego nauczania. Czy trzeba robić spektakl z własnych wątpliwości, a nawet dociekań? Każdy człowiek dojrzewa w wierze, również ksiądz, biskup czy teolog tyle, że wątpliwości dotyczące wiary trzeba rozwiązywać w rzetelny sposób albo przed Najświętszym Sakramentem albo pilniejszym studium naukowym. Widać, że tak jedno, jak i drugie jest zbyt wymagające, a droga wynurzeń i publicznego kwestionowania nadaje prestiż i popularność. Trzeba by się zapytać: a co z odpowiedzialnością za powierzone owczarnie? Publikowanie nie do końca przemyślanych wniosków i bardziej poglądów aniżeli nauczania sprawia, że wydźwięk jaki zyskują tego typu wyznania jest zupełnie inny, aniżeli ten zamierzony przez samych autorów. Jakże wielu z tych, którzy przeczytali (często tylko nagłówek artykułu) uzna, że skoro księża, a nawet biskupi podważają rzeczywistą obecność Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie Ołtarza, to cóż może myśleć zwykły wierny?

Efekt takiego i innych podobnych wyznań, których dziś nie brakuje podobny jest do tego z wprowadzeniem tzw. „komunii na rękę”. Intencja i to tłumaczona pokrętnie to jedno, a skutki idą w zupełnie przeciwną stronę. Przypomina się tutaj przysłowie: „Dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane”.

Sfrustrowani narcyzy czy głosiciele Ewangelii?

Podając jedynie dwa przykłady można sobie wyobrazić skalę degeneracji mentalnej jaka przeniknęła do wewnątrz Kościoła katolickiego korumpując najbardziej, jak zawsze, najważniejsze gremia i zasiewając niewiarę w coraz szerszym kręgu, tak wiernych Kościoła Katolickiego jak i tych, którzy szukając sensu życia, patrzą na Kościół i zapewne trudno jest im dostrzec ślady ewangelicznego przesłania.

Tutaj warto przypomnieć, że nakaz Pana naszego Jezusa Chrystusa, aby głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu nie pozwala Kościołowi zajmować się samym sobą na wzór sfrustrowanego narcyza, który użala się z goryczą nad własnymi niedoskonałościami. Kościół to nie fabryka aniołków z porcelany, Kościół to Chrystus o czym stara się nam przypomnieć Episkopat Polski w obecnym roku duszpasterskim, a ludzie, tak świeccy, jak i duchowni na tyle jesteśmy Kościołem, na ile jesteśmy wszczepieni w Chrystusową winorośl.

Jednocześnie nie wolno zapominać o obietnicy danej przez Jezusa, że piekło nie zwycięży Kościoła. Tak, Kościoła, którym jest Chrystus bramy piekielne nie przemogą, natomiast kościoła jako jednej z wielu organizacji społecznych, to nawet diabeł nie musi zwalczać. Taka karykatura „kościoła” rozbije się sama o ludzkie słabości.

Trzeba nawrócenia, ale nawrócenia nie tyle socjalnego czy emocjonalnego, lecz nawrócenia autentycznego do Tego, który jest naszym Stwórcą i Odkupicielem, do Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który zrodził Kościół. Trzeba przypomnieć sobie skąd jesteśmy, po co żyjemy i dokąd zmierzamy.

Odrodzenie wiary w rzeczywistą obecność Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, przywrócenie należnej czci Komunii Świętej i przypomnienie sobie, kim Bóg uczynił Najświętszą Maryję Pannę dla Kościoła to pierwsze i podstawowe kroki, aby Kościół odzyskał wiarygodność, najpierw wobec Boga, a później wobec ludzi.

[1] Jak wyjaśnia w przypisach Biblia Tysiąclecia: Jest to obietnica nieomylności urzędu nauczycielskiego Kościoła. Duch Święty zapewni Kościołowi dalsze zgłębianie prawdy objawionej przez Jezusa Chrystusa (J 2,22; J 12,16; J 13,7), zwłaszcza tego, co się odnosi do Jego Osoby (J 15,26; J 20,9), Duch Święty nie da jednak nowego objawienia (J 16,12-15).
[2] Warto wziąć pod uwagę kontekst całego fragmentu: „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał. Gdybym nie przyszedł i nie mówił do nich, nie mieliby grzechu. Teraz jednak nie mają usprawiedliwienia dla swego grzechu. Kto Mnie nienawidzi, ten i Ojca mego nienawidzi. Gdybym nie dokonał wśród nich dzieł, których nikt inny nie dokonał, nie mieliby grzechu. Teraz jednak widzieli je, a jednak znienawidzili i Mnie, i Ojca mego. Ale to się stało, aby się wypełniło słowo napisane w ich Prawie: Nienawidzili Mnie bez powodu” (J 15,18-25), Biblia Tysiąclecia. Wartościowy jest również przypis zamieszczony w Biblii Tysiąclecia odnoszący się do 16,14n: „Termin „pochodzi” można odnieść do odwiecznego pochodzenia Trzeciej Osoby, bądź do misji Jej w czasie. O świadectwie Ducha Świętego poprzez Kościół por. Mt 10,20; Mk 13,11; Łk 12,12. Jest nim przede wszystkim nieomylne głoszenie prawdy o zbawieniu w Jezusie Chrystusie, wbrew wszelkim zewnętrznym przeszkodom.” Świadectwo Ducha Świętego dawane jest poprzez Kościół, który nie jest czymś w rodzaju organizacji pozarządowej, ale jest dziełem samego Boga.
[3] W obecnym czasie możemy zaobserwować niepokojący trend opowiadania bajek i innych, w dużej mierze zmyślonych historii, tak na kazaniach, jak i w publikacjach zamieszczanych w mediach katolickich obliczonych na wywołanie większego wrażenia emocjonalnego. Tego typu zmyślone historie zapełniają też przestrzeń internetu w takich sferach jak choćby polityka, a ich niemal klasycznym zakończeniem jest puenta w rodzaju: „a później usiedliśmy i płakaliśmy razem”. Trzeba jednak postawić sobie pytanie, czy tego typu „ewangelizacja” nie prowadzi do spłycenia wiary do poziomu powierzchownych przeżyć emocjonalnych? Czy tak rozhuśtane emocje nie zostaną z łatwością zagospodarowane, choćby przez media wrogie Ewangelii i skierowane przeciwko Kościołowi?
[4] Wpływ Szkoły Frankfurckiej i wykreowanego tam neomarksizmu na zniekształcanie mentalności, wprowadzenie w stan, który można nazwać „złudnym dobrobytem” dokonywał się na Zachodzie od dekad i to systematycznie, choć nie był głoszony oficjalnie. Natomiast w Polsce 45 lat okupacji sowieckiej miało bardziej destrukcyjny wpływ na mentalność, również ludzi wierzących, aniżeli sobie to wyobrażamy.
[5] Kościół to Chrystus. Przypomina o tym, również hasło roku duszpasterskiego 2023 „Wierze w Kościół Chrystusowy”. Niemniej jednak trudno nie zdać sobie sprawy z tego, że w dużej mierze osiągnięto zafałszowanie sposobu postrzegania Kościoła i zredukowanie Go do wymiaru horyzontalnego, czyli tylko i wyłącznie grupy ludzi bez odniesienia do obecności Boga.
[6] https://pch24.pl/w-trosce-o-jednosc-kosciola-glosna-rezygnacja-z-drogi-synodalnej-chodzi-o-wiernosc-tradycji/?fbclid=IwAR36S3STJ8hcX-Ru5-zLUGrotmPUcRbFCyPtQbH6gvuCGoxvF3Ykk115OMo
[7] Niestety nie mam możliwości dotarcia do pełnego tekstu źródłowego, niemniej wspomniana kwestia nie jest dla mnie nowością. Kwestionowanie czy wręcz negowanie rzeczywistej obecności Jezusa Chrystusa pod postacią chleba i wina wyraża się na różne sposoby i ma znacznie szerzy zasięg aniżeli jest to publicznie ujawniane. https://www.tygodnikpowszechny.pl/jezuita-odrzucam-doktryne-o-przeistoczeniu-182471