Kategorie bazy wiedzy

„Miękki despotyzm”

„Miękki despotyzm”

Arcybiskup Miami na Florydzie Thomas Wenski, nowy przewodniczący Komisji do spraw Wolności Religijnej przy Konferencji Episkopatu Stanów Zjednoczonych w udzielonym 30 czerwca br. wywiadzie dla „Catholic News Agency” stwierdził, że USA są zalewane przez kolejną falę antykatolicyzmu. Amerykański hierarcha mówił w tym kontekście o rozwijającym się „miękkim despotyzmie” skierowanym przeciw ludziom na serio wierzącym w Chrystusa. Arcybiskup Wenski zauważył w tym samym wywiadzie, że katolicy w Stanach Zjednoczonych są coraz częściej „traktowani jako mniej godni uczestniczenia w korzyściach płynących z życia w Ameryce”. „Nie jesteśmy obywatelami drugiej kategorii, dlatego że jesteśmy ludźmi wierzącymi” – podkreślił amerykański hierarcha.
Jako przykład tego „miękkiego despotyzmu” abp Wenski wskazał obowiązujące do niedawna regulacje, które zakazywały na poziomie stanowym finansowania z federalnych stypendiów uczniów, którzy kształcili się w prywatnych, katolickich szkołach i uczelniach. Dopiero pod koniec czerwca tego roku orzeczenie Sądu Najwyższego USA podjęte stosunkiem głosów 5 do 4 zmieniło ten stan rzeczy, stwierdzając, że jest to postępowanie dyskryminacyjne wobec szkół wyznaniowych i uczęszczających do nich uczniów.
„Miękki despotyzm” oznacza również szerzenie i utrwalanie w przestrzeni publicznej antykatolickich fobii. Dobrym przykładem takiego nastawienia, dyskryminującego obywateli z powodu wyznawanej przez nich wiary chrześcijańskiej, były przesłuchania sędziów nominowanych na swoje urzędy przez Donalda Trumpa dokonywane w Senacie USA. Właściwie w tym przypadku nie można było mówić o przesłuchaniach, co raczej polowaniu na czarownice. Okazywało się bowiem, że dla senatorów z Partii Demokratycznej największym „obciążeniem” było to, że prezydenccy nominaci przyznawali się do swojego chrześcijaństwa. A już prawdziwym horrendum było, że część z nich okazywała się być praktykującymi katolikami.
Oczywiście ci sami politycy, którzy dawali w ten sposób do zrozumienia, że traktują wierzących chrześcijan (zwłaszcza katolików) jako obywateli drugiej kategorii, mają pełne usta wielkich słów o „tolerancji”, „równości” i „wolności od stereotypów”.
Historia hipokryzji „obozu postępu” ma oczywiście znacznie dłuższe korzenie aniżeli tylko okres kadencji obecnego prezydenta USA. Na początku dwudziestego wieku Francją wstrząsnęła tzw. afera fiszkowa. Do opinii publicznej trafiły informacje o tym, że na zlecenie rządu Emila Combesa prowadzącego twardą walkę z Kościołem katolickim pod hasłem „rozdziału Kościoła od państwa”, loże masońskie gromadziły na specjalnych fiszkach tajne dossier o oficerach armii francuskiej. Inwigilatorów interesowało zwłaszcza życie duchowe oficerów, czy chodzili regularnie do kościoła, czy mieli ślub kościelny, czy ich dzieci chodziły do szkół katolickich. Jeśli odpowiedzi na te pytania wypadały twierdząco, oznaczało to, że taki oficer miał zamknięte drzwi do dalszej kariery jako „zatwardziały klerykał”, a nawet czekało go usunięcie z armii.
Zasada była więc ta sama, co obecnie w okresie szalejącego „miękkiego despotyzmu”, czyli przekonanie, że wyznawanie i praktykowanie wiary w Chrystusa jest czymś dyskwalifikującym dla kandydata do służby publicznej, czymś, co czyni go podejrzanym. Na początku dwudziestego wieku opinia publiczna jeszcze nie była na tyle „przygotowana”, by traktować takie postępowanie jako standard. Emile Combes został zmuszony do złożenia dymisji ze stanowiska szefa francuskiego rządu, a ustawę o „rozdziale Kościoła od państwa” przeprowadzili w 1905 roku jego polityczni koledzy z ugrupowań liberalnych i radykalnych.
Po upływie ponad stu lat od ujawnienia „afery fiszkowej” macki „miękkiego despotyzmu” tylko się wydłużyły, a i sposoby walki z ludźmi wierzącymi w Chrystusa pod pozorem szerzenia „tolerancji” i „równości” stały się coraz bardziej wyrafinowane. Jednak największym sukcesem autorów tej dyskryminującej chrześcijan polityki w tzw. rozwiniętych demokracjach Zachodu jest przyzwyczajenie sporej części opinii publicznej do tego, że „nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji”.

prof. Grzegorz Kucharczyk, historyk