Kategorie bazy wiedzy

Największe prześladowanie Kościoła

Największe prześladowanie Kościoła

Czasy się zmieniają, zmieniają się więc także formy prześladowania Kościoła, a dzisiaj dokonuje się tego od wewnątrz, bo niszczą go wpierw jego zabłąkane owieczki i niewidomi pasterze. Wskazywał na ten fakt Benedykt XVI, zdążając w 2010 roku do Fatimy: „największe prześladowania Kościoła nie są dziełem jego wrogów zewnętrznych, ale rodzą się z grzechu w Kościele”. Ale nie sam grzech jest najbardziej groźny tylko jego samousprawiedliwianie – wykluczające nawrócenie i poprawę – co dokonuje się w rozmaity sposób, jak pokazywał św. Jan Paweł II w encyklice Veritatis splendor, poświęconej kryzysowi współczesnej teologii moralności, opierającej się na błędnych koncepcjach etyki. Czy skorzystano z tej pomocy polskiego Papieża, zajmującego się przed wyborem na stolicę św. Piotra właśnie etyką?

1.      Mitologizacja chrześcijaństwa przez irracjonalizację moralności

Pewnie jest z tym różnie, bo prorocy wpierw we własnym domu nie są słuchani, ale pogłębiający się kryzys także w polskim Kościele, o czym świadczy spadek powołań do kapłaństwa, czego nie tłumaczą tzw. ciężkie czasy, ale nasza wobec nich bezradność. Nie nawrócą świata nasze religijne emocje, piękna liturgia, baloniki do nieba, ale racjonalne argumenty. Stąd też chrześcijaństwo odnosi tam sukcesy, gdzie jest mocno obecna cywilizacja prawdy – pozostawiona nam przez starożytnych Greków – a jej cofanie przemienia chrześcijaństwo w kolejny mit, przed czym ostrzegał Jan Paweł w encyklice Fides et ratio[1]. Tym się wpierw różni chrześcijaństwo od innych religii, że opiera się na fundamencie rozumnie prowadzonego życia moralnego. Na manowce sprowadza życie religijne irracjonalizacja moralności, czego dokonuje się w rozmaity sposób.

2.      Wykluczanie odpowiedzialności moralnej

Jeden z nich to kwestionowanie możliwości świadomego i wolnego działania w niektórych dziedzinach życia moralnego. Tak też nieraz traktuje się sferę seksualną, twierdząc, że tutaj człowiek jakoby coś musi czynić, decydują za niego hormony i procesy mózgowe, nie ma zatem sensu stawianie sobie i innych trudnych wymagań moralnych. Taką tezę stawia tzw. teoria norm docelowych, sformułowana przez Karla Rahnera SJ (niezwykle wpływowego w niemieckiej teologii moralnej) na użytek zakwestionowania nauczania encykliki Humanae vitae w sprawie antykoncepcji.

Zdaniem np. Karla Rahnera samo sformułowanie normy Humanae vitae dopuszcza taką jej wykładnię, iż chodzi o normę tylko „docelową”, której „nie da się zrealizować w każdej historycznej sytuacji przez każdą jednostkę i przez każdą społeczną grupę”. Aktualne znaczenie tej normy polega „na zobowiązaniu, aby dążyć do takiego ujęcia człowieka i społeczeństwa, w którym ta norma może obowiązywać w swej istotnej treści w sposób bezpośredni i aktualny”[2]. Racją nieobowiązywalności takiej normy „docelowej” jest zatem przede wszystkim niemożliwość jej zrozumienia i realizowania.

Teza Rahnera (i innych autorów) o normie zakazującej stosowania antykoncepcji jako tylko „docelowej” spotkała się wielokrotnie z krytyką, bo zdaniem np. o. T. Ślipko SJ „razi aprioryzmem”[3], czyli brakuje jej poprawnego uzasadnienia. Także w adhortacji Jana Pawła II Familiaris consortio wprawdzie zauważa się fakt, iż człowiek „jest istotą historyczną, która się formuje dzień po dniu, podejmując liczne i dobrowolne decyzje: dlatego poznaje, miłuje i czyni dobro moralne odpowiednio do etapów swego rozwoju”[4], ale nie wynika z tego, iż małżonkowie mogą „patrzeć na prawo tylko jako na czysty ideał osiągalny w przyszłości”, czyli wpierw aktualnie niezrozumiały. Adhortacja zatem zarzuca zwolennikom teorii „norm docelowych” błędne utożsamienie różnych faktów: „tego, co nazywa się ‘prawem stopniowalności’ nie można utożsamiać ze ‘stopniowalnością prawa’, jak gdyby w prawie Bożym miały istnieć różne stopnie i formy nakazu dla różnych osób i sytuacji”[5]. Prawo moralne przestałoby być moralnie zobowiązujące (czyli przestałoby być prawem), gdyby podlegało stopniowaniu. Przypomina się w Veritatis splendor, że powszechnie obowiązujące normy negatywne (zakazujące czynów ze swojej istoty moralnie złych) wytyczają granicę, poniżej której zaczyna się zło moralne, a więc rzeczywistość, której bezwzględnie nigdy nie należy realizować.[6] A zatem uznanie zakazu antykoncepcji za normę tylko <docelową> przeocza fakt, że normy moralne negatywne wyznaczają granicę, poniżej której zaczyna się pole moralnego zła, a zatem nigdy nie mogą wystąpić jako tylko normy <docelowe>, czyli jako pozytywny, ale ogólny, wymagający treściowego dookreślenia, ideał życia małżeńskiego.

 

3.      Etyka mózgu?

Dzisiaj wewnętrzni wrogowie chrześcijaństwa (<anonimowi antyteiści>, jak ich określał T. Styczeń SDS) odwołują się do aktualnie modnych teorii, w tym także do tzw. <neuroetyki>, powstałej na początku XXI wieku,[7] na fali popularności <neuronauki>, powstałej po 2000 roku, kiedy to nagrodzono Noblem Erica Kandela, neuro-freudystę, w wyniku czego pojawiły się, jak grzyby po deszczu nie tylko neuroetyka, ale także neurofilozofia, neurofenomenologia, neuroantropologia, neuroprawo, itp. Dotychczasowa filozofia moralności – twierdzi P. Churchland, czołowa przedstawicielka neuroetyki – „pomimo że czczona na salonach akademickich, była zupełnie oderwana od twardej nauki, to znaczy nie odwoływała się do teorii ewolucji czy do neuronauk (…) Dlatego też istniało niebezpieczeństwo, że filozofia moralności będzie unosić się w morzu, „pewnych”, ale wciąż jednak, opinii”[8].

Badania nad mózgiem jakoby dostarczają twardych fundamentów etyce, ale wpierw przemawiają za jej eliminacją, skoro miałyby wykluczać ludzką sprawczość, jakoby dowodząc determinacji ludzkiego działania przez czynniki biologiczne, co wykluczałoby moralną odpowiedzialność, a zwłaszcza kierowniczą funkcję rozumu w działaniu. Neuronauka miałaby też przemawiać za całkowicie przyrodniczym wyjaśnieniem ludzkiej życzliwości („społeczną naturę człowieka”, jak deklaruje P. Churchland). Bliższa analiza wyników neuronauki wskazuje jednak, że neuronaukowe dociekania istoty moralności nie przyniosły żadnych wiążących rezultatów, a nawet takich rezultatów ze swojej istoty przynieść nie mogą,[9] jeśli tylko trzymać się będziemy granic kompetencji nauk przyrodniczych, nie trafiając w ten sposób do księgi <modnych bzdur>.[10]

+

Jeśli życie moralne to dziedzina determinacji oddziaływania jakiś przemożnych zewnętrznych sił, z którymi nie jest w stanie poradzić sobie ludzka wola, to moralnej przemiany nie możemy dokonywać siłą naszego rozumu i własnej woli, ale co najwyżej przy pomocy środków technicznych (np. przy pomocy antykoncepcji), a wpierw farmakologicznie. To współczesna irracjonalizacja moralności, wykluczająca chrześcijańską ofertę wyzwolenia człowieka od moralnej winy, czyli od moralnego zła, jedynego zła, które dotyczy naszego człowieczeństwa. Bez identyfikacji własnego moralnego zła bowiem nie sposób zostać od niego uwolnionym.[11] Wyklucza to wyzwolenie główny nurt współczesnej etyki, nieraz bezmyślnie asymilowany przez niektórych chrześcijan, tą drogą sprowadzających życie religijne do praktykowania jakiegoś kolejnego mitu. Mitu zresztą zbędnego, skoro sam człowiek – czy jakieś irracjonalne siły w nim czy poza nim – miałby tworzyć granicę pomiędzy dobrem i złem moralnym, a zatem Zbawiciel – przekonujący człowieka mocą miłości – nie jest już potrzebny.[12]

dr hab. Marek Czachorowski

PRZYPISY

  1. Jan Paweł, Fides et ratio, 47 („Złudne jest mniemanie, że wiara może silniej oddziaływać na słaby rozum; przeciwnie, jest wówczas narażona na poważne niebezpieczeństwo, może bowiem zostać sprowadzona do poziomu mitu lub przesądu.”). Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 1
  2. Rahner. Na marginesie encykliki Humanae Vitae, „Więź” 1 (1969) s. 35-53, s. 42.nowość niżej Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 2
  3. Zob. T. Ślipko, Postulaty stawiane teologii moralnej przez Humanae vitae, „Analecta Cracoviensia” 1969, s. 258-296 cytuje go Leo Schefczyk s, 216. raczej jako pozytywny göos. ale moße tak nie być   . Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 3
  4. Familiaris Consortio, 34. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 4
  5. Tamże. Krytyka tej koncepcji zawarta jest także w Veritatis splendor, 56. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 5
  6. Zob. Veritatis splendor, 52. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 6
  7. Zob. Patricia S. Churchland, Moralność mózgu, tłum. M. Hohol, N. Marek, Kraków 2013. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 7
  8. Churchland, dz. cyt., s. 18. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 8
  9. Już w Miłości i odpowiedzialności K. Wojtyła ubolewał nad rozpowszechnionym przekonaniem, że w dziedzinie seksualnej głos należy „oddać prawie wyłącznie fizjologii i medycynie (…) Mniema się też, że nauki te same z siebie wyłonią normy etyczne (K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Lublin 1986, s. 15). Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 9
  10. Por. W. Duch, Czy jesteśmy automatami? Mózgi, wolna wola i odpowiedzialność [w:] Na ścieżkach neuronauki (red.) P. Francuz, Wydawnictwo KUL, Lublin 2010. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 10
  11. Zob. T. Styczeń, Etyka niezależna?, dz. cyt. s. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 11
  12. Por. Jan Paweł II, Veritatis splendor, 104 („Podczas gdy bardzo ludzka jest postawa człowieka, który zgrzeszywszy uznaje swą słabość i prosi o przebaczenie winy, to nie sposób zgodzić się z rozumowaniem kogoś, kto z własnej słabości czyni kryterium prawdy o dobru, tak że może czuć się usprawiedliwiony przez samego siebie bez uciekania się do Boga i Jego miłosierdzia”). Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 12