Kategorie bazy wiedzy

Narodowe Dzieło Pojednania

Fundacja Dobra w Toruniu podjęła w 2018 roku szereg działań nakierowanych na uwrażliwienie społeczeństwa na skutki zniewolenia konfliktami rozpoznawanymi przez sądy. Działania te stanowią elementy programu pod nazwą Narodowe Dzieło Pojednania [1] .

Zniewolenie jest słowem uprawnionym w tej kwestii z uwagi na to, że wikłanie się w spory sądowe przynosi bardzo destrukcyjne skutki w życiu człowieka na poziomie emocjonalnym. Prowadzi bowiem do poważnego naruszenia równowagi psychicznej, a w konsekwencji do destabilizacji całego organizmu.

Spory sądowe działają destabilizująco na relacje interpersonalne osób, które w taki sposób rozwiązują trudne dla nich sprawy. Strony procesu, dążąc do udowodnienia swoich racji, wciągają w proces osoby najbliższe, przyjaciół, sąsiadów, co prowadzi do zakłócenia relacji z tymi osobami, a niejednokrotnie do definitywnego ich zerwania.

Procesy pociągają za sobą doniosłe konsekwencje finansowe. Sądy nie są dla ludzi, ale dla prawników. Myśl ta, chociaż bolesna, jest jednak prawdziwa. Procedury sądowe są zawiłe, co wymaga od osób stawających przed sądem biegłej znajomości prawa. Biegłość taką osiągają prawnicy w toku wieloletnich studiów, co jest nieosiągalne dla osób nie posiadających wiedzy i umiejętności prawniczych. Wysokie koszty procesu, obejmujące honoraria prawników i wydatki, ponoszone przez strony procesu w jego toku powodują drenaż budżetów rodzinnych oraz budżetów przedsiębiorców, którzy spory poddają rozstrzygnięciu sądów.

Nie mniej istotne są konsekwencje dla tożsamości osób uczestniczących w procesach i dla ich duchowości. Ciągłe przeżywanie stresujących sytuacji, koncentrowanie się na krzywdach i żalach, hodowanie w sobie złości, nienawiści, chęci zemsty poważnie deformuje świadomość i wpływa na podważanie wartości, którymi uczestnicy procesów kierowali się wcześniej. Zmienia się postrzeganie rzeczywistości, upada zaufanie do ludzi i do samego siebie, człowiek uwikłany w długotrwały konflikt procesowy traci zdolność odróżniania dobra od zła.

Wiele osób uczestniczących w długotrwałych procesach, po ich zakończeniu jest ogołoconych moralnie. Przypominam sobie postępowanie sądowe, z którym zetknąłem się przed wielu laty przygotowując się do pełnienia służby na stanowisku sędziego, które wówczas miało już  trzynastoletnią historię. Byli małżonkowie spierali się o majątek, zgromadzony w czasie małżeństwa. Wcześniej byli zamożnymi ludźmi, którzy przez kilkanaście lat zmagań sądowych  praktycznie cały swój majątek wydali na koszty sądowe i na prawników. W protokole z rozprawy znalazłem takie zeznanie byłej żony: „w piątek wyszłam z domu do kościoła na Drogę Krzyżową, zobaczyłam mojego męża w komórce w ogrodzie, zamknęłam skobel na kłódkę i klucz wrzuciłam do stawu”. Nienawiść żywiona do byłego męża kompletnie zaślepiła tę kobietę. I proszę wierzyć, że nie był to odosobniony przypadek.

Czy jednak problem jest tak doniosły społecznie, że mamy powód do używania terminu „zniewolenie”?

Tak. Populacja Polaków w 2020 roku zdolna do procesowania się to około 20 mln. I 20 milionów Polaków wszczęło blisko 14 milionów postępowań sądowych. Uwzględniając sprawy rejestrowe i wieczystoksięgowe, stanowiące mniej niż połowę tej liczby, to spory sądowe, w których uczestniczą ludzie nie mogący dojść do porozumienia w drodze dialogu, stanowią liczbę 7-10 milionów spraw.

Ile pieniędzy angażują Polacy w obsługę sporów sądowych? Ile osób wciąganych jest w machinę procesową w charakterze świadków i biegłych? Ile osób nie może normalnie funkcjonować z powodu stresu wywołanego procesem?

Nie prowadzi się badań w Polsce, które pozwoliłyby odpowiedzieć na te pytania. Podobnie nie prowadzi się systemowych badań w celu ustalenia skutków dla osobowości i rozwoju społecznego i emocjonalnego, jakie wywołuje zaangażowania w procesy ich rodziców (w szczególności mam na myśli procesy w sprawach małżeńskich i rodzinnych).

Jesteśmy chorym i zniewolonym konfliktami społeczeństwem. Konflikty są dziedziczone, w kolejnych pokoleniach kształtowane są nawyki sporów i roztrząsania ich w sądzie.

A sąd powszechny nie jest powołany do rozwiązywania konfliktów, rozumianych jako zakłócenie relacji interpersonalnych. Zadaniem sądu jest rozwiązanie sporu, czyli zaledwie wycinka z tej rzeczywistości, w jakiej funkcjonują uczestnicy postępowania sądowego.

Procedura sądowa nie pozwala na prowadzenie przez strony rozmów umożliwiających wyjaśnienie interesów i potrzeb, nie daje możliwości podjęcia szczerej i otwartej rozmowy, która każdej z nich pozwoliłaby zrozumieć siebie i drugą stronę. W sądzie prowadzi się dialog jedynie z sądem, ograniczony do zwięzłego przedstawienia stanowiska i argumentów, i to w ściśle określonym przez sąd zakresie. Stąd osoby opuszczające mury sądu mają zwykle poważny dyskomfort spowodowany niemożnością wypowiedzenia się.

Przedmiotem zainteresowania sądu są informacje. Informacje bowiem pozwolą na ustalenie faktów stanowiących podstawę rozstrzygnięcia sporu. Dlatego na sali rozpraw nie ma miejsca dla emocji, a one przecież są siłą napędową ludzkich zachowań. Przecież to emocje są sprawcą konfliktu oraz motorem uruchamiającym postępowanie sądowe. Emocje ograniczają zdolności poznawcze człowieka, zaburzają możliwości komunikowania swoich potrzeb. Konstrukcja procesu tak cywilnego, jak i karnego eliminuje zatem z sali rozpraw najważniejszą personę, jaką są emocje! Osoby stawające przed sądem objuczone są emocjami wywołanymi sytuacją konfliktową, jak też wiążącymi się z postępowaniem sądowym. Ludzie przychodzą do sądu z nadzieją, że tutaj będą mogli uwolnić się od emocji. A w rzeczywistości ten ciężki bagaż zabierać muszą z sobą z powrotem, najczęściej jeszcze doładowany emocjami pojawiającymi się w trakcie procesu. Proces może w ten sposób stać się ciężarem nie do udźwignięcia.

Po opuszczeniu sali rozpraw emocje wywołane nierozwiązanym konfliktem znajdują ujście wobec bliskich albo są głęboko wtłaczane w umysł i serce. I znowu brakuje wiarygodnych badań na temat liczby ludzi, którzy z powodu rozstroju zdrowia psychicznego wywołanego długotrwałym stresem procesowym doświadczają wykluczenia społecznego czy przejawiają zachowania suicydalne. Również brak jest odpowiedzi na pytanie, jaka część blisko pięciu tysięcy samobójstw rocznie w naszym kraju jest konsekwencją nierozwiązywanych konfliktów mających finał w sądzie.

Proces sądowy uruchamia często mechanizm uwolnienia się od odpowiedzialności za rozwiązanie sytuacji konfliktowej. Składając pozew, czy inicjując postępowanie karne osoba uczestnicząca w konflikcie zrzuca część odpowiedzialności za swoje życie na innych, w tym wypadku na organy ścigania, czy sąd. Niejednokrotnie słyszałem stwierdzenia: „ja chciałem dobrze, ale sąd tak zawyrokował”. Jest to bardzo niebezpieczne, ponieważ praktykowane w dłuższym przedziale czasowym tworzy nawyk nieprzyjmowania odpowiedzialności za swoje życie i podejmowane decyzje. Prowadzi to do poważnej deformacji w sferze wolicjonalnej, z której skutkami z trudem radzi sobie później społeczeństwo.

I na koniec tej krótkiej prezentacji ułomności sądowej ingerencji w sytuacje konfliktowe przyjrzyjmy się rozstrzygnięciu wydawanemu przez sąd. Zazwyczaj ma ono schemat zero jedynkowy, tzn. jedna strona wygrywa, druga przegrywa. Rozstrzygnięcie sporu obarczone jest szeregiem błędów pojawiających się w toku procesu, w szczególności błędów w postępowaniu dowodowym oraz błędnego wnioskowania przez sąd na podstawie  załączonych dowodów. O skali problemu świadczy liczba orzeczeń zaskarżanych każdego roku do sądów wyższej instancji oraz liczba wyroków tychże sądów zmieniających lub uchylających orzeczenia sądów pierwszej instancji. O zawrót głowy przyprawiać mogą statystyki obrazujące liczbę wyroków sądów powszechnych uchylanych przez Sąd Najwyższy w wyniku rozpoznania skargi kasacyjnej.

Nie tylko z tego powodu sądowe rozstrzyganie sporów nie jest rozwiązaniem satysfakcjonującym społeczeństwo. Wyrok stygmatyzuje stronę przegrywającą spór. I choćby wyrok był doskonały w świetle sztuki prawniczej i obiektywnie spełniający wymogi sprawiedliwości, to jednak dla strony przegrywającej proces najczęściej sprawiedliwy nie jest. Fakt ten powoduje, że bardzo często proces sądowy nie tylko, że nie rozwiązuje konfliktu, ale wyrok staje się nowym jego zarzewiem. Strona, wobec której sąd orzekł winę za rozpad związku małżeńskiego, wychodzi z rozprawy z gotowym planem powetowania sobie porażki w postępowaniu o podział majątku, w którym „pokaże drugiej stronie”. Na przykład strona przegrywająca spór o alimenty często skupia się na tym, aby ograniczać drugiemu rodzicowi kontakty z dzieckiem.

Zdarza się często, że strona uczestnicząca w procesie rozwodowym w celu wzmocnienia swojej pozycji generuje proces karny wobec małżonka oskarżając go o znęcanie, a jeśli czuje się poważnie zagrożona, nie cofa się przed oskarżeniem – szczególnie ojca dziecka – o jego molestowanie seksualne. Druga strona nie pozostaje dłużna i również zawiadamia prokuraturę o popełnionych przez małżonka albo wydumanych jedynie przestępstwach. I wiążą się w ten sposób w procesach na kilka lub kilkanaście nawet lat.

Prowadziłem jakiś czas temu mediację zleconą przez sąd w sprawie o rozwód. Rozwodziła się para ludzi w głębokiej już jesieni życia. Również sądy karne przysłały mi do mediacji sprawy karne z udziałem tych małżonków. Okazało się bowiem, że trwający już jakiś czas proces rozwodowy zaowocował sześcioma postępowaniami karnymi, które małżonkowie zainicjowali.

Tak w największym skrócie przedstawia się rzeczywistość naszego społeczeństwa w drugiej połowie 2020 roku. To rzeczywistość jak po wybuchu jądrowym: spalona ziemia wartości, zniszczenia materialne, mnóstwo ofiar i głębokie zranienia w umysłach i sercach tych, którzy przeżyli.

Czy jest alternatywa wobec procesu?

Oczywiście, że tak. Wymiar Sprawiedliwości to nie tylko jurysprudencja. To również pozasądowe instrumenty rozwiązywania konfliktów (ADR-y) [2] , a wśród nich najważniejsze to mediacja i koncyliacja [3] .

Mediacja to postępowanie dobrowolne, poufne i nieformalne. To dialog, szczery i otwarty, prowadzony z udziałem bezstronnego i neutralnego mediatora. Dialog stron z sobą, one sobie wyjaśniają kwestie dla nich ważne, przedstawiają argumenty i – jeśli trzeba – dowody. Mediator nie ingeruje w konflikt, nie ocenia, nie wyrokuje. Pomaga jedynie rozmawiać, udrażnia komunikację, jeśli zaistnieje impas, pomaga zobaczyć problem w szerszej perspektywie.

Mediacja oparta jest na zasadzie autonomii konfliktu. Strony same decydują, czy chcą konflikt rozwiązać, w jaki sposób oraz jaką treść nadać ugodzie czy porozumieniu. Mediator w tym zakresie jest uważnym słuchaczem i sekretarzem dialogujących stron.

W mediacji emocje są dowartościowane. Na etapie wyjaśniania i wentylacji strony mogą uwolnić się od nieprzyjemnych dla nich emocji. Mediator czuwa, aby w tej aktywności strony były bezpieczne, żeby temperatura emocji nie zerwała dialogu.

Strony w mediacji zajmują się konfliktem, a nie sporem. Same zadecydują, o czym będą z sobą rozmawiały, jakie zagadnienia trudne i sporne poruszą w rozmowie, i które uregulują. Jeśli dojdą do porozumienia i zawrą ugodę, zostanie ona przedstawiona sądowi jedynie do zatwierdzenia. Sąd wówczas nie prowadzi w tej sprawie postępowania, bada jedynie, czy ugoda odpowiada prawu i zasadom współżycia społecznego. Zatwierdzona ugoda (a w sprawach nadających się do egzekucji zatwierdzona poprzez nadanie jej klauzuli wykonalności) stanowi tytuł wykonawczy taki sam jak ugoda sądowa czy wyrok sądu.

Strony biorą udział w mediacji same, ewentualnie towarzyszą im pełnomocnicy bądź osoby przez nie zaakceptowane. I to strony biorą od początku odpowiedzialność za swój konflikt i jego rozwiązanie. One są prawdziwie sędziami w swojej sprawie, a mediator ich protokolantem.

Ugoda w mediacji oznacza zwycięstwo obydwu stron. To one wypracowały wspólny sukces. Nie ma zatem przegranych, nie ma doświadczenia porażki, stymulującej do dalszej walki. Ponieważ strony zajęły się konfliktem, to konflikt, a nie wycinek, został uregulowany. Ogień został ugaszony, dom ocalał i nikt nie doznał straty czy krzywdy.

Mediacja jest nieporównanie tańsza od procesu. Przebiega szybko. Najdłuższa prowadzona przeze mnie mediacja trwała osiem miesięcy, a gdyby tym sporem zajmował się sąd – proces trwałby w pierwszej instancji około pięciu lat.

Mediacja nie niszczy relacji, nie angażuje ludzi z drużyny „za” i „przeciw”. Otoczenie stron konfliktu często wręcz z niedowierzaniem przyjmuje wieść, że strony się porozumiały i po jakimś czasie zachwiane relacje stron z otoczeniem mają szanse się ustabilizować.

Ugoda, czy porozumienie w mediacji pozwala na odzyskanie przez strony równowagi emocjonalnej [4] . U. Ustaje bowiem stres wywołany tak samym konfliktem, jak i udziałem w postępowaniu sądowym. Ludzie wracają do normalnego życia. Odzyskują wiarę w siebie oraz w zdolność kierowania swoim życiem. Proces, który po zawarciu ugody kończy się umorzeniem, przestaje dezorganizować życie wewnętrzne, społeczne i emocjonalne stron.

Pojednanie to powrót do jedności. Jedności z własną tożsamością, jakkolwiek będzie definiowana. Z osobami, z którymi łączy nas najgłębsza więź, ale też z tymi, z którymi więzi są nam potrzebne do normalnego i satysfakcjonującego życia. To odnowienie aktywnego uczestnictwa w wielowymiarowych strukturach społecznych, nakierowanego na dobro i harmonię życia społecznego.

Fundacja Dobra w Toruniu prowadzi Centrum Mediacji Świętej Rity, które jest moderatorem rozwiązywania konfliktów bez udziału sądów. Motywy powierzenia dzieła pojednania Świętej Ricie mam nadzieję wyjaśnić w kolejnym artykule. Fundacja przygotowuje do pracy w roli mediatorów prowadząc szkolenia. Zainicjowała również studia podyplomowe Mediacje pojednawcze w rodzinie w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej i przygotowała program tych studiów. Miałem zaszczyt kierować przebiegiem pierwszej edycji studiów. Mediatorzy skupieni w Centrum Mediacji Świętej Rity prowadzą mediacje zarówno zlecone przez sąd, jak i te, o przeprowadzenie których zwracają się same strony konfliktów.

Narodowe Dzieło Pojednania to wezwanie, jakie Fundacja kieruje do całego społeczeństwa.   To wezwanie do uwolnienia się od konfliktów poprzez podjęcie trudu dialogu, opartego na szczerości i prawdzie oraz przyjęcia pełnej odpowiedzialności za jego rozwiązanie.

 

Mariusz Stanisław Mateusz Trela

Mediator stały

Dyrektor Centrum Mediacji Świętej Rity Fundacji Dobra w Toruniu

Adwokat prowadzący Urnicz Kancelarię Adwokacką w Toruniu

Coach kryzysowy pomagający w przezwyciężaniu kryzysów psychologicznych

W latach 1991-2011 sędzia toruńskiego sądu gospodarczego

 

PRZYPISY

  1. Pod taki tytułem Telewizja Trwam przygotowała w maju 2018 r. reportaż poświęcony mediacji [dostępny pod adresem: https://www.youtube.com/watch?v=xcVV1fxPPpE]. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 1
  2. Zagadnienie to szeroko przedstawił L. Morawski, Filozofia prawa, TNOIK Toruń, 2014, s. 271 i nast. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 2
  3. Koncyliacja rozumiana jest jako odmiana mediacji prowadzona przez mediatora – eksperta w dziedzinie, której dotyczy konflikt; zadaniem koncyliatora jest przygotowanie eksperckiego projektu rozwiązania konfliktu, który nie ma jednakże charakteru wiążącego dla jego stron. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 3
  4. Głębsza analiza różnic pomiędzy mediacją a sądowym rozwiązaniem sporu przedstawiona została w: Komunikacja na sali sądowej, red. K. Dziewulska-Siwek, D. Żuchowska, M. Trela, Fundacja „Nasza Przyszłość” 2019. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 4