Kategorie bazy wiedzy

Nowa nadzieja rodzi się w Jordanii

Powoli kończy się lato, czyli okres, w którym wielu z nas decyduje się na pielgrzymki i na ogólnie pojętą turystykę biblijną, co w tym roku było z wiadomych powodów mocno ograniczone. Na łamach tego artykułu, wybierzmy się zatem w podróż do Jordanii, która była świadkiem ważnych wydarzeń w judaizmie i chrześcijaństwie. Nie będziemy jednak spoglądać z Mojżeszem z Góry Nebo na Ziemię Obiecaną, nie będziemy też świadkami wizji Jana czy nadziei Eliasza.

W Jordanii, pozarządowa organizacja Al Hadaf wspiera chrześcijańskich uchodźców z Iraku. Działania fundacji mają na celu niesienie im wsparcia i przywracanie godności. Fundacja prowadzi, między innymi, jadłodajnię i sklep z używaną odzieżą dobrej jakości, jednak tutaj przyjrzymy się programowi radzenia sobie z traumą, skierowanemu do dzieci.

Na przykładzie historii 12-letniej Anisy i jej mamy poznamy los dzieci, które musiały opuścić swoje domy i wioski, zostawiając za sobą błogie i bezpieczne dzieciństwo. Poznamy, na czym polega terapia przez sztukę, poznamy historie o rozpaczy, traumie, bólu, by na koniec zobaczyć w ich oczach nową nadzieję.

Potwory przeszłości

„Dzisiaj jest mój pierwszy dzień tutaj. Jeszcze nie udało mi się przyzwyczaić do życia w Jordanii. Tęsknię za Karakosz, tęsknię za Irakiem. Mama powiedziała, że raczej już nigdy nie uda nam się tam wrócić, że powinniśmy patrzeć w przyszłość. Ale jak? Od dnia, gdy ci ludzie przyszli i zabrali nam dom, od tej nocy, gdy musieliśmy uciekać, mama i tata zawsze chodzą zmartwieni”, wspomina swój pierwszy dzień w domu fundacji Anisa.

Mama Anisy wierzy, że wolontariusze z Al Hadaf pomogą jej i jej córce. W czasie, gdy jej córka uczestniczy w zajęciach plastycznych, mama uczy się języka angielskiego.

Na pierwszych zajęciach z radzenia sobie ze stresem i traumą, Anisa cały czas milczy. Szefowa fundacji, Maran, rozdaje dzieciom kartki, pędzle i farbki prosząc, by narysowały to, co chcą.

Zapytana po pewnym czasie o to, co wtedy czuła i poproszona, by opisać swój rysunek, Anisa opowiada:

„Zamknęłam oczy… Wszystko było czarne jak w moich snach… Chwyciłam bardzo mocno za pędzel. Nie byłam w stanie wybrać ani koloru ani kształtów. Malowałam to, co wtedy czułam: pustka, złość, ciemność i bezkształt. Nie podobał mi się ten rysunek, jednak pamiętam, jak Maran powiedziała, że to był jeden z najbardziej szczerych rysunków, jakie widziała.”

Po tygodniu w domu, gdzie była otoczona akceptacją i poczuciem bezpieczeństwa, Anisa dostała kolejne zadanie. Poproszono ją, by narysowała to, za czym najbardziej tęskni z Iraku. Oto, jak wspomina ten moment:

„Moje oczy napełniły się łzami na wspomnienie naszego pięknego domu, ogrodu, ptaków i tych wszystkich pięknych chwil, które tam spędziłam. Starałam się malować je takie, jakie były. Przez chwilę znów byłam w swoim mieście, wśród znajomych. Nagle znów pojawili się ci ludzie, którzy do nas przyszli. Źli mężczyźni z czarnymi brodami i czarnymi flagami krzyczeli i grozili nam bronią. I wtedy zanurzyłam pędzel w czarnej farbie. Potwór, który mieszkał w moich wspomnieniach trafił też na kartkę. Tak wtedy wyglądało moje życie…”

„Co to jest?” zapytała jedna z wolontariuszek. „To jest Państwo Islamskie” odpowiedziała Anisa. Były to jej pierwsze słowa od przyjazdu do Al Hadaf.

Kolejne tygodnie i miesiące terapii przez sztukę, rozmowy i towarzyszenie przyniosły w życiu Anisy wiele dobrego. Na zakończenie tej części programu, miała za zadanie namalować to, za czym tęskni najbardziej. Oto, jak skomentowała swój rysunek:

„Namalowałam wielki krzyż. Tęsknię za naszym kościołem. Chodziliśmy do niego co tydzień i spotykaliśmy się z innymi. Teraz moi przyjaciele i znajomi są porozrzucani po całym świecie. Chyba już nigdy nie uda nam się spotkać razem w tamtym kościele. Ale to nadal jest mój kościół, za którym tęsknię”. Tym razem Anisa nie domalowała czarnego potwora do swojego obrazka. „Uznałam, że nie pozwolę potworom zniszczyć moich wszystkich wspomnień.”

Emocje i uczucia

Po kolejnych kilku tygodniach, Anisa zaczęła być bardziej otwarta, rozmowna. Na nowo zaczęła rozmawiać ze swoją mamą, która również była objęta pomocą fundacji Al Hadaf. Także mama Anisy uczyniła postępy w radzeniu sobie z emocjami. Ich relacja się poprawiła i umocniła.

„Nazywamy to zegarem nastrojów. Naprawdę działa!” Anisa odnosi się w ten sposób do tarczy zegara wyciętej z papieru i podzielonej na cztery kwarty podpisane kolejno: radosny, w porządku, smutny, zdenerwowany.

„Maran pokazała go też mojej mamie i używamy go codziennie. Gdy czasami ustawiam zegar na zła, moja mama daje mi trochę przestrzeni i spokoju.”

„Ostatnio nawet moja mama go użyła. Nastawiła wskazówkę na smutna. Zrozumiałam, co chciała przekazać, przytuliłam ją i zajęłam się swoimi sprawami, by miała trochę czasu dla siebie.”

Cele na przyszłość

Pięć celów. Pięć wstążek. Ostatnia sesja tej terapii przez sztukę to rozmowa o przyszłości.  Anisa bardzo się zmieniła od swojego pierwszego dnia. Ciemność i potwory nadal są, jednak potrafi już żyć razem z nimi, oswoiła je.

„Tego dnia wypełniłam wstążki pięcioma obszarami, nad którymi chcę pracować. Myślałam o swojej przyszłości. Chcę się więcej modlić. Chcę malować. Chcę pomagać mamie. Chcę słuchać innych. Chcę zacząć czytać książki.”

Myślenie o przyszłości pomogło Anisie zapomnieć o pustce i smutku. „Powiesiłam sobie te pięć wstążek nad łóżkiem i codziennie modlę się i nad nimi pracuję”.

Co dalej…

Anisa i jej mama nadal pozostają po opieką fundacji Al Hadaf. W lutym 2020 roku inna rodzina z Iraku, Baheya i jej dwójka dzieci, która w Jordanii mieszkała od czterech lat, w tym przez ostatnie trzy uczestniczyła w programie dla uchodźców w Al Hadaf znalazła swój nowy dom w Australii.

Pracownicy i wolontariusze fundacji są bardzo dumni z ogromnych postępów, jakie uczynili Yara i Yousif . Oboje zmagali się ze wstrząsem pourazowym i depresją, ale dzięki terapii przez sztukę i dzięki temu, że zostały otoczone współczuciem i troską, były w stanie przepracować swoją traumę i nauczyć się wyrażania siebie w nowy sposób.

Gdy żegnali się z zespołem Al Hadaf, byli pogodni i radośni, co było nie do pomyślenia, gdy po raz pierwszy zjawili się w fundacji. Baheya uczestniczyła ponadto w lekcjach języka angielskiego, uczyła się zawodu makijażystki, co sprawiło, że przyjeżdżając do Australii czuła się gotowa sprostać nowym wyzwaniom.

Łukasz* Wilczyński

* Imię zmienione z powodu charakteru pracy