Kategorie bazy wiedzy

Skąd ta agresja?

Czerwiec 2021

ks. Zdzisław Wójcik – dr psychologii

Skąd ta agresja?

Skąd ta agresja?

Niewiele jest w naszych czasach takich miejsc na świecie, w których chrześcijanie nie byliby prześladowani lub zabijani. Wyznawcy innych religii również cierpią dzisiaj za swoje przekonania religijne. Kiedy jednak spojrzy się na statystyki, staje się jasne, że to właśnie chrześcijanie są w początkach trzeciego tysiąclecia prześladowani w najbardziej zdecydowany sposób. W 2009 roku Centrum Badawcze Pew (ang. Pew Research Center) – amerykański ośrodek badawczy informujący opinię publiczną o problemach, poglądach i tendencjach kształtujących społeczeństwa na całym świecie – oceniło, że osiemdziesiąt procent aktów prześladowania na tle religijnym, które miało miejsce w początkach dwudziestego pierwszego wieku, było wymierzonych w chrześcijan. W 2012 roku odnotowano obecność antychrześcijańskich prześladowań (o różnym nasileniu) w stu trzydziestu dziewięciu krajach. Wśród nich najbardziej agresywne były takie państwa jak: Korea Północna, Afganistan, Arabia Saudyjska, Somalia, Iran, Malediwy, Uzbekistan, Jemen, Irak, Pakistan, Erytrea, Laos i Nigeria. Są to miejsca, w których, jak pisze George Weigel w książęce pt. „Doświadczanie Boga” (tytuł oryginału: Letters to a Young Catholic. The Revised And Expanded Edition of a Modern Spiritual Classic, wyd. M Wydawnictwo, Kraków 2015): „bycie chrześcijaninem w najzwyklejszym sensie tego słowa, tj. posiadanie Biblii, chodzenie do kościoła czy posiadanie w domu religijnych symboli, już samo w sobie jest niebezpieczne”. W 2010 roku kardynał Francis George z Chicago, próbując pokazać, jakie mogą być skutki ekspansji agresywnie świeckiego społeczeństwa, postawił śmiałą hipotezę: „Ja spodziewam się umrzeć w swoim łóżku, ale mój następca umrze w więzieniu, a z kolei jego następca poniesie śmierć w miejscu publicznym jako męczennik”. Hipoteza postawiona przez kardynała George’a nie miała być, jak sam później napisał prognozą, ale obrazem tego, co może się stać, jeśli określonego rodzaju tendencje obecne we współczesnej zachodniej cywilizacji będą się rozwijać aż do ukazania swych logicznych konsekwencji. I nie chodzi tu wcale o to, czy rzeczywiście dziewiąty arcybiskup Chicago umrze w więzieniu lub czy dziesiąty zostanie w ramach przestrogi dla innych zastrzelony w miejscu publicznym. Chodzi tutaj o przekonanie, że za bycie wiernym uczniem Jezusa Chrystusa trzeba dzisiaj zapłacić nawet życiem.

Jeśli jesteś katolikiem…      

Bardzo możliwe, że jako katolik płacisz już jakąś cenę za bycie uczniem Chrystusa. Może jest to niezrozumienie lub kpina ze strony tych, którzy mylą moralne nauczanie Kościoła z zestawem zakazów i nakazów. Być może nawet twoi najbliżsi nie rozumieją, że Ewangelia jest tak naprawdę programem wyzwolenia człowieka, nawet jeśli niepozbawionym wyzwań i wymagań. Boć może miałeś już okazję się przekonać, że agresja wobec wierzących ma różną twarz, jak chociażby oblicze niewinnej presji. Judzenie i szczucie na wierzących może być bardziej obciążające psychicznie niż niechęć okazana wprost. Wie o tym dobrze psychologia, z której chętnie korzysta propaganda. Może słyszałeś, że katolicy, którzy pracują w branży medycznej są dzisiaj poddawani silnej presji, poprzez którą próbuje się ich nakłonić do zgodny na moralnie wątpliwe, a czasem wręcz śmiercionośne, „medyczne” praktyki podyktowane źle rozumianym współczuciem lub wymogiem ekonomicznej wydajności. Nie trzeba być bystrym obserwatorem, żeby dostrzec, że katolikom zajmującym się polityką doradza się, że jeśli chcą zdobyć lub utrzymać publiczne stanowiska, muszą nagiąć swoje moralne przekonania, tak aby zgadzały się z panującymi obecnie trendami. Presja wywierana na katolikach jest dzisiaj tak szeroko rozwinięta, zwłaszcza w mediach liberalnych, że staje się czymś codziennym, a zatem jakby normą społeczną. Dyżurni dziennikarze nie tracą czasu i sił, żeby codziennie dołożyć katolikowi. Trzeba mieć złą wolę albo ograniczenia poznawcze, żeby tego nie widzieć i nie rozumieć intencji nieprzyjaciela. Presji wywieranej na katolikach nie brakuje na co dzień w szkole, w zakładzie pracy, w szpitalu itd. Jeśli takie naciski stają się Twoim udziałem, przeczytaj sobie kolejne warte zapamiętania stwierdzenie kardynała George’a, który powiedział, że „tym, którzy rozpowiadają na temat Chrystusa kłamstwa oraz prześladują i dręczą Jego naśladowców na którymkolwiek z etapów historii, może się wydawać, że wprowadzają w losy świata coś nowego. Tak naprawdę z niewielkimi modyfikacjami powtarzają tylko tę samą starą historię grzechu i ucisku. Nie ma niczego „postępowego” w grzechu, nawet jeśli promuje się go jako coś „oświeconego”. Żal tylko człowieka, który poddany silnej presji cierpi, bo przecież tak niedaleko od presji do depresji. Jeśli ktoś tego nie wie, lepiej, żeby nie musiał się o tym przekonać na samym sobie. Żal każdego, wroga również.”

Zrozumieć motywację wroga

Ktoś, kto wierzy w Boga, czyli człowiek religijny przyznaje się tym samym do stronniczości na rzecz wiary i religii. To jasne. Tego nie trzeba w żaden sposób udowadniać. Przecież każdy jest stronniczy, kiedy kogoś lub coś kocha. Lecz ten, kto nienawidzi, zazwyczaj twierdzi, że jest bezstronny. Szczególnie ciekawa psychologicznie jest ta „bezstronność” w odniesieniu do religii. Naszkicujmy chociaż bardzo skrótowo sylwetkę takiego „oświeconego i bezstronnego” wroga religii. Otóż ktoś taki najczęściej twierdzi, że religia, do której żywi niechęć, a nawet nienawiść, stanowi przeszkodę dla osiągnięcia jakichś innych celów. Jakie to są cele? Najczęściej słyszymy wtedy, że chodzi o postęp, o naukę, wolność, tolerancję, o prawa dla kobiet, o prawa dla różnych mniejszości, o równość. Warto zauważyć, że rzadko zdarza mu się rozprawiać o samych celach w oderwaniu od przeszkody. Prawdziwym celem wroga religii jest właśnie przeszkoda. Co jest tą przeszkodą? Oczywiście dla wrogów religii przeszkodą są oczywiście przedstawiciele religii, a zwłaszcza Kościoła katolickiego. Duchowni, księża, zakonnicy czy zakonnice są regularnie przedstawiani jako hipokryci. Nieraz może i słusznie. Jaka jest jednak różnica między wrogiem religii a drugą stroną? Chociażby taka, że przyzwoity katolik przynajmniej nie powołuje się na świeckie cele, by uzasadnić typowo religijne działania. Ksiądz nie twierdzi, że przyklęka przy ołtarzu, bo to świetne ćwiczenie na mięśnie łydek. Chrześcijanin nie utrzymuje, że chrzest został wprowadzony wyłącznie dla higieny, aby każdemu zapewnić przynajmniej jedną kąpiel w życiu. Przyzwoity katolik nie uważa, że w piątek odmawia sobie spożywania mięsa z obawy przed miażdżycą. A przecież byłby to dokładny odpowiednik świeckich pretekstów, jakie są wymyślane dla działań bez wątpienia antyreligijnych. Może ktoś pamięta, ile było wrzasku, że na pielgrzymkę Papieża do Ojczyzny marnuje się pieniądze, zamiast je przeznaczyć na biedne dzieci. Albo gdy np. chodziło o wprowadzenie, czy raczej przywrócenie w Polsce uroczystości Objawienia Pańskiego (Trzech Króli), a co za tym idzie dnia wolnego od pracy, wtedy podniósł się wrzask z wiadomej strony, że gospodarka tego nie udźwignie i wszyscy Polacy zostaną poszkodowani. Byli nawet i tacy, może nawet szlachetni ludzie, ale przy tym naiwni, którzy zaczęli w tę argumentację wierzyć. Czy chodzi tylko o naszą Ojczyznę? Przykład chrystianofobów atakujących katolicką Polskę w imię ekonomii, to tylko jeden z setek przykładów, jakie łatwo znaleźć na całym kontynencie. Dlatego tak naprawdę nie ma sensu pytać fanatycznego wroga Kościoła i religii, czemu szczuje przyzwoitych i szlachetnych katolików przeciw księdzu. Jest taki typ antyklerykała, który nigdy nie zawracałby sobie głowy innymi ludźmi, gdyby nie chciał zaatakować księdza. Różnych pretekstów, jakie są wymyślane dla działań bez wątpienia antyreligijnych nie brakowało i nie brakuje. A wydawało się, że wraz z komuną udawanie, że są inne powody niż niechęć i wrogość do religii wreszcie się zakończy. Gdyby powojenne pokolenie mogło opisać wszystkie preteksty, dla których odciągano ludzi od Kościoła i od wiary, to powstałyby miliony sprawozdań, a przynajmniej notatek. Szkoda, że nikt jeszcze nie pokusił się o nakreślanie psychologicznej sylwetki współczesnego, tzw. „bezstronnego, postępowego i obiektywnego wroga religii i Kościoła”. Może coś podobnego do „homo sovieticus” opisanego przez ks. Józefa Tischnera. A może to jedno i to samo. Owszem, coraz bardziej obecne jest w użyciu pojęcie „chrystianofobia”, które definiuje się najczęściej jako lęk lub nienawiść, odczuwane wobec chrześcijan. Słowniki czy jakieś encyklopedie dodają przy tym, że niechęć do chrześcijaństwa może wynikać z pobudek religijnych bądź ideologicznych. Chrystianofobia może być motywacją do popełniania przestępstw. Za przejawy chrystianofobii uznaje się także akty nietolerancji, wandalizmu i marginalizacji społecznej obecne w zeświecczonych krajach Europy i Ameryki Północnej, czego przykładem może być palenie historycznych świątyń w Skandynawii w latach 90. XX w. Niektóre subkultury blackmetalowe otwarcie przyznają się do niechęci względem chrześcijan. Z psychologicznego punktu widzenia można rozszerzyć termin chrystianofobia na irracjonalny lęk lub nienawiść wobec chrześcijan, a także chrześcijaństwa w ogóle. Znaczenie tego słowa ma obejmować również antychrześcijańskie uprzedzenia, które mają być manifestowane stopniową marginalizacją osób z chrześcijańskimi przekonaniami. Tymczasem na pierwszy rzut oka samo pojęcie „chrystianofobia” może trochę wprowadzać w błąd, bo sugeruje jakby chodziło o lęk przed chrześcijaństwem. Ale z drugiej strony, tak przecież nieraz blisko od lęku, poprzez gniew i nienawiść do agresji. Proces psychologiczny destrukcji osobowości zaczyna się często od nieznajomości chrześcijaństwa i nauki Chrystusa, a kończy się na przejętej albo wyhodowanej w sobie agresji.

Nadzieja, mimo wszystko

Cóż jeszcze można powiedzieć? Może to, że świat, który odwraca się od Boga, swojego Stwórcy i Odkupiciela, nieuchronnie czeka marny koniec. Taki świat stoi bowiem po niewłaściwej stronie historii. Owszem, na usługach chrystianofobii jest wielu ludzi różnych narodowości, płci, wykształcenia zawodów i stanów, różnych związków i stowarzyszeń mniej czy bardziej jawnych. Szczególne miejsce zajmują tu dziennikarze, którzy atakują na różne sposoby zorganizowany Kościół. O mediach laickich nie wolno zapomnieć, bo mając wielkie możliwości, wykorzystują je także do szczucia i judzenia na Kościół oraz religię. Dlatego drogi czytelniku, poprzez przyjaźń z Jezusem Chrystusem stoisz po właściwej stronie historii. I to nie tylko w sensie ostatecznym, chociaż jest to mimo wszystko najważniejszy sens. Jeśli jako katolicy weszliśmy w okres prześladowań, to musimy pamiętać, że i tak kiedyś ktoś podniesie szczątki zrujnowanego społeczeństwa i pomoże odbudować cywilizację. To może być tylko Kościół, który wiele już razy w historii ludzkości to czynił. Wróg zaś Kościoła jest ostatecznie wrogiem samego siebie, dlatego najbardziej odpowiednie, o czym należy przypomnieć, ciągle aktualne nie tylko do katolików są słowa Chrystusa: „nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.