Kategorie bazy wiedzy

Spór wokół aborcji eugenicznej jako spór o rozumność prawa

Spór wokół aborcji eugenicznej jako spór o rozumność prawa

Aktualny spór o aborcję eugeniczną to wpierw spór o rozumność prawa, a tak je definiuje klasyczna jego koncepcja. Skoro tworzone jest ono przez istoty rozumne i dla istot rozumnych, to musi być oparte na odczytaniu przez rozum obiektywnej prawdy o dobru. To jest pierwsza z czterech istotnych cech prawa, wyróżniona przez św. Tomasza z Akwinu w jego słynnym „Traktacie o prawie” [1] . S. Stąd też orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 28 października 2020 wskazało na nierozumność ustawy – funkcjonującej od 1993 roku – zezwalającej także na aborcję eugeniczną, bo stojącą w sprzeczności z Konstytucją. Trybunał postulował zatem uwolnienie polskiego prawa od tej nierozumności. Zanim wyrok ten został opublikowany Pan Prezydent RP podjął inicjatywę ustawodawczą, która proponuje legalizację aborcji „letalnej”  jakoby różnej od aborcji eugenicznej – czyli prenatalne zabijanie dzieci obciążonych „wadami letalnymi”, prowadzącymi do „niechybnej śmierci”. Czy byłoby to prawo rozumne?

1.     Nierozumne prawo jako deprawator umysłów

Rozumne prawo – oraz poprawne myślenie etyczne – wpierw nie może zawierać sprzeczności, bo ostrzega znane prawo logiki (zwane prawem Dunsa Szkota), że sprzeczności torują drogę dowolności. I po to jeszcze czekamy w Polsce na niesprzeczne prawo dotyczące ochrony życia: aby nie wypaczało wpierw myślenia. A o to chodzi w tworzeniu prawa: nie jest ono jakimś szlabanem, uniemożliwiającym, czy utrudniającym ludziom spełnianie ich niecnych czynów, ale jest to jedna z bardzo ważnych w naszym życiu informacji (oczywiście nie jedyna) o tym, co jest moralnie dobre, a co złe.

Ta informacja nie może być wpierw wewnętrznie sprzeczna. Widzimy na ulicach skutki zakłamanej, bo wpierw sprzecznej z Konstytucją ustawy aborcyjnej z 1993 roku. Wypaczyła wpierw myślenie, i to nie tylko rozjuszonego, wulgarnego i świętokradczego tłumu, bo przecież głośni są też bardziej wyrafinowani obrońcy tej sprzeczności polskiego systemu prawnego, nazywanego nieraz „kompromisem”. Czy prezydencka inicjatywa ustawodawcza wyklucza tę sprzeczność lub ogranicza jej zakres? Czy zatem pomoże istotom rozumnym poprawnie myśleć w sprawach dobra i zła moralnego?

2. Aborcja „letalna” jako gatunek aborcji eugenicznej

W uzasadnieniu inicjatywy ustawodawczej twierdzi się, że nie podważa ona rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego, dotyczącego aborcji eugenicznej. Ale nie można się z tym zgodzić, bo przecież aborcja z powodu „wad letalnych” dziecka (aborcja „letalna”) jest tylko odmianą aborcji eugenicznej. Zabicie chorego dziecka, ponieważ ono po porodzie „niechybnie” umrze, jest w dalszym ciągu bezpośrednim odebraniem życia człowiekowi niewinnemu z racji jego stanu zdrowia, czyli – aborcją eugeniczną. Istota obydwu działań jest ta sama, a zmienia się tylko jedna z okoliczności. Stąd też przewodniczący Episkopatu Polski, arcybiskup Stanisław Gądecki jednoznacznie stwierdził, że „Prezydencka propozycja byłaby nową formą eutanazji, która selekcjonuje osoby ze względu na możliwość przeżycia”. Także Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae określał aborcję eugeniczną jako kryptoeutanazję.

3. Rozumność prawa jako jego zgodność z rzeczywistością

Ale w klasycznej koncepcji prawa jego „rozumność” to wpierw zgodność z obiektywną rzeczywistością (tym jej elementem i aspektem, której dotyczy konkretne prawo). Czy legalność aborcji „letalnej” spełnia ten warunek? Z pewnością nie, co pokazuje sposób argumentacji, który nazywamy reductio ad absurdum: na co jeszcze musimy się zgodzić, jeżeli uznamy aborcję „letalną” za prawnie dopuszczalną i moralnie słuszną?

Jeśli słuszne byłoby zabicie dziecka z „wadami letalnymi”, to tym samym słuszne byłoby zabójstwo każdego innego umierającego pacjenta, bo lekarze dają mu np. tylko tydzień czy jeden dzień dalszego życia. Okoliczność, że dziecko „niechybnie” umrze po porodzie nie ma żadnego znaczenia w argumentacji etycznej, bo przecież każdy z nas jest w sytuacji „letalnej”, skoro prędzej czy później umrzemy. Czy to argument za tym, że można nas zabić?

Kogo zatem przekonamy do prawdy o bezwarunkowym dobru ludzkiego życia – od samego początku do samego końca, czyli naturalnej śmierci – przy pomocy legalizacji aborcji „letalnej”?

4. Śmierć własnego dziecka a jego zabójstwo

Na ulicy – i w podburzających ją mediach – dużo mówi się o „prawach kobiet”, czy dobru kobiet, a Pan Prezydent wspomniał nawet o „heroizmie” kobiety niezabijającej swojego chorego dziecka. Jeśli w ocenie prawnej i etycznej bierzemy pod uwagę także dobro kobiety, matki dziecka, to wykluczone jest, że tym dobrem może być kiedykolwiek zabicie własnego dziecka. W sytuacji stwierdzenia jego „wad letalnych” albo matka przeżyje dramat śmierci swojego dziecka, albo też doda do tego kolejny i to nieporównywalny dramat: zadanie śmierci własnemu dziecku. To nie jest to samo: umrzeć z powodu jakiś zewnętrznych, nie dających się przezwyciężyć okoliczności choroby, a być zabitym przez własną matkę… Jakże prawodawca ma pozostawić ją samą, bez czytelnej wskazówki, co tutaj jest jedynie słusznym rozwiązaniem?

*

Jeśli zatem mamy siebie wzajemnie przekonać do prawdy o dobru ludzkiego życia, to trzeba nam prawa tworzonego nie pod dyktando spragnionego krwi tłumu, ale prawa rozumnego.

dr hab. Marek Czachorowski

PRZYPISY

  1. Tomasz z Akwinu, STh I-II, 90-105 (zwłaszcza a. 1, q. 90” „Czy prawo jest dziełem rozumu?”) Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 1