Kategorie bazy wiedzy

W obronie zagrożonego dzieciństwa

Trudna, a nawet dramatyczna jest droga rozwoju człowieka. A jednak rozwój jest mu zadany przez Stwórcę i odbywa się według Jego praw. Z tym rozwojem wiąże się wiele trudności, wyrzeczeń, a nawet cierpienia. Tak bardzo wiele zależy tu od dorosłych, od ich świata wartości. W ostatnim czasie nasze społeczeństwo obrało kierunek bardziej na tzw. autentyczność, indywidualność, bycie sobą i wolność. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie swoiste rozumienie tych pojęć. Zabiegi wychowawcze, które za tym idą dalekie są od chrześcijańskiego sposobu wychowania dzieci i młodzieży. Trudno nieraz mówić w ogóle o jakimś wychowaniu, gdy dziecku pozwala się na wszystko.

Spośród wielu nośnych współczesnych haseł jedno zasługuje na szczególną uwagę. Chodzi o tzw. indywidualność, która robiąc wrażenie nowoczesności i postępowości, niesie ze sobą poważne zagrożenia. Chodzi właściwie o pewną koncepcję indywidualności. Jej orędownicy głoszą, że należy pozwolić dziecku, by odnalazło swoją prawdziwą osobowość, bo każda ludzka istota powinna być sobą. Ze wszystkich mętnych frazesów dzisiejszego świata ten jest chyba najbardziej pozbawiony treści. W końcu zdrowy rozsądek każe zadać pytanie: w jaki to niby sposób siedmiolatek ma zdecydować, czy odnalazł swoją prawdziwą osobowość? I w jaki sposób, skoro o tym mowa, ma to za niego rozstrzygnąć jakikolwiek dorosły? Jak w ogóle można to oceniać? To wyrażenie ma sens tylko w najwyższym, mistycznym znaczeniu, bo każdy człowiek został stworzony z jakimś zamysłem Bożym – lecz nawet ten zamysł pozostaje dla nas tajemnicą. A dla kogoś, kto nie wierzy w Boga, mówienie o „prawdziwej osobowości” musi stanowić po prostu bełkot. Żądanie, aby być sobą jest wysoce niekonkretne. To nie mistyczna zagadka, tylko zagadywanie problemu.

Z czysto psychologicznego i po prostu ludzkiego punktu widzenia, osobowość człowieka kształtuje się poprzez współdziałanie sił wewnątrz dziecka i sił na zewnątrz. Dziecko nie może wyrastać w próżni, bez żadnych zewnętrznych oddziaływań. Warunki tak czy owak uformują mu charakter lub wywrą na nie wpływ, niezależnie od tego, czy będzie to rózga dziadka, perswazja ojca czy konwersacja między postaciami w jakiejś powieści. Czy jest na świecie ktoś, kto potrafi bez wahania stwierdzić, który z tych elementów wspomógł prawdziwą osobowość dziecka, a który ją wypaczył? Bo czym jest prawdziwa osobowość? Trudno odgadnąć, co mają na myśli promotorzy takich dziwnych, niby psychologicznych czy pedagogicznych koncepcji i poglądów. Może im się wydaje, że jest to jakaś konkretna i złożona istota, ukryta już w postaci gotowej wewnątrz każdego niemowlaka, a my tylko mamy pozwolić, żeby ze śpiewem na ustach wymaszerowała na zewnątrz. A przecież czytając biografie wybitnych ludzi rozumiemy, że bardzo trudno byłoby ocenić, na ile charakter wynikał z wrodzonych predyspozycji, a na ile z prób życiowych, przez które przeszli, cierpień, które przeżyli i prawd, które zdołali odkryć. Tego rodzaju współcześni piewcy indywidualności mogliby się postarać, a nawet powinni dać nam jakieś wskazówki, pozwalające sprawdzić, czy ich idea tzw. „prawdziwej osobowości” została w danym wypadku zrealizowana i jak to naprawdę wygląda. Niestety wielu z nich zamiast wychowywać, tzn. wprowadzać młodego człowieka w prawdziwe wartości, eksperymentuje wprowadzając jedynie w błąd, nie biorąc za to odpowiedzialności.

Toteż, nie będąc fanatycznym wyznawcą dawnych metod czy to opartych na przymusie, czy na perswazji, jestem zdania, że jedne i drugie wspomagały się zdrowym rozsądkiem, którego wyraźnie brakuje w wypadku koncepcji indywidualności. Mądrzy i odpowiedzialni rodzice nawet karząc dziecko albo łagodnie do niego przemawiając, byli przynajmniej świadomi pewnej prostej prawdy. Był mianowicie świadomi, że Bóg jeden wie – w najdosłowniejszym sensie tego zwrotu – jaki charakter rzeczywiście ma dziecko i na kogo powinno wyrosnąć, aby było w pełni sobą. Jedyne, co my dorośli możemy zrobić, to przekazać mu takie prawdy, które jak wierzymy, zawsze będą prawdziwe, na kogo by nie wyrosło. Trzeba posiadać kodeks moralny, który naszym zdaniem da się zastosować do wszystkich dzieci, a skoro tak, należy go narzucić również naszemu dziecku. Jeśli ma poczuć się naprawdę sobą jako oszust czy sadysta (bo np. taki wzór spodobał mu się w grze komputerowej), musimy mu wyjaśnić, że nie chcemy, aby ktokolwiek realizował się poprzez oszustwa czy sadyzm. Innymi słowy, musimy na tyle mocno wierzyć w jakąś religię albo światopogląd, aby odpowiedzialnie się na tym oprzeć, wszystko jedno jakie rewelacje ogłosi nam następne pokolenie. Bóg jeden wie, powtarzam, jaki będzie skutek ostateczny. My jesteśmy odpowiedzialni za to, co zachodzi na początku – czyli za to, co sami wkładamy dziecku do głowy.

ks. dr Zdzisław Wójcik – psycholog