Kategorie bazy wiedzy

Wolność polskiej nauki od ideologii

Wolność polskiej nauki od ideologii

Zapowiedzi ministra profesora Przemysława Czarnka uwolnienia polskiej nauki od ideologii („Pakiet wolności akademickiej”, projekt zmiany ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce, z 9 XII 2020), posługujących się rozmaitym, zwłaszcza administracyjnym przymusem, wzbudziło falę protestów. Nie chcą wolności akademickiej niektórzy naukowcy. Jakie są źródła tego zdumiewającego sprzeciwu, naruszającego także zasady konstytucji RP [1] ?

1. Nauka spod sierpa i młota?

Niewątpliwie jest to wpierw dziedzictwo totalitarnego PRL-u. Wolność nauki była tam wykluczona, z racji najgłębszych założeń tego systemu, bo zapowiedziane wyzwolenie ludzkości do wzajemnego miłowania miało się dokonać tylko przez przemoc. Towarzysze zapowiadali zatem „odrąbywanie rąk” tym wszystkim, którzy będą przeszkadzali realizacji szczytnych celów. W latach 50. terroryzowali na uczelniach rozmaici Kołakowscy, Baumani i cała rzesza podobnych <naukowców>. [2] Na Na wszystkich państwowych uczelniach była obowiązkowa „filozofia marksistowska”, wbijająca w głowy zasady leninizmu i stalinizmu. Niezależna filozofia w przestrzeni od Berlina do Pekinu i Seulu była tylko na KUL-u, a rozwinęła się dzięki wewnętrznej dbałości o wolność poszukiwania prawdy.

Dzięki tej wolności – czego dzisiaj wszystkim ośrodkom naukowym należy życzyć – filozofia w Lublinie osiągnęła w latach 60. i 70. niezwykle wysoki poziom, bo wolność to warunek konieczny rozwoju nauki. Swieżawski, Krąpiec, Wojtyła, Kamiński, i wielu innych profesorów to wciąż żywi twórcy tego najwyższego poziomu.

2. Powstanie nauki w świecie wolności poszukiwania prawdy

Niezbędność wolności dla poszukiwania prawdy zgodnie zauważają historycy filozofii, lokujący powstanie nauki jedynie w starożytnej Grecji, a jedną z pierwszych przyczyn była niezwykła wolność polityczna w greckiej polis, nigdzie już później nie zrealizowana w takim stopniu. W prowadzonych debatach liczyły się argumenty, a nie siła, w tym także – siła pieniądza, jak to rejestruje Herodot w „Dziejach”, opisując spotkanie Solona (jednego z „siedmiu mędrców”) z Krezusem, legendarnym bogaczem. Dbano zatem nade wszystko nie o pieniądze, ale o prawdę, a z tego powodu – o wolny czas. Pracowano tylko sześć godzin dziennie, nie wprzęgając siebie wzajemnie w kierat nieustannej pracy, bo człowiek jest śmiertelny, a zarazem – w pewnym wymiarze – nieśmiertelny. Pozostałą część dnia przeznaczano nie na nieróbstwo – strasznie nużące, dzisiaj często praktykowane – ale na godny człowieka odpoczynek, czyli powrót do swojego początku. Początek godny istoty rozumnej, a tym jest poszukiwanie prawdy, której jesteśmy odkrywcami i stróżami.

3. Wierność sobie?

Nic zatem dziwnego, że kulowska oaza wolnego poszukiwania prawdy ściągała studentów z całej Polski, w tym także tych wyrzucanych z państwowych totalitarnych uczelni. Liczyły się wtedy na wykładach i w dyskusjach argumenty, a nie znane dzisiaj np. łajanie biskupów, papieży i ministra nauki u rozmaitych „Stokrotek” za jakoby brak wrażliwości wobec homoseksualnej, genderowej lub proaborcyjnej duszy…

Wolność nauki na KUL-u bardzo niepokoiła decydentów PRL-u i z tego powodu nasyłano tam tłumy rozmaitych agentów. W swoich donosach pisali o „zbrodniach” wykładowców, którzy nie chcieli uzgadniać się z marksistowską ideologią. W przeprowadzonej analizie archiwalnych dokumentów prof. Piotr Jaroszyński (w „Człowiek w kulturze”, nr 21 2011) podaje, że na 29 wniosków habilitacyjnych z KUL-u aż 20 Wydział Spraw Wewnętrznych PRL-u zaopiniował negatywnie, określając tych naukowców jako „katolickich doktrynerów”, „klerykałów”, „wojujących katolików”, „fanatyków”. Przy pomocy takich „recenzji” zablokowano habilitację miedzy innymi prof. Mieczysława Gogacza, określonego przez jakiegoś TW jako „nietolerancyjnego”, na wykładach „tendencyjnie i złośliwie podważającego słuszność ideologii marksistowskiej”.

Przepoczwarzenie się PRL-u w 1989 roku wprawdzie zakończyło żywot marksistowskiej „filozofii”, ale nie aktywności usłużnych naukowców. Błądzenie wprawdzie jest rzeczą ludzką i może być bardzo pouczające, byleby tylko wreszcie je zakończyć. Ale zamiast włączyć się w budowę wolnej nauki, mamy wciąż aktywne grono naukowców, którzy nie widzą nic zdrożnego w chodzeniu w kagańcu i na smyczy „poprawności politycznej”. Nie zmienili poglądów, bo pewnie mają taki sam, naczelny pogląd – zgodność z nakazami władzy, niezależnie od tego, czy jest w Moskwie, Berlinie czy też Brukseli lub Nowym Jorku. Zachwalają proaborcyją i genderową przemoc na ulicach, bo przecież takie są światowe wytyczne i za to otrzymuje się granty, najwyższe punkty i wyjazdy. A za poszukiwanie prawdy – przemilczenie, wyrzucanie z pracy, blokada naukowego awansu.

Oto zatem pierwszy z powodów, z uwagi na który część środowiska naukowego sprzeciwia się postulatom uwolnienia uczelni od rozmaitych ideologii. Są jeszcze inne powody…

dr hab. M. Czachorowski, prof. KPSW

PRZYPISY

  1. Por. Art. 54.1. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 1
  2. Pisze świadek tej epoki: „szczególną zjadliwością i nadużyciem erystyki odznaczył się młody L. Kołakowski, (…) znany krytyk (…) także R. Ingardena, W. Tatarkiewicza i S. Ossowskiego (tu zaznaczyli się T. Kroński i R. Zimand), lecz głównie skoncentrowano się na szkole lwowsko-warszawskiej, zapewne ze względu na jej znaczny autorytet naukowy. Na łamach osławionej „Myśli Filozoficznej” (jedynego wówczas czasopisma filozoficznego, a właściwie pseudo-filozoficznego) pamflety ogłaszali: H. Holland o K. Twardowskim (założycielu szkoły lwowskiej), B. Baczko o T. Kotarbińskim, A. Schafff (któremu w tym czasie sekundował L. Kołakowski) o K. Ajdukiewiczu.” A. B. Stępień, Rys rozwoju filozofii marksistowskiej i problem dialogu filozoficznego z marksizmem od roku 1945, w: Wobec filozofii marksistowskiej, Rzym 1987, s. 20-22. Powrót do fragmentu, którego dotyczy przypis numer 2