Kategorie bazy wiedzy

Wrogowie wewnętrzni chrześcijaństwa

Wrogowie wewnętrzni chrześcijaństwa

Ze złem najłatwiej sobie poradzić u samego jego początku. Pewnie tego zaniedbaliśmy, jak można mniemać przyglądając się rosnącej bezczelności i bezkarności atakujących w naszym kraju chrześcijaństwo i chrześcijan, tym samym naruszając elementarne zasady porządku konstytucyjnego, wyrażone w Preambule Konstytucji RP wezwaniem do dbałości „o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi”. Sprawcami bezpośrednimi tych ataków są z reguły „resortowe wnuki” oraz wszyscy inni, unikający światła, aby nie ujawniły się ich własne uczynki, ale pytać należy, czy w jakiś sposób nie przyczyniliśmy się do ich aktywności? Chrześcijaństwo to przecież Królestwo Prawdy, a zatem brak dbałości o nią podkopuje siły tego Królestwa. Podstawowe znaczenie ma w nim prawda o dobru, czyli prawda nie tylko o tym, jak żyć, ale wpierw prawda o tym, dlaczego tak właśnie należy żyć. Trzeba zatem wiedzieć, dlaczego należy „zachować przyrodzoną godność człowieka”. Sama znajomość katalogu moralnie dobrych i moralnie złych czynów nie wystarcza w Królestwie Prawdy, bo podstawowe znaczenie ma poprawne uzasadnienie tych ocen moralnych. Oczywiście, sama taka wiedza jeszcze nie wystarcza do życia moralnie dobrego, ale bez tej wiedzy nie jest ono możliwe. Człowiek to bowiem istota rozumna, która zatem nie może żyć na ludzkim poziomie bez rozumienia racji takiego właśnie, a nie innego życia. Trzeba zatem dbać o poprawne uzasadnienie formułowanych w nauczaniu moralnym Kościoła katolickiego norm moralnych i prawnych, bo inaczej zostają naruszone same fundamenty Królestwa Prawdy.

Zwykle poszukujemy wrogów chrześcijaństwa gdzieś z zewnątrz, w globalnych i masońskich spiskach, jakby nie zauważając, że najskuteczniej podkopuje się chrześcijaństwo od wewnątrz, a wpierw na drodze szerzenia irracjonalizmu w traktowaniu zasad moralnych i prawnych. Życie moralne jakoby polega na bezmyślnym posłuszeństwie moralnym nakazom i zakazom, które nie podlegają uzasadnieniu, a są irracjonalnym dyktatem, irracjonalnego Bóstwa lub równie irracjonalnego własnego autonakazu. Akurat w tym roku wspominamy trzydziestolecie ogłoszenia encykliki św. Jana Pawła II „Veritatis splendor”, którą świat chrześcijański już się nie przejmuje, wnioskując po liczbie tegorocznych konferencji poświęconych temu tematowi (znana mi jest tylko jedna). Encyklika diagnozuje tragiczny stan współczesnej katolickiej teologii moralnej. Po trzydziestu latach chyba nie ma żadnych znaków – w teorii, jak i praktyce życia – że się cokolwiek zmieniło na lepsze. Ale już wtedy wszyscy twierdzili, że ta encyklika ich nie dotyczy, bo papież albo ich nie rozumiał, albo krytykował innych.

Można też odnieść wrażenie, że w powszechnym odczuciu temat kryzysu teologii moralnej jest drugorzędny, bo jakoby ważniejszy jest problem np. naruszania liturgii, świętokradztwa, niedyscyplinowania rozwiązłych duchownych czy wychwalania „zasług” carycy Katarzyny II. Kryzys teologii moralnej traktowany jest w tej hierarchii nieszczęść drugorzędnie, bo – słyszymy – wszyscy mają sumienie, jakoby nieomylny „głos”, któremu należy być posłusznym, który jakoby znakomicie funkcjonuje, nawet jeśli się nad nim w żaden sposób nie pracuje. Zapomina się, że sumienie wymaga wpierw rozwoju, usprawnienia, a pierwszą z tych sprawności sumienia jest cnota kardynalna roztropności. Ale sama się ona nie zjawia, trzeba nad nią pracować, byleby zasady tej pracy nie były rozmywane przez błędną teologię moralną, która nie zechciała skorzystać z rad udzielonych w encyklice Veritatis splendor. Jakie są tego konsekwencje? Pokazuje je historia nowożytnego chrześcijaństwa, które już nie imponuje swoim pierwszym dynamizmem, a nawet w niektórych miejscach traci żywotność. Z jakiego powodu?

Zdaniem o. Jacka Woronieckiego OP, kandydata na ołtarze, filara współczesnego polskiego katolicyzmu, przyczyną tego kryzysu nowożytnego chrześcijaństwa jest kryzys nowożytnej teologii moralnej. Pisze o tym w zapomnianej monografii „Metoda i program nauczania teologii moralnej”, wydanej w 1920 roku. Zdaniem o. Woronieckiego „Gdy się przyjrzeć strasznemu upadkowi obyczajów XVIII w., czyli wieku oświecenia [zakończonego straszliwą rewolucję francuską – M. Cz.], nie można nie dojść do przekonania, że został on po części przygotowany przez kazuistów, których doktryny powoli przeszły z książek do obyczajów. (…) Jeszcze w XVII w. rozwiązłe doktryny kazuistyczne są obce obyczajom; powoli jednak i stopniowo oddziaływają one na nie, i gdy zostaną po jakimś czasie potępione, obyczaje są już niemi silnie zarażone; zaś oczyszczenie obyczajów nie tak łatwo pójdzie, jak potępienie doktryn. To też kazuistyka XVII w. jest w wysokim stopniu współwinna temu obniżeniu się moralności, które nas uderza w XVIII w.”. Kazuistyka (jako jeden z działów teologii moralnej) zastępująca teologię moralną, sprowadzona została do „dyskutowania, które uczynki są dozwolone, a które nie”. Najkrócej mówiąc nowożytna teologia moralna skupiła się na roztrząsaniu tego, co jest dozwolone, a co nie, zapominając o najważniejszym: podania poprawnego uzasadnienia, dlaczego tak właśnie należy lub nie należy postępować. Na te ostatnie pytanie nie było miejsca już pod koniec średniowiecza, a nawet od czasu wygnania św. Tomasza z Akwinu z paryskiego uniwersytetu i potępienia jego tez w 1277 roku przez biskupa Paryża. Na miejsce poprawnie uprawianej teologii moralnej wkroczył irracjonalizm Dunsa Szkota i Wilhelma Ockhama. Powrót w XV w. etyki i teologii moralnej św. Tomasza nie spowodował istotnej zmiany, bo było to już etyka spreparowana, zinstrumentalizowana, na użytek sporu z islamem, nie mogąca z tego powodu formułować poprawnych uzasadnień obowiązków moralnych. Dopiero na przełomie XIX i XX w. zapoczątkowano odnowienie tomizmu, począwszy od encykliki Leona XIII Aeterni Patris (1879), ale to zadanie nie zakończyło się sukcesem, jak twierdził o. Jacek Woroniecki. Z jego podręcznika („Katolicka etyka wychowawcza”) wykładał etykę ks. Karol Wojtyła, pokazując, w jaki sposób ożywić i rozwinąć klasyczną etykę (a tą drogą także teologię moralną), której szczytowym, ale nieostatnim etapem jest etyka Tomasza z Akwinu.

Zaskakujące cofanie się chrześcijaństwa w naszym kraju, rosnąca wrogość wobec naszej religii ma u swych podstaw nie tylko szerzenie się moralnego występku, skoro „prawda w oczy kole”, ale także zaniedbania uzasadnienia tej prawdy na polu wpierw teologii moralnej. Czas wreszcie przestudiować encyklikę Veritatis splendor…

dr hab. Marek Czachorowski